*Oczami Alice*
-Co się stało?-spytałam bez entuzjazmu.
-Boże, wciąż nie mogę w to uwierzyć! To po prostu nie do opisania, nie do wiary!-krzyczała radośnie moja mama.
Zdjęłam spokojnie buty i odwróciłam się w jej stronę oczekując jakichkolwiek wyjaśnień tego nagłego przybytku euforii.
-Dostałam możliwość rozsławienia mojego sklepu w Irlandii! Opłacą mi wyjazd na dwa miesiące i dają wolną rękę. Mogę robić wszystko co chcę, oczywiście legalnie, żeby zarabiać daną kwotę na tydzień. Nie pamiętam żadnych szczegółów, kiedy usłyszałam tą propozycję nie mogłam usiedzieć!-wachlowała się rękami, jakby zaraz miała zemdleć.-Jeśli mi się uda, sklep powstanie tam na stałe, ja wrócę i… Będziemy ustawione na długi czas, kochanie-dokończyła już spokojniej i zrobiła krok w przód chcąc mnie przytulić.
Odsunęłam się. Czu ona mówi poważnie?
-Rozumiem, ze przyjęłaś tą propozycję?-skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Skarbie, to niepowtarzalna okazja!-zapewniała mnie.
-Mamo, nie możesz mnie zostawić samej na dwa miesiące. Tym bardziej, że za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżam na ponad dziesięć dni. Nie poradzę sobie ze wszystkim. Mogę wstawać i witać się z pustym domem-przyzwyczaiłam się do tego, ale codzienne gotowanie obiadów, robienie zakupów? Jak dostanę się na drugi koniec miasta na dworzec? Kto mnie odbierze jak wrócę z Francji? Pomyślałaś może o tym?-wypominałam starając się zachować zimną krew.
-Alice, wszystko wyolbrzymiasz. Jesteś już prawie dorosła, poza tym przez cały czas w domu jest tato-oznajmiła poważnie.
-Jesteś naprawdę tak ślepa?! Myślisz, że on mi pomoże?!-wybuchłam nie wytrzymując już ani chwili dłużej.-On mnie nienawidzi! Nie rozmawiałam z nim przez Bóg wie ile czasu! Od wielu lat nie podszedł i nie spytał „Alice, aniołku, jak ci minął dzień?”, wiesz?! Dlaczego zawsze musi jechać w delegacje w moje urodziny? Nigdy nie spędzamy razem nawet wigilii i wiem, że wszystkie zaadresowane do mnie prezentu są od ciebie! Nawet jeśli podpisałaś się jego imieniem! Nigdy nie powiedział, że ładnie dziś wyglądam! Siedzi godzinami w pracy, nie interesuje się mną! To właśnie przez niego mam takie chore wyobrażenie na temat społeczeństwa!-otarłam samotną łzę spływającą po moim policzku.-Pokazał mi co to znaczy być fałszywym. I mając w swoim towarzystwie tylko jedną normalną osobę, która widzę teraz świruje, uznałam, że jest ona wyjątkiem. Jest specjalna, nie do powtórzenia, stworzona tylko dla mnie. Resztę postrzegałam jako zarozumiałych idiotów! I w końcu kiedy coś może zaczyna się układać i jestem pewna, że potrzebowałabym pomocy ty chcesz wyjechać i mnie zostawić. On nic nie zmienia, rozumiesz? Ja nie mam ojca i już nigdy nie będę go miała-uspokajałam się powoli.-Ale proszę, jedź do tej Irlandii. Życzę ci mnóstwo szczęścia, mną się nie przejmuj…-zakończyłam naszą rozmowę odpychając mamę na bok i biegnąc do swojego pokoju. Ignorowałam każde wykrzyczane przez nią słowo w moją stronę.
-Boże, wciąż nie mogę w to uwierzyć! To po prostu nie do opisania, nie do wiary!-krzyczała radośnie moja mama.
Zdjęłam spokojnie buty i odwróciłam się w jej stronę oczekując jakichkolwiek wyjaśnień tego nagłego przybytku euforii.
-Dostałam możliwość rozsławienia mojego sklepu w Irlandii! Opłacą mi wyjazd na dwa miesiące i dają wolną rękę. Mogę robić wszystko co chcę, oczywiście legalnie, żeby zarabiać daną kwotę na tydzień. Nie pamiętam żadnych szczegółów, kiedy usłyszałam tą propozycję nie mogłam usiedzieć!-wachlowała się rękami, jakby zaraz miała zemdleć.-Jeśli mi się uda, sklep powstanie tam na stałe, ja wrócę i… Będziemy ustawione na długi czas, kochanie-dokończyła już spokojniej i zrobiła krok w przód chcąc mnie przytulić.
Odsunęłam się. Czu ona mówi poważnie?
-Rozumiem, ze przyjęłaś tą propozycję?-skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Skarbie, to niepowtarzalna okazja!-zapewniała mnie.
-Mamo, nie możesz mnie zostawić samej na dwa miesiące. Tym bardziej, że za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżam na ponad dziesięć dni. Nie poradzę sobie ze wszystkim. Mogę wstawać i witać się z pustym domem-przyzwyczaiłam się do tego, ale codzienne gotowanie obiadów, robienie zakupów? Jak dostanę się na drugi koniec miasta na dworzec? Kto mnie odbierze jak wrócę z Francji? Pomyślałaś może o tym?-wypominałam starając się zachować zimną krew.
-Alice, wszystko wyolbrzymiasz. Jesteś już prawie dorosła, poza tym przez cały czas w domu jest tato-oznajmiła poważnie.
-Jesteś naprawdę tak ślepa?! Myślisz, że on mi pomoże?!-wybuchłam nie wytrzymując już ani chwili dłużej.-On mnie nienawidzi! Nie rozmawiałam z nim przez Bóg wie ile czasu! Od wielu lat nie podszedł i nie spytał „Alice, aniołku, jak ci minął dzień?”, wiesz?! Dlaczego zawsze musi jechać w delegacje w moje urodziny? Nigdy nie spędzamy razem nawet wigilii i wiem, że wszystkie zaadresowane do mnie prezentu są od ciebie! Nawet jeśli podpisałaś się jego imieniem! Nigdy nie powiedział, że ładnie dziś wyglądam! Siedzi godzinami w pracy, nie interesuje się mną! To właśnie przez niego mam takie chore wyobrażenie na temat społeczeństwa!-otarłam samotną łzę spływającą po moim policzku.-Pokazał mi co to znaczy być fałszywym. I mając w swoim towarzystwie tylko jedną normalną osobę, która widzę teraz świruje, uznałam, że jest ona wyjątkiem. Jest specjalna, nie do powtórzenia, stworzona tylko dla mnie. Resztę postrzegałam jako zarozumiałych idiotów! I w końcu kiedy coś może zaczyna się układać i jestem pewna, że potrzebowałabym pomocy ty chcesz wyjechać i mnie zostawić. On nic nie zmienia, rozumiesz? Ja nie mam ojca i już nigdy nie będę go miała-uspokajałam się powoli.-Ale proszę, jedź do tej Irlandii. Życzę ci mnóstwo szczęścia, mną się nie przejmuj…-zakończyłam naszą rozmowę odpychając mamę na bok i biegnąc do swojego pokoju. Ignorowałam każde wykrzyczane przez nią słowo w moją stronę.
Rzuciłam się na łóżko, a moje oczy ponownie zapełniły się
łzami. Pierwszy raz się komuś zwierzyłam. Myślałam, że wiąże się to ze
specjalnym dniem i że kiedy to się stanie wszystko będzie prostsze. Nic nie
jest łatwiejsze. Teraz może stać się jeszcze bardziej skomplikowane. Mogę
usłyszeć zarzuty od mamy za to, co powiedziałam o moim drugim rodzicu. Uzna, że
dramatyzuję i że wszystko jest do naprawienia. Utrzymując swoje „niesłuszne”
zdanie na temat ojca mogę pokłócić się z nią jeszcze bardziej… I oczywiście
będzie tak aż do momentu, w którym nie przyznam jej racji i nie przeproszę.
Czyli do momentu, w którym skłamię i wyjdę na tchórza-bez sensu. Wniosek?
Gratulacje, Alice, spieprzyłaś sprawę.
Myśląc o wyjeździe do Irlandii robiło mi się niedobrze. Będę
zdana tylko na siebie, nikogo innego. Sama będę przygotowywała posiłki,
sprzątała i pilnowała mieszkania. Mogę zapomnieć o przyjemnych wakacjach. Pomijając
już obowiązki, których nie ominę trzeba ponownie wspomnieć o towarzystwie w
domu. Mam nadzieję, że gdzieś się wyniesie. Ja zaproszę Louisa i Holly i
zamieszkamy w moim domu. Rozumiem tydzień, dwa, może i nawet trzy. Ale nie dwa
miesiące! To chyba nie jest do przeżycia…
W tym momencie zapomniałam o wszystkim. O tym jak przyjemnie
spędziłam dzień, o piosence, o Holly, Lou i jego siostrach. Zostały tylko łzy…
I wspomnienia.
*Oczami Louisa*
-Louuuis? Będziesz moją wieżą?-udawałem, że nie słyszę coraz
trudniejszych do spełnienia żądań moich sióstr.
Zdecydowanie wolałem, kiedy zajmowała się nimi Alice. Były zadowolone, nie nudziły się i co najważniejsze-nie narzekały. Dopłaciłbym jej, żeby zamieszkała w tym domu i stopniowo dopłacał w trakcie, żeby zostawała, bo jestem pewien, że po paru dniach zaczynałaby świrować.
Czekałem na rodziców aż wrócą z kina. Byłem zobowiązany do
opieki nad tymi wybrykami natury, które kocham nad życie. Są jego częścią, jego
sensem, a z innej strony dodatkiem, którego niektórym brakuje. Posiadanie
rodzeństwa, jak chyba wszystko, ma wady i zalety. Sztuką jest zapomnienie o
wadach i olewanie ich.
-No to smokiem, okej? Daisy mnie uratuje, zanim mnie zjesz.
Proszęę- Phobe nie poddawała się.
-Hej, ja też mam swoje zajęcia. Alice bawiła się z wami przez cały dzień, wciąż wam mało?
-A co robisz?-moja siostra wskoczyła na moje kolana.
-Obiecałem coś komuś, pamiętasz co wiąże się z obietnicami? Mama ci mówiła-spytałem Daisy.
-Eee… Że jak coś się obiecuje to…-wahała się.
-Trzeba to zrobić-dokończyła jej bliźniaczka.
-Jak wy sobie poradzicie w życiu bez siebie nawzajem, co?-zaśmiałem się przytulając je do siebie.
-Hej, ja też mam swoje zajęcia. Alice bawiła się z wami przez cały dzień, wciąż wam mało?
-A co robisz?-moja siostra wskoczyła na moje kolana.
-Obiecałem coś komuś, pamiętasz co wiąże się z obietnicami? Mama ci mówiła-spytałem Daisy.
-Eee… Że jak coś się obiecuje to…-wahała się.
-Trzeba to zrobić-dokończyła jej bliźniaczka.
-Jak wy sobie poradzicie w życiu bez siebie nawzajem, co?-zaśmiałem się przytulając je do siebie.
Nadając do ściągnięcia płytę Priscilli Ahn odłożyłem laptopa
na ławę i podniosłem z zaskoczenia Phobe. Umieściłem ją sobie na ramionach i
wstałem z kanapy. Wydała z siebie cichy pisk, ale kiedy zorientowała się co
robię uspokoiła się.
-Ale dlaczego to ona ma być księżniczką w wieży? Ja nie chcę być księciem, też jestem dziewczynką!-buntowała się Daisy stojąc na ziemi.
-Spytaj mamy, dlaczego macie tylko jednego brata-zażartowałem.- Jutro role się zamienią, obiecuję.
-Ale dlaczego to ona ma być księżniczką w wieży? Ja nie chcę być księciem, też jestem dziewczynką!-buntowała się Daisy stojąc na ziemi.
-Spytaj mamy, dlaczego macie tylko jednego brata-zażartowałem.- Jutro role się zamienią, obiecuję.
__________________________________________
Okej, jest ze mną zdecydowanie coś nie tak.
Jeden z pierwszych rozdziałów, kiedy Alice się poparzyła-bolał mnie brzuch z nerwów, kiedy opisywałam moment, gdy dzwoniła do Louisa.
Ten rozdział-miałam łzy w oczach, kiedy pisałam wypowiedź Al na temat jej taty. CHOREE :O
Rozdział nieco krótszy, co jest wynikiem dnia i tego jak go spędziłam. Halloween-horrory, yaay! :3 Jednak mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Jak zawsze: KOMENTUJCIE, POLECAJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE :) Dziękuję xx