czwartek, 31 października 2013

Rozdział 16



*Oczami Alice*

-Co się stało?-spytałam bez entuzjazmu.
-Boże, wciąż nie mogę w to uwierzyć! To po prostu nie do opisania, nie do wiary!-krzyczała radośnie moja mama.
Zdjęłam spokojnie buty i odwróciłam się w jej stronę oczekując jakichkolwiek wyjaśnień tego nagłego przybytku euforii.
-Dostałam możliwość rozsławienia mojego sklepu w Irlandii! Opłacą mi wyjazd na dwa miesiące i dają wolną rękę. Mogę robić wszystko co chcę, oczywiście legalnie, żeby zarabiać daną kwotę na tydzień. Nie pamiętam żadnych szczegółów, kiedy usłyszałam tą propozycję nie mogłam usiedzieć!-wachlowała się rękami, jakby zaraz miała zemdleć.-Jeśli mi się uda, sklep powstanie tam na stałe, ja wrócę i… Będziemy ustawione na długi czas, kochanie-dokończyła już spokojniej i zrobiła krok w przód chcąc mnie przytulić.
Odsunęłam się. Czu ona mówi poważnie?
-Rozumiem, ze przyjęłaś tą propozycję?-skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Skarbie, to niepowtarzalna okazja!-zapewniała mnie.
-Mamo, nie możesz mnie zostawić samej na dwa miesiące. Tym bardziej, że za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżam na ponad dziesięć dni. Nie poradzę sobie ze wszystkim. Mogę wstawać i witać się z pustym domem-przyzwyczaiłam się do tego, ale codzienne gotowanie obiadów, robienie zakupów? Jak dostanę się na drugi koniec miasta na dworzec? Kto mnie odbierze jak wrócę z Francji? Pomyślałaś może o tym?-wypominałam starając się zachować zimną krew.
-Alice, wszystko wyolbrzymiasz. Jesteś już prawie dorosła, poza tym przez cały czas w domu jest tato-oznajmiła poważnie.
-Jesteś naprawdę tak ślepa?! Myślisz, że on mi pomoże?!-wybuchłam nie wytrzymując już ani chwili dłużej.-On mnie nienawidzi! Nie rozmawiałam z nim przez Bóg wie ile czasu! Od wielu lat nie podszedł i nie spytał „Alice, aniołku, jak ci minął dzień?”, wiesz?! Dlaczego zawsze musi jechać w delegacje w moje urodziny? Nigdy nie spędzamy razem nawet wigilii i wiem, że wszystkie zaadresowane do mnie prezentu są od ciebie! Nawet jeśli podpisałaś się jego imieniem! Nigdy nie powiedział, że ładnie dziś wyglądam! Siedzi godzinami w pracy, nie interesuje się mną! To właśnie przez niego mam takie chore wyobrażenie na temat społeczeństwa!-otarłam samotną łzę spływającą po moim policzku.-Pokazał mi co to znaczy być fałszywym. I mając w swoim towarzystwie tylko jedną normalną osobę, która widzę teraz świruje, uznałam, że jest ona wyjątkiem. Jest specjalna, nie do powtórzenia, stworzona tylko dla mnie. Resztę postrzegałam jako zarozumiałych idiotów! I w końcu kiedy coś może zaczyna się układać i jestem pewna, że potrzebowałabym pomocy ty chcesz wyjechać i mnie zostawić. On nic nie zmienia, rozumiesz? Ja nie mam ojca i już nigdy nie będę go miała-uspokajałam się powoli.-Ale proszę, jedź do tej Irlandii. Życzę ci mnóstwo szczęścia, mną się nie przejmuj…-zakończyłam naszą rozmowę odpychając mamę na bok i biegnąc do swojego pokoju. Ignorowałam każde wykrzyczane przez nią słowo w moją stronę.

Rzuciłam się na łóżko, a moje oczy ponownie zapełniły się łzami. Pierwszy raz się komuś zwierzyłam. Myślałam, że wiąże się to ze specjalnym dniem i że kiedy to się stanie wszystko będzie prostsze. Nic nie jest łatwiejsze. Teraz może stać się jeszcze bardziej skomplikowane. Mogę usłyszeć zarzuty od mamy za to, co powiedziałam o moim drugim rodzicu. Uzna, że dramatyzuję i że wszystko jest do naprawienia. Utrzymując swoje „niesłuszne” zdanie na temat ojca mogę pokłócić się z nią jeszcze bardziej… I oczywiście będzie tak aż do momentu, w którym nie przyznam jej racji i nie przeproszę. Czyli do momentu, w którym skłamię i wyjdę na tchórza-bez sensu. Wniosek? Gratulacje, Alice, spieprzyłaś sprawę. 

Myśląc o wyjeździe do Irlandii robiło mi się niedobrze. Będę zdana tylko na siebie, nikogo innego. Sama będę przygotowywała posiłki, sprzątała i pilnowała mieszkania. Mogę zapomnieć o przyjemnych wakacjach. Pomijając już obowiązki, których nie ominę trzeba ponownie wspomnieć o towarzystwie w domu. Mam nadzieję, że gdzieś się wyniesie. Ja zaproszę Louisa i Holly i zamieszkamy w moim domu. Rozumiem tydzień, dwa, może i nawet trzy. Ale nie dwa miesiące! To chyba nie jest do przeżycia…

W tym momencie zapomniałam o wszystkim. O tym jak przyjemnie spędziłam dzień, o piosence, o Holly, Lou i jego siostrach. Zostały tylko łzy… I wspomnienia.

*Oczami Louisa*

-Louuuis? Będziesz moją wieżą?-udawałem, że nie słyszę coraz trudniejszych do spełnienia żądań moich sióstr. 

Zdecydowanie wolałem, kiedy zajmowała się nimi Alice. Były zadowolone, nie nudziły się i co najważniejsze-nie narzekały. Dopłaciłbym jej, żeby zamieszkała w tym domu i stopniowo dopłacał w trakcie, żeby zostawała, bo jestem pewien, że po paru dniach zaczynałaby świrować.

Czekałem na rodziców aż wrócą z kina. Byłem zobowiązany do opieki nad tymi wybrykami natury, które kocham nad życie. Są jego częścią, jego sensem, a z innej strony dodatkiem, którego niektórym brakuje. Posiadanie rodzeństwa, jak chyba wszystko, ma wady i zalety. Sztuką jest zapomnienie o wadach i olewanie ich. 

-No to smokiem, okej? Daisy mnie uratuje, zanim mnie zjesz. Proszęę- Phobe nie poddawała się.
-Hej, ja też mam swoje zajęcia. Alice bawiła się z wami przez cały dzień, wciąż wam mało?
-A co robisz?-moja siostra wskoczyła na moje kolana.
-Obiecałem coś komuś, pamiętasz co wiąże się z obietnicami? Mama ci mówiła-spytałem Daisy.
-Eee… Że jak coś się obiecuje to…-wahała się.
-Trzeba to zrobić-dokończyła jej bliźniaczka.
-Jak wy sobie poradzicie w życiu bez siebie nawzajem, co?-zaśmiałem się przytulając je do siebie.

Nadając do ściągnięcia płytę Priscilli Ahn odłożyłem laptopa na ławę i podniosłem z zaskoczenia Phobe. Umieściłem ją sobie na ramionach i wstałem z kanapy. Wydała z siebie cichy pisk, ale kiedy zorientowała się co robię uspokoiła się.
-Ale dlaczego to ona ma być księżniczką w wieży? Ja nie chcę być księciem, też jestem dziewczynką!-buntowała się Daisy stojąc na ziemi.
-Spytaj mamy, dlaczego macie tylko jednego brata-zażartowałem.- Jutro role się zamienią, obiecuję.

Spędzając kolejne piętnaście minut udając wieżę zakończyłem swój dzień. Dzień, w którym zniszczyłem Alice poranek, w którym byłem jej „narzeczonym” i w którym wszystko zaczynało bardzo powoli się kształtować.
__________________________________________
Okej, jest ze mną zdecydowanie coś nie tak.


Jeden z pierwszych rozdziałów, kiedy Alice się poparzyła-bolał mnie brzuch z nerwów, kiedy opisywałam moment, gdy dzwoniła do Louisa.


Ten rozdział-miałam łzy w oczach, kiedy pisałam wypowiedź Al na temat jej taty. CHOREE :O


Rozdział nieco krótszy, co jest wynikiem dnia i tego jak go spędziłam. Halloween-horrory, yaay! :3 Jednak mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Jak zawsze: KOMENTUJCIE, POLECAJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE :) Dziękuję xx

czwartek, 24 października 2013

Rozdział 15



*Oczami Alice*

Tego ranka wstałam dość wypoczęta. Nie w najwyższym stopniu, ale o wiele większym niż parę dni temu, kiedy jeszcze musiałam chodzić do szkoły. Wlokąc się niesamowicie weszłam do kuchni zastając jedynie karteczkę:

„Alice, zostałam pilnie wezwana na jakieś zebranie. Zjedz coś i trzymaj się. Powinnam być popołudniu. Mama”

Zebrania i spotkania-podobno najnudniejsza część jakiegokolwiek zawodu. Jednak dzisiaj miałam to gdzieś. Szczerze, i tak nie byłoby mnie w domu. Zgniotłam kawałek papieru i wyrzuciłam do kosza. Otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej czerwoną miseczkę. Postawiłam na blacie obok moich ulubionych płatków czekoladowych i sięgając po mleko wlałam je do naczynia zapełnionego chrupkami. Zaniosłam posiłek do salonu i siadając na kanapie włączyłam telewizor.

-Kolejne wypadki na autostradzie A7, w dobrze znanym nam miejscu. Tym razem rannych zost-nie pozwoliłam skończyć prezenterce wiadomości przełączając na kolejny kanał.
-Ale John! Jak mogłeś mnie zdradzić z Elizabeth?! To, że ja cię zdradziłam, nie znaczy, że ty musisz brać ze mnie przykład. Nie możemy tego tak skończyć! John!-wybuchłam śmiechem patrząc na powagę aktorki w telenoweli.
-A teraz, po wielu minutach oczekiwań i niecierpliwości na scenę zapraszamy, z mojego punktu widzenia, niesamowitą osobę. Nie stała się bardzo popularna na naszym kontynencie, jednak zyskała odpowiednią ilość fanów. Niesamowitych fanów, którzy aby spełnić swoje marzenie i zobaczyć ją na żywo jeździli do innych miast, a nawet państw. Jednak dziś mamy ten zaszczyt gości pannę Priscillę Ahn z pięknym utworem z przed paru lat „Dream”*!-wykrzyknął mężczyzna oświetlony wieloma jasnymi światłami na scenie, prowadząc jakieś show.-Zaimponujmy jej, Berlinie!
Światła zgasły, a na scenę weszła młodo wyglądająca dziewczyna z gitarą. Podeszła bliżej do mikrofonu i zaczęła wygrywać spokojną, wolną melodię.
-I was a little girl alone in my little world who dreamed of a little home for me-zaczęła śpiewać, a ja zakochałam się w jej wokalu.- I played pretend between the trees, and fed my houseguests bark and leaves, and laughed in my pretty bed of green…-kontynuowała, a ja zastanawiałam się jak może być możliwe to, że ktoś ma taki anielski głos.- I had a dream that I could fly from the highest swing.
I had a dream…
Jestem pewna, że gdybym wsłuchała się w tekst chociaż sekundę dłużej po moich policzkach spłynęłyby łzy wzruszenia. Jednak wszystko przerwał dźwięk mojego telefonu oznaczający przychodzące połączenie. Louis. Postarałam się opanować i wcisnęłam zieloną słuchawkę. 

-Zniszczyłeś mi poranek, wiesz?-przywitałam się.
-Witaj, Alice, mi również miło cię słyszeć. Co jest powodem tak dramatycznego wydarzenia?-zaśmiał się pod nosem.
-Pierwszy raz w życiu zakochałam się w piosence, dziewczyna skończyła refren, a ty tak bezczelnie zadzwoniłeś-zarzuciłam mu.-To porównywalny ból do poparzenia parzącą wodą, wiesz?
-Och, to może się rozłączę?-zapytał i czułam, że powstrzymuje wybuch śmiechu.-Chyba, że jednak dasz mi szansę na poprawę.
-O Boże…-westchnęłam.-Jak to jest mieć kochających cię fanów?-wymamrotałam widząc na ekranie telewizora tłumy z zapalonymi flesh’ami w komórkach.
-Tak samo jak posiadać kochające cię osoby…-odpowiedział po chwili chłopak, kiedy zauważył, że wyczekuję jego odpowiedzi.
Zacięłam się analizując ostatnie dwa wypowiedziane przez nas zdania.
-Przepraszam, zmieniłam temat. Więc masz szansę, jak ją wykorzystujesz?-spytałam już świadoma wszystkiego.
-Księżna Daisy wysyła pani zaproszenie na uroczystą herbatkę. Zobowiązałem się do dostarczenia go-Louis udawał poważnego.
-Jestem  niezmiernie zaszczycona, ale niestety muszę odmówić-powiedziałam smutnym głosem.
-Mówisz poważnie?-odezwał się lekko zaskoczony.
-Nie-zaśmiałam się.-Ale kupisz mi płytę tej dziewczyny, która śpiewała tą piosenkę, okeeej?-przeciągnęłam „e” jak małe dziecko.-Deluxe edition!-wykrzyknęłam zanim zdążył odpowiedzieć.
-Haha, no chyba nie-wyrecytował.
-To się wypchaj i przeproś niezmiernie księżniczkę Daisy-oznajmiłam me skruchą w głosie.
-Dobra, ściągnę ci ten album-westchnął głośno.-Deluxe editon.
-Stoi, Tomlinson-zachichotałam chytrze.
-Aż tak podoba ci się moje nazwisko, że musisz je wymawiać przynajmniej raz w ciągu jednej rozmowy?-zadrwił ze mnie.
-Rozgryzłeś mnie…-przyznałam.
-No widzisz… Geniuszowi nic nie umknie-zapewniał mnie Lou.-To co? W południe. Pasuje ci?
-Eeem… raczej tak. Podaj tylko adres.
-Wyślę ci SMS’em. Do zobaczenia, Alice.
-Pa pa-pożegnałam się i rozłączyłam.
Widząc, że wokalistka, która przypadła mi do gustu już dawno zeszła ze sceny wyłączyłam telewizor i udałam się do swojego pokoju. Otworzyłam szafę i wybrałam szorty oraz fioletową koszulę w kratkę. Zagotuję się w niej, ale kogo to obchodzi. Spięłam włosy w wysokiego kucyka i stanęłam przed lustrem. Dołożyłam to wszystkiego biżuterię i byłam zadowolona. Odczytałam wiadomość Louisa z adresem i uświadamiając sobie, że podróż zajmie mi około dwadzieścia minut postanowiłam powoli zacząć się już zbierać.

***

-Czy skosztuje pani ciasta księżniczki Phobe?-spytała mała Daisy.
Obie z, jak się dowiedziałam, siostrą bliźniaczką Phobe były ubrane w różowe sukieneczki, a ich głowy zdobiły korony.
-Z ogromną chęcią, panno Tomlinson-odpowiedziałam grzecznie.
Louis śmiał się z nas w rogu salonu udając, że czyta jakąś książkę.
-Z czego on się śmieje?-zaciekawiła się dziewczynka mrużąc oczka.
-Wiesz, myślę, że to dla tego, że bardzo chce do nas dołączyć. Zaciągnijcie go do stołu, moje panie-zatarłam ręce.
Bliźniaczki pobiegły do brata z prędkością światła. Po chwili ciągnęły go w moją stronę-jedna za jedną rękę, druga za drugą. Jeden ze słodszych widoków, jakie zaobserwowałam! Chłopak stawiał nie małe opory, ale obie królewny były bardzo silne.
-No chooodź, musisz do nas dołączyć-przekonywały go.
-Księżniczka Alice potrzebuje narzeczonego!-wykrzyczały kolejny argument, a ja i mój „wybawca” zaśmialiśmy się.
-Więc mam uratować ją i wyciągnąć z wieży, gdzie więzi ją zła macocha?-spytał Louis.
-Nie, masz jej towarzyszyć na uroczystej herbatce-zaprzeczyły siostry.
Po dłużej wymianie zdań ostatecznie „mój narzeczony” siedział obok mnie udając, że pije gorący napój z plastikowych filiżanek. 

-Nie wierzę, że mnie w to wrobiłaś. Czemu?-zapytał patrząc na mnie, jakby przeżywał najgorsze tortury świata.
-Przestań, jest interesująco. Nie uważasz, mój drogi?-zaśmiałam się.-Na pewno pobrałeś dla mnie album, prawda?
-Księżniczki nie słuchają takiej muzyki-starał się bronić.
-Owszem, słuchają.
-Nie.
-Tak.
-Nie.
-Nie.
-Tak-odpowiedział pewny siebie.- Znaczy nie! To przez ciebie, zmyliłaś mnie!-oburzył się i fuknął. Uroczee!
-Książe Louisie, proszę nie kłócić się z księżniczką Alice-broniła mnie Daisy.
-To ona zaczęła-wywrócił oczami.

Miałam niemałą zabawę spędzając większość popołudnia z Louisem i jego rodzeństwem. Nie poznałam jego rodziców, co było przyczyną ich pracy. W sumie nie przeszkadzało mi to. Jestem dość nieśmiałą osobą, możliwe, że czułabym się niezręcznie w ich towarzystwie. Bycie narzeczoną Louisa odpowiadało mi w stu procentach i stało się najzabawniejszym momentem dnia. Co prawda ograniczało się to tylko do miłych zwrotów, ale to również było zadowalające. Żadna mała dziewczynka nie była tak słodka jak te dwie, które poznałam dzisiejszego dnia. Ich śliczne włoski, oczka i te małe kości policzkowe podobne do tych, które ma Louis! Słodkie głosiki, których używały co chwilę wypytując mnie o rozmaite rzeczy. Myślę, że ciężko będzie znaleźć dzień o podobnej ilości wrażeń. 

-Jeszcze raz dzięki, ze przyszłaś i wytrzymałaś z nimi-uśmiechnął się do mnie chłopak.
-Sama przyjemność, dzięki za zaproszenie-odwzajemniłam czynność.-I wisisz mi tą płytę-wytknęłam.
-Jesteś zbyt uparta, wiesz?
Zaśmialiśmy się cicho patrząc sobie w oczy.
-Muszę się zbierać, robi się trochę późno. Zdecydowanie musimy to kiedyś powtórzyć.
-Jeszcze czego? Oszalałaś?!
-Nie podobało ci się bycie moim narzeczonym?-spytałam udając urażoną.
-Nie podobało mi się podnoszenie małego palca podczas picia powietrza-wytłumaczył.
-Och, i tak musimy to powtórzyć. Do zobaczenia, Lou.
-Do zobaczenia-powiedział i przytulił mnie lekko.
Wyszłam z domu Tomlinsonów i udałam się na przystanek autobusowy. Pomimo świetnie spędzonego czasu byłam trochę zmęczona i chciałam jak najszybciej dotrzeć do domu. Kiedy przekroczyłam próg swojego mieszkania moja mama wstała jak oparzona z kanapy i wparowała do przedpokoju.
-Alice!-cieszyła się.-Nie wiesz jaka ogromna niespodzianka mnie dzisiaj spotkała! Nie uwierzysz! To niesamowite!
________________________________________
*Piosenka, w której sama jestem zakochana. Słuchałam jej dzisiaj pół dnia i uznałam, że spokojnie pasuje do opowiadania :) Tłumaczenie, tekst, wykonanie: http://www.tekstowo.pl/piosenka,priscilla_ahn,dream.html

Nie jestem zbytnio zadowolona z tej części, wszystko dzieje się za szybko i za krótko opisuję. Jednak:
-tylko Lou i Alice?-JEST
-księżniczka Daisy-JEST
-trochę mojego idiotycznego poczucia humoru-JEST
Więc teoretycznie rozdział nie jest bardzo zły. Mam nadzieję! :o

Opinie należą do Was. Znów proszę o bardziej szczegółowe, jeśli to możliwe. KOCHAM JE!!!

I jak zawsze: KOMENTUJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE I POLECAJCIE!

Dziękuję! x

czwartek, 17 października 2013

Rozdział 14



*Oczami Alice*

-Dziękuję wam bardzo serdecznie za ten rok. Pomimo paru nieprzyjemnych chwil, przeważały w nim same pozytywne dni-mówiła wychowawczyni, a ja modliłam się, żeby w końcu skończyła.-Za dwa miesiące spotkamy się w najstarszej klasie. Jestem z was taka dumna!-otarła wymyśloną łzę.-Mam nadzieję, że wrócicie do nas pełni radości i energii. Wakacje na pewno będą niezapomniane. Chciałabym, żeby wasza pierwsza ocena z polskiego we wrześniu była za sprawozdanie z ulubionego dnia wakacji-serio? Już o ocenach w przyszłym roku szkolnym? Brawo…-Obyście się nie zmienili, jesteście idealni. Myślę, że to wszystko co chciałam wam dzisiaj przekazać. Miłych wakacji! Do widzenia, kochani!-nareszcie mogę opuścić salę i oficjalnie zacząć wakacje! Naprawdę, nie marzyłam o niczym innym przez cały czerwiec.

Kiedy wyszłam przed budynek szkoły odnalazłam wzrokiem Holly. Stała w miejscu, w którym się umówiłyśmy.
-MIAMI BĘDZIE NASZE!-wykrzyczała na całe gardło dziewczyna.
-Błagam, zrozum w końcu, że nie jedziemy na Miami, tylko do Francji, okej?-zaśmiałam się głośno.
-FRANCJA BĘDZIE… Ej, ale Miami lepiej brzmi!-oburzyła się.
Kocham ją. Znamy się około miesiąc, a ja ją po prostu kocham. Jest moją jedyną najlepszą na świecie przyjaciółką. 

Bardzo cieszyłam się na ten wyjazd. Od kiedy tylko Louis wysłał mi tych parę ofert nie mogłam się doczekać drugiej połowy lipca. Siedmiodniowy urlop już za dwa tygodnie nasz. Tak! Zawsze wakacje kojarzyły mi się z nieciekawymi rodzinnymi podróżami, nudnymi dniami w mieście i samotnością. Holly jest naprawdę moją pierwszą znajomą,  wcześniej zawsze trzymałam się na uboczu. Byłam przez to postrzegana jako „dziwaczka” czy „kosmitka”, ale po pewnym czasie stałam się na to odporna i nie przeszkadzało mi to już.

Marzyłam, żeby zapamiętać każdą sekundę z Francji, każdy dzień, każdą noc, każdy problem, zabytek, każdy żart, powód do smutku-wszystko. Zrobić mnóstwo zdjęć, nagrać wiele filmików. W pewnym momencie zastanawiałam się nawet nad pisaniem notatek, ale to byłaby chyba przesada… Po Holly również można było poznać, że wyjazd dla niej też nie był obojętny. Z pewnością nie cieszyła się tak jak ja, ale podobnie. To będzie niesamowite!

-Shake?-spytałam wyraźnie.
-A co innego? Chyba, że wolisz kawę, kiedy w cieniu jest dwadzieścia sześć stopni-odpowiedziała z sarkazmem brunetka.
-Może chodźmy na lody?
-Centrum?-upewniła się dziewczyna.
-Dokładnie.

Dzień był bardzo słoneczny i upalny, lody były idealnym rozwiązaniem na ochłodę. Wszystko co mrożone, zimne, chłodne, lodowate było idealnym rozwiązaniem. Jeszcze w lokalu z klimatyzacją i obok lodówki z napojami-marzenie przedpołudnia. Nienawidziłam dni takich jak ten, wolałam umiarkowane temperatury. Każda kolejna kropelka potu na czole irytowała mnie coraz bardziej i bardziej. Patrząc na Holly, która miała na sobie żakiet i długie czarne spodnie wszystko ze mnie wyparowywało. Podziwiałam ją,  za to jak mogła wytrzymać w takim stroju. Ja, pomimo że nie przepadałam za swoimi nogami,  dziś nie miałam wyjścia i musiałam założyć dość krótką spódnicę i je wyeksponować, inaczej chyba bym się zagotowała. 

-Hej dziewczyny!-usłyszałam za sobą znajomy głos, a następnie prawie się przewróciłam. Pewien idiota popchnął mnie, a potem złapał. Czy to miało jakikolwiek sens?
-Hej, hej, hej! Nikt ci nie pozwolił taranować mojej przyjaciółki!-rzuciła się na Louisa Holly.
-Wcale jej nie taranowałem-zaśmiał się.-Byłem tylko ciekawy jak dobrze utrzymuje równowagę w tych szpilkach.
-Mają zaledwie dziewięć centymetrów! To ledwo mały obcas, żadna szpilka!-broniłam moje śliczne butki.
-W takim razie nawet na „małym obcasie” nie dałbym rady ustać ani minuty-podsumował.
-Bo jesteś facetem, to oczywiste-wyjaśniła śmiejąc się Holly.-Co tutaj robisz? Też świętujesz? To, że został ci miesiąc bliżej do studiów?-nabijała się.
-O ile się tam w ogóle dostanę…- zażartował.-Wracam do domu, odprowadzałem siostrę do jej koleżanki.
Z ust moich i Hols mimowolnie wydostało się ciche, ale długie „Aww”.
-Co?-zdziwił się chłopak.
-Holly, kiedy mam ci dokonać wpłaty za Hannah? Małą diablice, jak to mówisz-spytałam całkiem poważnie.-Też chcę móc ją odprowadzać do koleżanek!-wykrzyknęłam i schowałam twarz w dłonie udając, że płaczę. Gdybym tylko miała siostrę mogłabym czesać jej włosy, bawić się z nią lalkami albo w dom, chodzić z nią wszędzie! Na zakupy, do fryzjera, do kina. Opowiadałabym jej bajki, łaskotała, całowała do snu…
-Nie martw się, dużo cię nie omija-usłyszałam i poczułam, że ktoś obejmuje mnie w tali. Holly ma całkiem duże dłonie, nie zauważyłam tego nigdy wcześniej.-Odprowadzanie nie jest złe, gorsze jest odbieranie. Wtedy za nic w świecie nie chce wyjść. Raz musiałem ją przekupywać swoim deserem. Co nie skończyło się dobrze, dwie porcje galaretki to za dużo dla małej Daisy.
-Daisy? Daisy?! Jeszcze ma na imię Daisy?-uniosłam głowę i dowiedziałam się, że przytulającą mnie do siebie osobą wcale nie była Holly.-Boże, popadam w depresję-powiedziałam i znów ją opuściłam.
Gdyby miała takie piękne imię… Chwaliłabym się nią każdemu, wybrałabym dla niej drugie imię, śpiewała piosenki, oglądała dobranocki. Grałabym w gry edukacyjne, piekła ciasteczka, rozśmieszała…
-Daisy to jej ulubione imię. Mama zawsze czytała jej bajkę o księżniczce Daisy, która poznawała księcia i tak dalej, i tak dalej. Typowe opowiadanko dla dzieci-wyjaśniła po chwili moja przyjaciółka.
Louis zaśmiał się cicho i po chwili dodał:
-Skoro ja byłem u ciebie możecie wpaść też kiedyś do mnie. Poznasz tą „księżniczkę”.
Zamarłam. Ja, Louis i jego siostry. Wyobraźmy to sobie… Kochający mnie Louis, jego kochające mnie rodzeństwo oraz ja kochająca i Louisa, i jego rodzeństwo. Dobra, to na pewno by tak nie wyglądało.
-Mówisz poważnie?-wytrzeszczyłam oczy.-Ja i… O Boże! To kiedy?-zaczęłam świrować.-Pasuje ci środa? Bo wiesz, ja mogę teoretycznie zawsze, tylko nie wiem kiedy ty. Może uczysz się już? Pewnie jesteś umówiony z kimś innym… Piątek? Po obiedzie. Albo nie, w weekend. Chociaż nie, weekend to zły pomysł. Kiedy będziesz w domu? Pewnie gdzieś wyjeżdżasz, może nie masz czasu? Chyba, że…
-Alice, spokój!-przerwała mi Holly.-Rozumiem, że Louis powiedział coś, co chciałaś usłyszeć od niego od dawna, ale spokojnie, masz całe dwa wolne miesiące. W ogóle, zaprosił cię kiedyś gdzieś chłopak?-zadrwiła ze mnie.
-W ogóle, dostałaś kiedyś w łeb?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Gdybym była tylko z Hols, na pewno bym ją uderzyła. Dowiedziała się o mnie o wiele, wiele za dużo, a teraz to wykorzystuje! Wredna żmija…
-Dziewczyny, luz. Muszę się od was odłączyć, dalej idziecie już w inną stronę niż ja-wyjaśnił.-Obiecujecie, że się nie pobijecie?
-T…
-Nie!-przerwałam brunetce.-Nabijała się ze mnie, słyszałeś? Należy jej się.
-Oh, myślę, że Holly da radę się obronić-puścił jej oczko. Ej, nie wolno tak, Tomlinson! Najpierw łapiesz mnie w tali, a potem przerzucasz się na moją przyjaciółkę. Zdrajca!
-Jestem pewien, że się jeszcze spotkamy-Louis popatrzył się na nas zatrzymując się i zabrał swoją rękę z moich bioder.-Do zobaczenia-pomachał do nas i odszedł.

Hols stała w miejscu i patrzyła na oddalającą się osobę chłopaka. Kiedy zniknął za zakrętem odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła szeroko.
-Chyba zacznę Was shippować! Wyglądacie tak słodko!-fangirl’owała.-Jeszcze jak cię tak przytulił! I ty zaczęłaś się jąkać! Boże, to było takie urocze!-wydarła się i powachlowała dłonią, a ja byłam pewna, że pół dzielnicy ją usłyszało.-To było najsłodsze pięć minut w moim życiu!
Westchnęłam i wywróciłam teatralnie oczami. Według mnie to było chyba najbardziej żenujące pięć minut w moim życiu. Z drugiej jednak strony prawie mnie przytulił i nie puścił od razu. To było… miłe.
-Alice?-wyrwała mnie z myśli Holly.-Cały czas idziesz uśmiechnięta. Czy to znaczy, że nie zostanę pobita?
-Zostaniesz, już z tego nie wybrniesz-zapewniłam ją nadal nie zrzucając uśmiechu z mojej twarzy.
___________________________________________
Boże, znam chyba ten rozdział na pamięć xD Sprawdzałam i poprawiałam go z tysiąc razy.
Było warto? Podoba Wam się?

Dziękuję za wszystkie poprzednie komentarze i proszę o kolejne! Jeśli możecie-dodajcie coś od siebie. Pewnie, że lubię te typu "Świetne" "Piękny" czy "Super", ale o wiele bardziej jaram się tymi dłuższymi, z bardziej szczegółową opinią. :)

Na koniec, jak zawsze: KOMENTUJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE I POLECAJCIE!

Dziękuję! x

sobota, 12 października 2013

Rozdział 13



*Oczami Alice*


Bałam się, że ten wieczór może źle się skończyć. Holly od samego rana, za mało słodyczy i jeszcze Louis, który został zmuszony do dołączenia. Z mojej perspektywy brzmi naprawdę źle.

-Ale po co wam ja? Serio jestem kompletną nogą z matmy-starał się zrozumieć-mogłyście napisać, że mam wpaść na herbatę punkt piąta i byłoby okej.
-Nie robię już herbaty-zaśmiałam się i spojrzałam na przyjaciółkę-dzisiaj Hols wszystkich obsługuje. Skoczysz?-spytałam robiąc słodką minkę. Dziewczyna tylko wywróciła oczami i wstała z fotela. Rozbrajała mnie swoim charakterkiem. Nie wiem, czemu nie jest lubiana. Jest jedyna w swoim rodzaju- niezależna, niekochająca swojego rodzeństwa, całkiem pokręcona i żyjąca jakby nie było jutra. Gdybym była chłopakiem dawno bym jej się oświadczyła, nie żartuję.
-To czego ode mnie chcecie?-próbował się dowiedzieć Louis.
-No wiesz…-zawahałam się-korków z matmy-skłamałam nie mogąc powstrzymać cichego chichotu.
-A co nazywasz korkami z matmy?-spytał i popatrzył na mnie z politowaniem.
-Nie no, po prostu…-zaczęłam śmiejąc się sama ze siebie-jesteśmy z Holly razem od rana, zaczyna nam odbijać. Potrzebowałyśmy kogoś kto nas sprostuje.
-Oraz…?
-Nie możemy znaleźć jakiejś fajnej oferty na wakacyjny wyjazd-zakończyłam, a chłopak wybuchł śmiechem-Przestań…-prosiłam czując się głupio-Jeśli nam pomożesz uznam, że był remis podczas wyścigu-dodałam po chwili uśmiechając się w duchu. Zero reakcji, ale to pomogło mi odkryć, że ma słodki śmiech. Nieważne. Westchnęłam głośno i wstałam z zamiarem sprawdzenia czy Holly nie skończyła przypadkiem tak jak ja kiedyś robiąc herbatę.
-Stój-powiedział chłopak łapiąc mnie za rękę i wciąż nie mogąc się opanować. Stałam wryta w ziemię patrząc na niego wyczekująco.
-To gdzie chcecie jechać?-odezwał się uśmiechając głupkowato. Nagle mu się zachciało?-Afryka? Japonia? Może wybierzecie się na inną planetę?-nabijał się ze mnie-Oo, wtedy musiałybyście zabrać mnie ze sobą!
-Wiesz, twoje propozycje są kuszące, ale chyba zdecydujemy się na coś prostszego. Hiszpania, Włochy, Chorwacja-uśmiechnęłam się i wyrwałam lekko swoją dłoń z uścisku-tu masz laptopa-powiedziałam kładąc urządzenie na sofie obok Louisa-z obsługą sobie poradzisz, nie? Dziękiii-wyszczerzyłam się przeciągając „i” jak małe dziecko i pocałowałam policzek chłopaka. Zanim mógł zorientować się, że moja twarz płonie od czerwonych rumieńców przeszłam szybkim krokiem do kuchni. Alice, jestem z ciebie dumna. Jak na razie jeden z większych kroków w znanym mi dobrze kierunku. Sukces!


*Oczami Holly*


Kiedy weszłam do kuchni chciałam po prostu jak najszybciej zrobić herbatę i wrócić do Alice i Louisa. Wyglądali razem uroczo. Z drugiej strony ta idiotka mogła sama tu przyjść, zaryzykować i zaparzyć napój. Jej wybawca jest na miejscu, nie byłoby problemu z kolejnym udzieleniem pomocy. Bezsens. Już dość dobrze znałam zawartość szafek, więc bez problemu odszukałam trzy filiżanki, herbatę, cukierniczkę i łyżeczki. Zagotowałam wodę i wlałam do naczyń. Oparłam się o blat czekając aż herbata się zaparzy. Nagle usłyszałam przeraźliwy śmiech Louisa i mimowolnie sama się zaśmiałam. Byłam ciekawa co tam się dzieje, ale uznałam, że może lepiej teraz im nie przeszkadzać i tak wyciągnę wszystko od mojej przyjaciółki później. Chłopak nie przestawał, wychyliłam się lekko zza progu i zobaczyłam go trzymającego lekko dłoń Alice.
- Wiesz, twoje propozycje są kuszące, ale chyba zdecydujemy się na coś prostszego. Hiszpania, Włochy, Chorwacja-wymieniała dziewczyna uśmiechając się i patrząc Louisowi w oczy- tu masz laptopa-powiedziała układając swojego niebieskiego Sony Vaio na kanapie ówcześnie wyjmując swoją dłoń z jego- z obsługą sobie poradzisz, nie?-spytała- Dziękiii-zakończyła całując jego… Wow, niezły ruch, jak na nieśmiałą Alice. Wróciłam szybko w głąb kuchni widząc, że dziewczyna zwraca się w moją stronę, a po chwili prawie wbiega do pomieszczenia z wielkim uśmiechem.
-Co tam?-spytałam nie patrząc na nią. Zachichotała cicho.
-Nic, a u ciebie?-podeszła do mnie-Jak herbatki?
-Prawie gotowe-odpowiedziałam wyjmując torebeczki w filiżanek-Jakich perfum używa?
-Co?-zdziwiła się-O kim mówisz?
-Nie wyczułaś?! Ty tępaku-wywróciłam oczami. Alice wciąż patrzyła na mnie jak na idiotkę-Louis-wyjaśniłam.
-Aaa-speszyła się lekko-Skąd mam wiedzieć?-wzruszyła ramionami.
Po dziesięciu sekundach natrętnego wpatrywania się w siebie dodała:
-Nie znam się na męskich perfumach, tak? Ale chyba Gucci-uśmiechnęła się słodko.
-Dobra dziewczynka-powiedziałam czochrając jej włosy. Podniosłam dwie filiżanki i zaniosłam na ławę do salonu. Po chwili Alice doniosła trzecią oraz cukierniczkę. Louis wpatrywał się z uśmiechem w ekran laptopa i zawzięcie pisał coś na klawiaturze. Wskoczyłam na kanapę i przysunęłam do niego również patrząc na monitor.
-Twitter?-zaśmiałam się-Serio? Niezła mi pomoc, serio, dzięki Louis-powiedziałam i poklepałam go po ramieniu.
-Wiesz ile do jutra dostanę tych ofert? Nie będziecie się mogły zdecydować-popatrzył na mnie śmiejąc się-Wystarczy napisać tweeta, a linki pójdą w ruch, zobaczysz.
-Jesteś aż takim fejmem?-kontynuowałam rozmowę odrywając plecy od oparcia i słodząc swój napój.
-A co ty sobie wyobrażałaś?-popatrzył na mnie ze zdziwieniem-Czuję się obrażony-dodał robiąc dziwną minę i mrugając z dziesięć razy na sekundę. O mało nie wyplułam herbaty na podłogę, ten koleś był rozbrajający.
-Zadufany w sobie-zanuciłam pod nosem-Zły wybór, Al, zły wybór…-odetchnęłam głośno śmiejąc się z mojej koleżanki, która zabijała mnie wzrokiem i byłam pewna, że miała ochotę rozbić wazon na mojej głowie.
-Więc uważasz, że już jutro będziesz mógł nam zaoferować świetne wyjazdy, które podeślą ci całkiem nieznani ci ludzie-podsumowała Alice-Dobrze zrozumiałam?
-Mhm, dokładnie-potwierdził Lou uśmiechając się triumfalnie-przy okazji… któraś z was ma twittera?-spytał i popatrzył najpierw na mnie, a potem na pannę… jak Alice ma na nazwisko?! Obie pokręciłyśmy przecząco głowami, przez co chłopak wytrzeszczył lekko oczy.
-Naprawdę? Kto w tych czasach nie ma tu konta?-pytał z niedowierzeniem.
-Dziwki, które wszystkich wykorzystują-wzruszyłam ramionami.
-Dziewczyny, które patrzyły na świat jak na więzienie-zawtórowała mi dziewczyna.
-Okej, okej. Rozumiem-powiedział i podniósł ręce w obronnym geście. Zamknął klapę laptopa i położył na ławie-Gotowe, moje panie.


***


Dzień uważam za jak najbardziej udany. Przedpołudnie z Al, wieczór z dodatkiem Lou. Rozmowy kleiły się ze sobą, a kiedy siedzenie i nabijanie się z „vlogerek plastików” nam się znudziło rolą główną stał się… nie kto inny jak zatkany zlew w kuchni. Powiedzmy, że nie był to winą nikogo. Jakiś zabójca wpadł do mieszkania i zamiast zrobić nam krzywdę zatkał zlew żelkami ‘Haribo’. Tak, to dobra wymówka, rodzice Alice na pewno w to uwierzą. Skończyło się na filmie, podczas którego ja pożerałam popcorn, Alice ciągle mnie szturchała pytając czy „rozumiem fabułę, bo ona nie”, a Louis… śmiał się. Jego zachowanie mnie przeraża, poważnie. Nie wiem co było śmieszne w tym, że dziewczyna potrzebująca pieniędzy została członkinią jednego z popularniejszych gangów w jej mieście, a zamiast należnej wypłaty otrzymała kulkę w łeb. Obudziła się z amnezją, nie mając już najmniejszych szans na normalne życie. Wciąż była prześladowana przez zbrodniarzy i nękana. Nie uważam tego za śmieszny film, może i momentami lekko nudny, ale… no cóż. Pomimo tych paru nieznaczących incydentów polubiłam tego chłopaka. Wyglądał na kogoś przyjaznego, inteligentnego oraz z wieeelkim poczuciem humoru. I ma ogromny wpływ na Alice, co z jednej strony jest pozytywem i negatywem. Może jej pomóc wieść lepsze życie albo może ją wykorzystać…
____________________________________________
Przepraszaam, że dopiero dzisiaj dodaję kolejny rozdział, ale cały czwartek spędziłam na randce z matematyką. Bawiliśmy się tak świetnie, że zeszło nam aż do północy. Yaay... :(
Za to dzisiejsza część jest dość długa, co zawdzięczamy moim rodzicom, którzy dali mi spokój prawie przez całą sobotkę :) Dziękii! 
Myślę, że next uda mi się opublikować w czwartek.

KOMENTUJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE, POLECAJCIE :)
Kocham Was! :) x

P.S. Alex13-numer do Lou i tak Ci się nie przyda w tej sprawie (pierwszy dialog), ale myślę, że jeśli troszkę mi kiedyś pomożesz, da się zrobić :D xx