poniedziałek, 17 lutego 2014

Nowy blog!

Dzisiaj wieczorem porządnie się zebrałam i oto jestem z linkiem do nowego opowiadania :) Jest prolog, jednak najpierw radziłabym zapoznać się bohaterami. Nie mam pojęcia czy Wam się spodoba, jednak mam wielką nadzieję że tak.

Tym razem zapraszam na "Never Ending Work", czyli po polsku - "Nigdy Niekończąca Się Praca". Tutaj przedstawiony zostaje świat Zayna i Cristiny. Nie chcę zdradzać reszty szczegółów, po prostu sami odwiedźcie bloga i przekonajcie się czy warto poświęcać czas na moje drugie fanfiction :) Miłego tygodnia! 

Never Ending Work: http://never-ending-work-fanfiction.blogspot.com/

piątek, 14 lutego 2014

Epilog - "Dzień z przyszłości"



UWAGA! Epilog z wielu powodów został napisany w narracji trzecioosobowej (w przeciwieństwie do wszystkich innych rozdziałów). Zapraszam! 

-To co? Jesteś za?-Holly spytała jedną ręką przytrzymując telefon przy uchu, a drugą poprawiając włosy.-Znaczy… Jeszcze potrzebna nam deklaracja Zayna i ogólnie, ale jestem pewna, że się zgodzi-zachichotała.
-Pomysł wydaje się być świetny-Niall odpowiedział szczerze.-Naprawdę chętnie bym pojechał. Powtórzysz jeszcze raz wszystkie szczegóły?
-Ja, ty, Zayn, Alice i Louis. Austria, apartament przy stoku, który jakby nie patrzeć, wydaje się być naprawdę tani. Od dwudziestego dziewiątego grudnia do trzeciego stycznia. Wyjeżdżamy dzień wcześniej, czyli dwudziestego ósmego, wracamy w nocy z trzeciego na czwartego. Sylwka mamy zamiar świętować tam. Dojazd własny, ale z tego co się orientuję w naszym towarzystwie tylko ty i Louis macie prawko, więc wszyscy liczą na waszą pomoc-dziewczyna zaśmiała się cicho.-Samochód, do którego wszyscy się zmieścimy ma jakiś cioteczny wujek kochanki brata męża ciotki siostry Louisa, więc raczej damy radę. Koszty za sam pobyt wydają się być naprawdę małe, do całej kwoty dochodzi paliwo, karnety no i jedzenie, ale pomimo tego nie powinno wyjść tak bardzo drogo. Na miejscu jesteśmy zdani tylko na siebie-Holly wzruszyła ramionami wiedząc, że jej chłopak i tak tego nie spostrzeże.
-Ta…-Niall zaśmiał się.-Widzisz, jest taki mały problem… Zayn coraz częściej spotyka się z taką jedną dziewczyną, Perrie. I pomimo, że zawsze zaprzecza bycia jej chłopakiem, jestem prawie pewny, iż nie ruszy się nigdzie bez niej. Zresztą, mówiąc całkiem poważnie, chciałabyś być jedyną osobą bez swojej drugiej połówki na tym wyjeździe/feriach/cokolwiek?

Holly zamyśliła się na moment wzdychając.

-Jasne że nie. Ale to stwarza pewne problemy… Znaczy, wszystko jest do zrobienia, ale trzeba porozmawiać o tym z resztą ekipy. Pogadasz z nim dzisiaj? Może się okazać, że to wcale nie będzie konieczne.

Kiedy brunetka usłyszała ciche mruknięcie traktowane jako „tak”, uśmiechnęła się i żegnając zakończyła połączenie.

***

„Ubrania, kosmetyczka, telefon, słuchawki, ubrania, kosmetyczka, telefon, słuchawki” Alice powtarzała w głowie te słowa jak mantrę. Nie było możliwości, żeby czegokolwiek zapomniała. Po dłuższych chwilach, kiedy spakowała jedne z potrzebnych rzeczy, „wykreślała” z głowy daną kategorię i robiła tak do momentu, aż zapakowała wszystko o czym tylko pamiętała. Stanęła z boku i zakładając ręce na biodrach uznała, że jej bagaż, jak na sześć dni, wcale nie wygląda skromnie. Zachichotała cicho i rzuciła się na łóżko wzdychając z ulgą. Włączyła czat, który został stworzony wyłącznie przez jej przyjaciół i z uśmiechem na twarzy przeczytała parę wcześniejszych wiadomości. Wyglądało na to, ze wszyscy są już spakowani i gotowi do jutrzejszego wyjazdu.

-Nialler-: Ktokolwiek bierze coś, dzięki czemu nie będziemy nudzić się wieczorami? Holly-Girl.xx: Że jakiś alkohol?

Alice zaśmiała się głośno.

-Nialler-: Że coś po czym będę mógł kolejnego dnia normalnie jeździć na nartach. Alicee.21: Mogę wziąć jakieś gówniane gry, chcecie? Zayn_666: WEŹ SCRABBLE!!! Zayn_666: Tak wam złoję tyłki, że wszystkiego wam się odechce ‘’Louis’’: Wątpię… Louice stworzy wystarczająco dobrą drużynę, żeby złoić twój tyłek... Alicee.21: Alice jest mistrzynią… ‘’Louis’’: Która i tak zawsze przegrywa z Louisem…

LittlePezz-x chce dołączyć do konwersacji LittlePezz-x dołączyła do konwersacji

LittlePezz-x: Siemkaa, jak to wszystko jutro w sumie wygląda? -Nialler-: Masz na myśli wyjazd? LittlePezz-x: Dokładnie Zayn_666: Louis, Alice i Holly przyjadą po nas około dziewiątej rano. Dopakujemy cały sprzęt, jakoś zmieścimy się w środku i ruszamy na podbój Austrii LittlePezz-x: A nasza trójka spotyka się… -Nialler-: Pod moim domem ;)

***

-I DON’T CARE!-zaśpiewała głośno Holly.
-I LOVE IT!-Alice i Perrie dokończyły równie głośno. 

Cała trójka dziewczyn siedzących, a właściwie już leżących na sobie, na tylnych siedzeniach wybuchła głośnym śmiechem wciąż nucąc piosenkę.

-O! A znacie to?-spytała Holls zaczynając podśpiewać nieznany z początku nikomu rytm.
-Tak! Czekaj... Jak to leciało…?-nowa znajoma, Perrie, zrobiła zamyśloną minę.-One way or another, I’m gonna find you!
-I’m gonna get you, get you, get you, get you!-tym razem Holly wcięła się śpiewając dalszą część piosenki.

-To co, radio już nie jest nam potrzebne?-spytał kręcąc głową Zayn siedzący za dziewczynami, na dodatkowym fotelu.
-Dobra, lepiej przestańmy. Zryjemy sobie gardła i nie będzie co robić na stoku-blondynka zaśmiała się cicho.-Jak tam jedzie się panom z przodu?-zwróciła się do Louisa prowadzącego aktualnie samochód i Nialla siedzącego obok chłopaka.
-Wiecie, że już dojeżdżamy?-zapytał Nialler patrząc na nawigację.-Pytanie który apartament jest nasz i gdzie mamy zaparkować…-westchnął oglądając przez okno identycznie wyglądające małe domki. 

Już nierozłączna trójka usiadła z tyłu normalnie na swoich miejscach i zaczęła robić to samo co blondyn siedzący z przodu.

-Na każdym jest numerek… Nie dostałeś w jakimś mailu numeru naszego albo coś w tym stylu?-Louis zwrócił się do blondyna, którego już zdążył polubić.
-Mówiłeś coś o trzydzieści dwa?-wtrąciła Holls.
-Tak, racja-Nialler przytaknął nie przestając szukać odpowiedniego domku.

Po przejechaniu paru uliczek Louis ostatecznie zaparkował obok ładnego z zewnątrz apartamentu z widniejącym na nim numerem trzydzieści dwa. Wszyscy sprawnie wysiedli z pojazdu zakładając jednocześnie swoje kurtki. Zbliżyli się do furtki i zauważając notującą coś kobietę przed niewielkim budynkiem, bardziej pewni ruszyli w jej stronę.

-Guten Abend!*-przywitała się po niemiecku zapewne jedna z właścicielek kompleksu.-Ich bin Sandra Steiner**-powiedziała witając się z każdym z osobna.
-Ktokolwiek z nas mówi po niemiecku? Bo ja nie do końca…-szepnęła zmieszana Holly w stronę Alice.
-Hello, we’re the group you’re porbably waiting for***-odezwał się Niall zgrabnie unikając rozmowy w języku niemieckim i od razu przechodząc na angielski.

Kiedy szóstka dowiedziała się od Sandry najważniejszych informacji o ich pobycie i dostała wskazówki gdzie i najlepiej o której zakupić karnety na cały wyjazd, powoli i ostrożnie zaczęła wypakowywać swoje rzeczy. Podczas gdy jedna para była odpowiedzialna za walizki, dwie kolejne starały się ściągnąć z dachu narty i snowboardy.

Wszystko wydawało się takie niesamowite i każdy cieszył się tak samo z możliwości spędzenia ze sobą nawzajem tych paru dni. Zwłaszcza Alice, która nigdy nie przypuszczałaby, że wyjedzie z piątką przyjaciół na ferie do obcego kraju z własnej woli. To po prostu nie mieściło jej się w głowie.

***

Alice otworzyła lekko oczy i odruchowo zmrużyła je, czując się niekomfortowo z powodu tak dużej ilości światła. Silne, jak na zimę, promienie słoneczne przedostawały się przez szpary między zasłonami. Dziewczyna chcąc wtulić się w swojego chłopaka, spostrzegła, że w łóżku nie ma nikogo z wyjątkiem jej samej. Przeciągnęła się leniwie i wstając skierowała się po małych schodach na dół do salonu połączonego z jadalnią. Od razu zauważyła Nialla, Louisa, Zayna, Perrie i Holly siedzących przy stole i popijających herbatę lub kawę.
-I jest nasza śpiąca królewna-zaśmiała się dziewczyna z kręconymi włosami.-Jak się spało?
-Źleee-Alice narzekała przecierając oczy i siadając na wolnym krześle.-Za dużo światła w pokoju... To w ogóle normalne tutaj podczas zimy?
-Raczej nie, ale dzisiaj trzydziesty pierwszy grudnia!-krzyknęła podekscytowana Perrie.
-Mamy zamiar jeździć tylko do drugiej, potem chętni mogą wybrać się na jakieś zakupy i trzeba będzie urządzić imprezkę!-oznajmił Zayn nie mówiąc właściwie prawdy.
-Już się boję co narobimy "imprezując"-Al przyznała robiąc króliczka palcami i śmiejąc się cicho. Holly uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła w stronę kuchni. Zza ściany udało się tylko usłyszeć głuche dźwięki uderzających się o siebie sztućców i garnków. 

Żadna osoba nie wyglądała na wyspaną, więc to tylko rozśmieszało atmosferę jeszcze bardziej. Kiedy po chwili przyjaciele zaczęli jeść śniadanie przygotowane przez Holls, przybyło im trochę sił. Po wypiciu przez Alice jej kawy, każdy udał się do swojej sypialni i wszyscy zaczęli szykować się do wyjścia na stok. Jak zawsze, tego ranka również tworzyły się kolejki do dwóch łazienek w apartamencie. Tylko ci najmądrzejsi korzystając z okazji, iż zostali sami w sypialni, zamykali drzwi oraz zasłaniali zasłony, po czym przebierali się tam. Ale z innej strony to i tak nie wykluczało wizyty w toalecie… 

Wszyscy już zwarci i gotowi ruszyli w stronę narciarni, gdzie trzymali swoje sprzęty. W kurtkach i spodniach zimowych każdy wyglądał jak mała kulka, jednak nikt nie zwracał już na to uwagi. Po założeniu przez grupę odpowiednich butów trzymając w ręce swoje narty lub snowboard, przyjaciele ruszyli na stok. Już po chwili wszyscy byli gotowi do zjazdu, więc uważając na siebie i innych wjechali na trasę. Zayn sprowokował Holly, przez co powstał szalony wyścig dwóch snowboardzistów. Niall i Louis odnajdywali się w jeździe po muldach, podczas gdy Alice i Perrie jechały spokojnie obok siebie. Pogoda była naprawdę niesamowita. Jasne słońce idealnie pasowało do mało zmrożonego śniegu.

Każdy dzień na stoku wyglądał mniej więcej tak samo. Holls i Zayn jako jedyni bawili się na desce, Niall z Louisem zwiedzali stromsze stoki, podczas kiedy Perrie z Alice jeździły na nartach relaksując się. To one wybierały porę, o której wszyscy się zjeżdżali w umówionej kawiarence przy jednej z tras. Spędzone tam pół godziny właściwie zakańczało dzień na śniegu. Ci wytrwalsi jeździli jeszcze dłużej, jednak zdecydowana większość zjeżdżała już do apartamentu. Żyć nie umierać, prawda? 

Jednak tego dnia to chłopaki zaproponowali, aby wypić kawę wcześniej i od razu potem wrócić do małego domku. Nikt nie protestował, zwłaszcza że Zayn wyjaśnił wszystko rano. Po wróceniu ze śniegu wszyscy wzięli krótki prysznic i ubierając już normalne ciuchy zaczęli krzątać się po pokojach.

-Ej!-krzyknęła z kuchni Alice, która była dziś odpowiedzialna za zrobienie obiadu.-Czemu nikt nie powiedział wczoraj, że zapasy się skończyły? Nie ma niczego! Co chcecie teraz zjeść?
-Ups…-zachichotała Holly wychodząc z łazienki z mokrymi włosami i kierując się w stronę przyjaciółki.-Zapomniałam wspomnieć-skłamała.-Może chłopaki kupią coś jak pojadą potem do sklepu i zrobimy sobie obiadokolację?
Alice skrzywiła się.
-Nie jesteś głodna? Ja bym coś zjadła…-dziewczyna westchnęła otwierając lodówkę po raz kolejny.
-Przeżyjesz-Holls poklepała brunetkę po plecach.-Nie masz innego wyboru.

„Dzięki” pomyślała Al kierując się do sypialni, aby chwilę odpocząć.

***

-Ułatwiono nam zadanie jeszcze bardziej-Louis zaśmiał się schodząc po schodach do jadalni, gdzie znajdowała się cała reszta. Wszyscy popatrzyli na niego zdezorientowani, więc chłopak dodał:-Alice zasnęła.
-Czyli nie musimy jechać do sklepu?!-spytał podekscytowany Niall.-Dzięki Bogu! Tak mi się nie chce nigdzie teraz wychodzić…-westchnął przeciągliwie.
-I tak trzeba będzie kiedyś pojechać, bo nasza lodówka świeci pustkami, a chwilę tu jeszcze zostajemy-przypomniała Pezz uśmiechając się.
-Zrobimy to kiedy indziej-Holly wzruszyła ramionami.-Dobra, idę zacząć myśleć jak ułożę dzisiaj włosy… To gówno zawsze wygląda tak samo, wszystko jest zbyt monotonne….-dziewczyna przeczesała palcami swoje loki stając przed lustrem.-To jest właśnie ciężkie życie Holls, ech…

Brunetka udała się do łazienki i zaczęła rozmyślać nad swoją fryzurą na ten wieczór. Po chwili dołączyła do niej Perrie, która zajmowała się z kolei swoim makijażem. A czas mijał i wskazówka godzinowa niebezpiecznie zbliżała się do ósemki…

Około szóstej już wszyscy zaczęli się powoli szykować  i gdy dopracowywali tylko szczegóły, Alice obudziła się. Z ciekawości udała się na dolne piętro, a jej mina zrzedła, kiedy zobaczyła dziewczyny w pięknych, wieczorowych sukienka oraz chłopaków nie wyglądających wcale gorzej w swoich koszulach.

-Po co nam stroje wieczorowe na sylwestra w domu?-spytała Al wciąż powoli się rozbudzając.-Skąd macie te sukienki?-podeszła do Perrie i dotknęła delikatnie jej stroju.-I dlaczego nikt mi nie powiedział, że mam wziąć sukienkę?-dziewczyna denerwowała się coraz bardziej. O co w tym wszystkim chodzi?

Blondynka obróciła Alice w ten sposób, żeby dziewczyna mogła swobodnie spoglądać na swojego chłopaka.

Trzymającego sukienkę.

Różową sukienkę.

TĄ sukienkę.

Alice skłamałaby mówiąc, że jej kolana nie zmiękły. Wciąż patrząc na Louisa wyszeptała w stronę Perrie:
-To wszystko ciągle mi się śni, czy on właśnie trzyma śliczną sukienkę i patrzy na mnie?
-Spoko, jak ci się nie podoba, to ja mogę ją wziąć-zażartowała dziewczyna wzruszając ramionami.
-O mój Boże…-Al westchnęła i rzuciła się w ramiona bruneta.-Powinnam być na ciebie zła, że wydałeś tyle pieniędzy na jakiś głupi kawałek materiału…
Chłopak zaśmiał się.
-Nie obrażaj sukienki… To grzech ciężki, kochanie-Louis pouczył swoją dziewczynę.-Nie przejmuj się niczym, po prostu leć się szykować.
-Strasznie ci dziękuję-powiedziała całkiem szczerze.

-Noo, teraz to na stówę zostaniesz dzisiaj królową balu, mała-Holly odezwała się wciąż podziwiając różowe arcydzieło, trzymane już przez Alice.
-Jakiego balu?-brunetka zdziwiła się.
-Trzeba jakoś świętować nowy rok, co? Biegnij się szybko ubierać, bo przez twoją drzemkę nie mamy zbyt dużo czasu!

Alice uśmiechając się szeroko powędrowała w stronę łazienki. Zamknęła drzwi i jeszcze przez chwilę po prostu gapiła się na ubranie. Dopiero po chwili zdejmując luźną bluzkę i jeansy założyła sukienkę na siebie. Poprawiła lekko swój makijaż, po czym rozpuściła włosy  i rozczesała je delikatnie. Mówiąc skromnie, strój leżał na niej jak ulał. Materiał odsłaniał jej nogi od kolan w dół. Górna część była intensywnie różowa, jednak dół został uszyty z innego materiału i kolor stopniowo stawał się jaśniejszy doprowadzając do tego, że na samym dole można było dopatrzeć się tylko białego. Dziewczyna wyszła z pomieszczenia i prezentując się nieskromnie przyjaciołom, dołączyła do osób gotowych do wyjścia, aby świętować zbliżający się nowy rok.





Ten zdecydowanie był jednym z lepszych. Bez sensu wymieniać tu po raz setny dlaczego. Po prostu tak było. Nigdy nie należy wątpić w siebie, bo nie ważne o czym marzymy, wszystko może się wydarzyć. Choćby marzyłoby się o czymś naprawdę nierealnym, trzeba starać się wprowadzić to w swoje życie. W końcu cuda się zdarzają, tak? Marzenia muszą być trudne do spełnienia, inaczej nie znaczą zbyt wiele.


A co przyniesie kolejne dwanaście miesięcy…?

KONIEC
 
 _______________________________________________

Uważam, że zwroty są dość proste, jednak gdyby ktokolwiek ich nie rozumiał, proszę bardzo – tłumaczenie:
*Dobry wieczór!
**Nazywam się Sandra Steiner
***Cześć, jesteśmy grupą, na którą prawdopodobnie czekasz
________________________________________________

NIE WIERZĘ! Nie wierzę, że skończyłam pisać to opowiadanie. Nie wierzę, że dałam radę. Nie wierzę, że znalazło się te parę osób, które czytało to coś. 

NIGDY NIE PODZIĘKUJĘ WAM WYSTARCZAJĄCO!

Nie chcę się teraz rozpisywać przeproszę tylko za:
-spóźnienie z epilogiem,
-wszystkie błędy, które kiedykolwiek pojawiły się w Time For a Change.
 
i

Podziękuję za:
-poświęcenie czasu na przeczytanie choćby części rozdziału,
-wszystkie komentarze tutaj,
-polecanie mojego opowiadanie (jeśli ktokolwiek to robił :P),
-po prostu wszystko, co dla mnie zrobiliście.

Byłabym NIEZMIERNIE szczęśliwa, jeśli pod epilogiem pojawił się komentarz od KAŻDEGO, kto przeczytał Time For a Change. Dajcie znać ile Was było, kochani :)

I czekajcie na dodatki oraz link do nowego opowiadania! Wszystko pojawi się tutaj, już wkrótce!

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 30



*Oczami Alice*

Wróciłam do swojego pokoju trzymając w ręce miskę ze słodyczami. Louis i Holly śmiali się siedząc na łóżku i patrząc w ekran telefonu dziewczyny. Dołączyłam do nich stawiając miskę na miękkiej powierzchni obok nas. 

-Patrz, Al!-powiedziała z podekscytowaniem Holls wręczając mi do ręki jej smartfona.-Znaleźliśmy z Lou przepis na shake’a „Nektar Bogów” i jednogłośnie uznaliśmy, że musimy go dzisiaj zrobić-zachichotała.

Dziś był ostatni dzień wakacji. Ostatnia okazja, żeby zrobić coś razem i po prostu się powygłupiać. Jutro wszystko wróci do normy sprzed dwóch miesięcy i nie będzie tak bardzo prosto… Ja, na początku małymi kroczkami, zacznę przygotowania do matury, a Louis za miesiąc rozpocznie pierwsze półrocze studiów. Jedynie Holly nie musiała się niczym nadto przejmować.

Przyjrzałam się zawartości otwartej strony internetowej i wybuchłam śmiechem.
-Miód, orzechy włoskie, bita śmietana…-zaczęłam czytać niektóre składniki.-Może jeszcze nektar ze złotego kwiatu odmładzającego do tego?-spytałam sarkastycznie.-Nie mam w domu połowy tego, co potrzeba do zrobienia tego czegoś. Naprawdę wam się chce?-spoglądnęłam uśmiechając się na moich przyjaciół, którzy kiwali głowami „wyrażając swoją chęć do zaangażowania się”.
-O wszystkim pomyśleliśmy! Napisaliśmy do twojej mamy, żeby kupiła składniki wracając z pracy czy gdziekolwiek tam jest-wyjaśniła Holly, a ja uśmiechnęłam się tylko szerzej nie wierząc jej.
-Tak, tak, oczywiście-zaśmiałam się wyciągając rękę, aby sięgnąć po swój telefon leżący na szafce. Kiedy wyczułam totalną pustkę, odwróciłam głowę i zamrugałam kilka razy widząc jedynie parę kotów kurzu. Spojrzałam pytająco na Holly, którą traktowałam jako główną sprawczynię małego zamieszania. Brunetka wyciągnęła zza pleców przedmiot moich poszukiwań i wręczyła mi go mówiąc jedynie:
-Masz urocze hasło-zachichotała, a ja coraz bardziej zaczęłam wierzyć, że skontaktowali się w jakiś sposób z moją mamą.
-Nie znasz mojego hasła-burknęłam szybko odblokowując telefon i sprawdzając wysłane wiadomości.
-Dwa jeden jeden dwa-wyrecytował Louis w tym samym momencie, kiedy odnalazłam moją rozmowę z mamą. A właściwie rozmowę Holly i Louisa z moją mamą.-To znaczy coś konkretnego?-spytał uśmiechając się od ucha do ucha.
-Te cyfry po prostu nieźle razem wyglądają-wyjaśniłam zastanawiając się czym jeszcze zaskoczy mnie dziś ta dwójka.-To nic konkretnego.
Położyłam urządzenie na biurku i westchnęłam.
-Boję się, że nie uda mi się z wami zrobić czegokolwiek nadającego do spożycia-pokręciłam głową ze zrezygnowaniem śmiejąc się cicho.

Holly wywróciła tylko oczami i rzuciła się na przyniesioną przeze mnie wcześniej miskę. Przeskanowała ją wzrokiem i biorąc garść różnorodnych słodyczy przyglądała im się z głębokim westchnieniem.
-Wiesz, jak sprawić mi przyjemność-powiedziała marzycielsko z wielkim uśmiechem na twarzy. Razem z Louisem wybuchliśmy nieopanowanym śmiechem patrząc, jak dziewczyna nagle wpycha całą zawartość swojej dłoni do ust i spogląda na nas zdezorientowana. Oboje burknęliśmy ciche „nic” i próbowaliśmy się uspokoić.

Mama wbiegła do mieszkania kwadrans później trzaskając drzwiami i śmiejąc się z byle czego. Czyżby miała dobry dzień? Wyszłam z pokoju chcąc się z nią przywitać. Kobieta zrzucała z siebie aktualnie cienki żakiet, kiedy spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło. Przytuliłam ją lekko, po czym spojrzałam na torbę, w której na moje oko znajdowało się trochę więcej niż tylko składniki do wymysłu Holly i Louisa.
-Shake’i, co?-odezwała się brunetka, a ja pokiwałam twierdząco głową.
-To nie mój pomysł, ale chyba wypada się podporządkować-zachichotałam.-Wielkie dzięki w imieniu całej trójki-powiedziałam widząc, jak mama kieruje się do kuchni i zaczyna powoli wypakowywać pojedyncze zakupy.
-Trójki?-spojrzała na mnie widocznie nie rozumiejąc.

-LOUIS TY CIOTO!-krzyk Holly rozległ się po całym domu.

-Trójki…-westchnęłam po chwili rumieniąc się, gdy kobieta starała się nie wybuchnąć śmiechem.
-W porządku-rzekła życzliwie.-Wszystko będzie w kuchni, nie krępujcie się.
Uśmiechnęłam się w jej stronę i szybkim krokiem poszłam do pomieszczenia, w którym znajdowali się moi „goście”.
-O co cho…-zaczęłam pytać, jednak przestałam, gdy zobaczyłam co dzieje się w moim pokoju. Wytrzeszczyłam lekko oczy wędrując wzrokiem od ściany do ściany. Louis stał z wielkim uśmiechem zasłaniając jedną z szafek, a Holls leżała na boku przed łóżkiem mając taką samą minę jak i jej przyjaciel. Przekroczyłam próg z lekkim przerażeniem i od razu nasunęły mi się pewne podejrzenia, kiedy wdepnęłam w mokrą plamę na podłodze.
-Louis ma coś dla ciebie-rzuciła dziewczyna z lokami nie zmieniając swojego wyrazu twarzy.
Skierowałam głowę w stronę mojego chłopaka, który trzymał w ręce dwie róże. Obie miały mokre łodygi i listki. Zajrzałam pod łóżko z przeciwnej strony, niż z której znajdowała się Holly i widząc pod nim ciemne szkło uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.

-Nie można było powiedzieć, że rozbiliście wazon, tylko trzeba było robić taką scenę, co?-spytałam śmiejąc się.
-Tylko Holly nie zdała egzaminu!-wytknął chłopak wstawiającej z podłogi brunetce.-Wcale nie zorientowałaś się, że na szafce nie ma wazonu, dopóki nie znalazłaś szkła.
-I nie wdepnęłam w coś mokrego… Ale trzeba przyznać, że nie szło wam najgorzej-zachichotałam.-Holly, przyniesiesz odkurzacz, żebym posprzątała pod łóżkiem?
Dziewczyna pokiwała głową zaznaczając tylko:
-I tak nic nie zmienia, że Lou i Holls są mistrzami.

Prychnęłam kręcąc głową i spojrzałam spod rzęs na bruneta.
-Jak to się stało?-spytałam nie mogąc opanować mojego wesołego tonu.
-Nie mam pojęcia! To było wydarzenie roku! Twój wazon nagle odkrył, że ma nogi i chciał sobie tylko trochę pochodzić, ale zabrakło mu przestrzeni i nie widząc krawędzi szafki, sam spadł…-brunet westchnął robiąc skwaszoną minę.-Moje wyrazy współczucia, Alice.
-Nie wiem, czy uda mi się pogodzić z utratą tak bliskiego członka rodzinki dekoracji mojego pokoju…-powiedziałam starając się zagrać zrozpaczoną.-Myślę, że będę potrzebowała paru dni tylko dla siebie żeby odreagować…
-Jestem na „nie”, przykro mi. Tego pomysłu nie zobaczymy w finale-odezwał się nagle Louis składając lekkiego buziaka na moim policzku.

W tej samej chwili do pokoju wparowała podekscytowana Holly.
-Wiecie, że mamy już składniki do „Nektaru Bogów”?!-wykrzyknęła ciesząc się jak dziecko z nowej zabawki.
-Przecież mówiłam, że idę przywitać się z mamą… To nie jednoznaczne z przybyciem towaru?-zapytałam chichotając.-Przyniosłaś odkurzacz?
-Idziemy robić szejkuusiee, jejku!-dziewczyna pisnęła cicho biorąc w dłonie swoją komórkę i zniknęła, zapewne biegnąc co kuchni.
-Nie przyniosła odkurzacza...-westchnęłam dramatycznie łapiąc się za głowę. 

Sama wykonałam zadanie, które powierzyłam wcześniej Holly, podczas kiedy Louis starał się wytrzeć rozlaną na panelach wodę. Rozglądając się uważnie po pomieszczeniu, czy nie ominęłam nigdzie żadnego kawałka szkła wyłączyłam urządzenie i odłożyłam je na swoje miejsce w szafce w przedpokoju. 

Przekroczyłam próg kuchni wskakując na blat i obserwując poczynania Holly. Założę się, że nawet nie zauważyła kiedy weszłam. W lewej dłonie trzymając telefon z zapewne otwartym tam przepisem, drugą ręką układała na blacie po przeciwnej stronie potrzebne składniki. Z tego co się orientowałam, wystawiła między innymi kakao, lody waniliowe, orzechy, kilka bananów, polewę czekoladową i parę innych, w mojej perspektywie, nieistotnych produktów.
-Alice, zrobisz bitą śmietanę. Louis, wymyśl coś i odmierz 150 gramów polewy czekoladowej-powiedziała rozkazująco brunetka. 

Według polecenia przyjaciółki sięgnęłam po śmietanę, miskę, trzepaczkę oraz cukier puder. Zaczęłam ubijać płynny składnik od czasu do czasu dodając odpowiednie ilości drugiego produktu. Nie mogłam się opanować i co chwilę maczałam palec, aby spróbować słodkiego dodatku. 

-Jak mam odmierzyć gramy, skoro ilość całości w opakowaniu jest podana w mililitrach?-spytał Louis unosząc jedną brew do góry.
-Powiedziałam: jakoś. Ja nigdy nie wiem jak to zrobić, więc sądząc że masz większe IQ, przydzieliłam to zadanie tobie-zaśmiała się Holly obierając banany.
-Jeden gram o tyle samo co jeden mililitr?-Louis próbował rozwiązać problem.-Ktoś ogólnie wie jaka jest zależność między tymi jednostkami?-spojrzał na nas. Jednak kiedy otoczyła go głucha cisza westchnął śmiejąc się.
-Dobra, najwyżej nam nie wyjdzie-wzruszył ramionami i używając naczyń, które Holly znalazła w którejś z szafek starał odmierzyć się podaną w przepisie ilość polewy. 

Holly wrzuciła do blendera pokrojone w kawałki banany, parę gałek lodów, miód oraz po chwili dodała również polewę. Zaczęła wszystko ze sobą miksować, podczas kiedy ja powoli kończyłam odgrywać swoją rolę w przygotowywaniu deseru. Ostatni raz spróbowałam bitej śmietany i uznając, że nie jest zła odstawiłam miskę z zawartością na bok.
-Możesz teraz zetrzeć czekoladę?-zapytała Holls spoglądając na mnie. Pokiwałam twierdząco głową i zaczęłam poszukiwania składnika. Po jego znalezieniu sięgnęłam po tarkę do narożnej szafki i starając się nie zrobić sobie krzywdy, pocierałam powoli kostkami czekolady o odpowiednią metalową ściankę. Czynność wcale nie była taka prosta, bo kawałki cały czas się łamały, a trąc mniejsze części łatwiej było się skaleczyć. 

-Wymieszaj ją teraz z bitą śmietaną-podpowiedziała brunetka, kiedy starłam odpowiednią ilość. Wykonałam jej polecenie nabierając przekonania, że cokolwiek nam z tego wyjdzie-może nie okazać się wcale takie złe. 

Holly skończyła w całości miksować wszystkie produkty i zaczęła przelewać zawartość blendera do przygotowanych wcześniej przez Louisa czterech szklanek. To naprawdę nie wyglądało najgorzej… Brunet sięgnął po miskę z bitą śmietaną wymieszaną z czekoladą oraz zaczął nakładać ją na wierzch naczyń. Na samym końcu Holls ułożyła w odpowiednich miejscach parę orzechów, a ja stałam wryta w ziemię. Słowo honoru, ani przez chwilę nie przypuszczałam, że shake będzie wyglądał tak dobrze. Ale wygląd to jedna sprawa… Drugą jest smak. Wyjęłam z szuflady cztery łyżeczki i ułożyłam na blacie. Wzięłam jeden deser i zaniosłam mamie życząc smacznego. Kiedy wróciłam do kuchni każdy sięgnął po swoją porcję i oglądnął z każdej strony.

-To co?-westchnęłam.-Za udany rok szkolny. I akademicki-zaśmiałam się przypominając o Louisie, który tak naprawdę nie będzie chodził do liceum ani razu więcej.
-Za udany-powtórzyła po mnie Holly i stukając się szkłem, jakby były to co najmniej kieliszki pełne szampana, zaczęliśmy próbować naszego „dzieła”.  Spodziewałam się trochę innego smaku, ale szczerze mówiąc to co otrzymałam, również było dobre. Zawsze coś nowego!

-Czy ktoś z was potrafi sobie wyobrazić, że za parę godzin skończą się wakacje i zaczną się znowu te pieprzone obowiązki? Wstawanie przed siódmą, spędzanie tylu godzin w szkole, marnowanie czasu na naukę popołudniu i kiedy wolny zostaje tylko wieczór… każdy i tak wykorzystuje go siedząc samemu w domu. Bez sensu-podsumowała Holly nie uśmiechając się.
-Kończą się jak dla kogo, mi wciąż zostaje jeszcze miesiąc wolnego-Louis zaśmiał się.-Jedyny plus studiów to właśnie to, że zaczynasz naukę dopiero w październiku. Ilość materiału o nauczenia się, stopień trudności kolokwiów, egzaminów… Szkoda gadać.
-Cicho, ciebie nikt nie pytał-prychnęła podłamana Holls.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, którą ostatecznie przerwałam ja:
-Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, hm?-powiedziałam również cicho wzdychając.-W te wakacje naprawdę mnóstwo, mnóstwo, mnóstwo zmieniło się w moim życiu. Właściwie jeszcze przed nimi poznałam was, ale mam wrażenie, że dopiero podczas wolnego coś zaczęło nas do siebie bardziej przyciągać… Pamiętasz, jak bałaś się, że przestaniemy się kontaktować przez dwumiesięczny brak szkoły?-zwróciłam się do Holly uśmiechając słabo wspominając miłe chwile.
-A ty zapewniałaś mnie, że nic się nie zmieni-dokończyła za mnie przyjaciółka.- Lou „pomógł nam w matematyce” znajdując ofertę na wyjazd…-zaśmialiśmy się całą trójką.-I w końcu zobaczyłyśmy tą piękną Francję. Te wszystkie odpały, Niallerek, Zayn…
-Wróciłyśmy do domu i wiele się nie zmieniło… No dobra, parę rzeczy jednak uległo zmianie-uśmiechnęłam się.-Zostałam sama w domu z ojcem i umierałam psychicznie, jednak „księżniczka Al została uratowana przez swojego księcia Lou na białym rumaku”, który tak na serio po prostu wrzucił ją do jeziora-jakby to powiedziały Phobe i Daisy-zachichotałam. Uwielbiałam używać tej przenośni.
-Matko, pamiętam jak rozmawiałyśmy przez telefon i byłaś taka… rozdarta-Holly zaśmiała się cicho.
-I potem oficjalnie zostaliśmy parą, tak?-spytał Louis uśmiechając się szeroko.-Nie wiem czemu, ale w głowie utknęły mi wszystkie chwile, które spędziliśmy wszyscy razem. Wszystkie wypady do miasta, głupie żarty…-Louis rozmarzył się jak każdy z nas w tamtej chwili.
-Bo to zdecydowanie najlepsze co mogło nas, a przynajmniej mnie, spotkać-wtrąciłam mając wrażenie, że zaraz nie wytrzymam i po moim policzku spłynie słona łza.
-Wszystko co przeżyłam z Niallem… To chore, że jesteśmy w związku na odległość, ale naprawdę nie mogę bez tego normalnie żyć-spojrzałam na mówiącą Holly, która najwyraźniej miała ten sam problem co ja, ponieważ jej oczy już zaczynały robić się lekko czerwone.
-…Ale cokolwiek kto powie i cokolwiek się kiedyś wydarzy, nigdy nie pożałuję tego czasu, który poświęciłam na każde najmniejsze spotkanie z wami-wzięłam głęboki oddech.-Dziękuję wam. Za wszystko co kiedykolwiek zrobiliście dla mnie… czy dla naszej trójki-w tej chwili już nie wytrzymałam. Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech, a po prawym policzku spłynęła samotna łza wzruszenia. 

Otarłam ją dłonią, kiedy poczułam obejmujące mnie ramiona z obu stron. Wyciągnęłam swoje i przytulając do siebie z jednej strony Louisa, a z drugiej Holly uświadomiłam sobie jak wiele oni tak naprawdę dla mnie znaczą. Pozostając w takiej pozycji przez dłuższą chwilę jedno z nas powiedziało tylko szeptem:

-Nie możemy tego zakończyć.
____________________________________________

TA DAAAM! 

No i mamy (idealnie) 30 rozdział :) Szczerze nie mam pojęcia czy to powód mojego zmęczenia czy małej histerii z powodu prawie skończonego opowiadania, ale czytając rozdział, aby poprawić ewentualne błędy, całość nie spodobała mi się... Myślałam, że uda mi się napisać coś lepszego....

DWIE WAŻNE SPRAWY:

1. NAJPRAWDOPODOBNIEJ ZA TYDZIEŃ POJAWI SIĘ EPILOG I OD TEGO MOMENTU POWIEMY "CZEŚĆ" TIME FOR A CHANGE...

2. PYTANIE DO WAS: CZY CHCECIE, ŻEBYM NAPISAŁA "DODATKI"? CZYLI COŚ W STYLU "SCEN", KTÓRE SIĘ "WYDARZYŁY", A NIE BYŁY OPISANE W OPOWIADANIU? ODPOWIEDZCIE W KOMENTARZACH!!! 

Więc komentujcie... Wciąż możecie polecać i udostępniać, przecież to, że opowiadanie się kończy wcale nie znaczy, że nie można będzie go czytać :)

Kocham Was xx  

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 29



*Oczami Holly*

Kiedy przesłuchałam swoją ulubioną płytę po raz trzeci, uznałam, że niedługo powinniśmy być już na miejscu. Zaczęłam zbierać wszystkie przedmioty, które wyjęłam podczas nie najdłuższej podróży. Przetarłam ze zmęczenia oczy i ziewnęłam. Cóż, z taką ilością energii dużo chyba dziś już nie zrobię. Westchnęłam i opuszczając powieki oparłam głowę o chłodną szybę.

Po dłuższej chwili poczułam dość silne szarpnięcie oraz zorientowałam się, że autobus znacznie zwolnił. Momentalnie się wyprostowałam i wypluwając parę moich loków z ust, wyglądnęłam przez szybę. Pojazd zaparkowa, a ludzie wokół zaczęli wstawać ze swoich miejsc. Potraktowałam to jako wystarczający dowód na to, iż znajdujemy się na miejscu. Również podniosłam się na nogi, po czym sięgnęłam po swoją torbę, która znajdowała się na półce nad siedzeniami. Praktycznie zrzuciłam ją na dół i spostrzegłam, że moje ręce się trzęsą. 

Co?

Odetchnęłam głęboko, uśmiechnęłam się i niosąc mały bagaż w prawej ręce wyszłam na świeże powietrze. Widząc zbliżającą się do mnie osobę, w moich oczach stanęły łzy. Nie wierzyłam, że to w końcu się stało. 

Przyspieszyłam kroku i stawiając na ziemi torbę, wpadłam w ramiona Nialla. Starałam się opanować i nie wybuchnąć płaczem radości, jednak moje plany nie miały znaczenia, bo było to silniejsze ode mnie. Schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi i pociągnęłam lekko nosem.

-Ej, nie płacz, kochanie-powiedział pocieszająco podnosząc moją głowę i uśmiechając się szeroko.-No dalej, ktoś przed tobą przecież stoi-wskazał na siebie, a ja śmiejąc się cicho przycisnęłam swoje usta do jego. Tak bardzo za tym tęskniłam… Za jego pocałunkami, za smakiem jego warg, za nim… Przytuliłam go mocno oddychając głęboko, po czym ponownie złożyłam na jego ustach tym razem krótkiego całusa.
-No to siemka-odezwałam się, z nie wiadomo jakiego powodu lekko speszona.-Tęskniłam tak straszniee.
-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo-posłał mi piękny uśmiech.-Ale nie będziemy teraz marnowali czasu na przywitania, co? Nic się samo nie zrobi, chodź-powiedział łapiąc mnie dłonią za rękę, a w drugiej niosąc mój mały bagaż.-Więc jak krótka podróż?
-Minęła nawet dość szybko, myślałam, że będzie gorzej-zaśmiałam się.-A co u ciebie? Jak tobie minął dzień?
-W porządku-Niall wzruszył ramionami.-Nie robiłem nic specjalnego, szczerze pospałem trochę dłużej niż zazwyczaj, w efekcie czego po paru podstawowych czynnościach musiałem powoli zacząć się zbierać, żebyś nie musiała na mnie czekać.
-Czyli krótko mówiąc, zerwałam cię z wyra o czternastej-parsknęłam śmiechem.-Brawo, Niall. Jakaś gruba impreza była, co?
-Żebyś wiedziała! Ja, telefon, cola i cztery ściany. Żałuję, że nie przyjechałaś dzień wcześniej-chłopak zażartował ponownie mnie rozbawiając. 

Jako iż Nialler był ode mnie niewiele starszy, posiadał już swoje prawo jazdy oraz własny samochód. Wgramoliłam się na miejsce pasażera, podczas kiedy blondyn usiadł za kierownicą. Odpalił silnik i bez problemu wyjechał z parkingu, na którym zostawił ówcześnie pojazd.
-Prowadziłaś kiedyś samochód?-spytał spoglądając na mnie.
-Czy ja wiem…-wzruszyłam ramionami.-Czemu pytasz?
-To jutro się przejedziesz-chłopak wykrzywił usta w zwycięskim uśmiechu.
-Naprawdę chcesz zniszczyć ten samochód, tak?
-Nie, w życiu!-zaprotestował.-Będę pilnować Alfreda, nic mu się nie stanie. Zawsze jakieś urozmaicenie, hm?-zaśmialiśmy się. 

Po drodze do domu Horanów, Niall opisywał po krótce jego miasto. Z jego punktu widzenia nie było ono zachwycające, jednak dla mnie to coś nowego, więc byłam naprawdę podekscytowana. Budynki wyglądały na dość nowoczesne, jednak podobno był to wyłącznie skutek „nowej dzielnicy”. Wpuściłam to jednym uchem, a wypuściłam drugim i kontynuowałam oglądanie panoramy miasta. Nim się obejrzałam, blondyn zaparkował auto po raz kolejny, tym razem pod małym jednorodzinnym domkiem. Wyjął ze stacyjki kluczyki i uśmiechnął się do mnie po raz setny tego dnia. Odpięłam pas i równo z nim, wysiadłam z pojazdu. Chwyciłam swoją torbę, która leżała na tylnym siedzeniu i poszłam za Niallem. Obserwowałam jak otwiera drzwi i przepuszcza mnie w nich. Weszłam do środka, zdjęłam swoje buty, a kiedy się wyprostowałam i zobaczyłam stojącą niedaleko kobietę z szerokim na ustach uśmiechem, moja twarz zbladła. I nagle nie wiedziałam co zrobić. Straciłam umiejętność wypowiadania słów i poruszania się. Najwyraźniej rozbawiłam ją tym, gdyż po chwili zachichotała cicho i zbliżyła się do mnie. Spojrzała na Nialla, a ten odchrząknął i powiedział:
-Holly, to moja mama, mamo-to Holly, moja dziewczyna-wymachiwał dłońmi.
-Strasznie miło mi cię poznać, skarbie-usłyszałam uradowany głos blondynki oraz poczułam jej oplatające mnie ręce.
-Mnie również, proszę pani-odezwałam się miło wysilając również na uśmiech.
-Proszę, nie postarzaj mnie tak-kobieta zaśmiała się odsuwając ode mnie.-Mów mi Maura-przytaknęłam uśmiechając się jednocześnie.
-Bardzo dziękuję, że była taka możliwość, żebym zatrzymała się tutaj na parę dni. To naprawdę wiele dla mnie znaczy-rzekłam szczerze.

Maura wyglądała na bardzo uprzejmą i tolerancyjną. Z opowiadań Niallera zawsze właśnie taka była, ale pomimo to gdzieś tam czułam pewne obawy. Co jeśli nie przypadnę jej do gustu i mnie nie polubi? Starałam się wypaść jak najlepiej, często się uśmiechałam i byłam miła. Jednak czy to zadziałało na zyskaniu dobrej reputacji, nie mam bladego pojęcia.

Po krótkiej wymianie zdań, mama mojego chłopaka wspomniała tylko, abyśmy zwrócili się do niej w razie jakiejkolwiek potrzeby i ruszyła do innego pokoju. Ja z kolei poszłam wraz z Niallem do jego sypialni, która miała być także moją przez ten czas. Była ładnie urządzona. Ściany były pomalowane na zielono i jako że jest to kolor mądrości, zażartowałam, że wyjadę stąd o wiele mądrzejsza i bardziej doświadczona. Meble koloru beżowego wypełniały prawie całość pomieszczenia, wolna przestrzeń pozostawała tylko pod oknem oraz wokół łóżka. Od razu wskoczyłam na nie testując jego twardość.

-Nie jest złe-oceniłam zachowując poważną minę.-Mogę tu spać.
-Jak zawsze musi być perfekcyjnie, co?-chłopak zakpił ze mnie.-Mam zmienić pościel na inny kolor? Może w ogóle zmienimy wystrój całego domu, hm? Co powiesz na… Czerń i biel?
Zirytowana uderzyłam blondyna lekko w ramię i fuknęłam.
-Głupek.
-Też cię baaardzo kocham-powiedział przytulając mnie mocno do siebie.-Planowałaś coś? W sensie… Co chciałabyś robić przez te cztery dni?
-Szczerze… Kompletnie zdałam się na ciebie-przyznałam przygryzając wargę.-Upss…
Niall uśmiechnął się przyjaźnie i spojrzał mi w oczy.
-W porządku-rzekł całując mnie delikatnie.

Tak naprawdę nie ma nic lepszego, niż spędzanie czasu z osobą, którą kochasz i która kocha ciebie. Nic nie pobije zasypiania z nią w jednym łóżku i budzenia się rano w jej objęciach. Można cieszyć się z wszystkiego, jednak dla mnie te parę dni było najlepszymi w życiu. Nie tylko ze względu na atmosferę czy miejsce. Właśnie głównie z powodu osoby, z którą byłam.

***

*Oczami Alice*

-Siedem dodać pięć?-spytałam powoli i obserwowałam jak Daisy liczy na paluszkach podaną przeze mnie sumę.
-Dwanaście?-spytała niepewnie.
-Brawoo!-krzyknęłam i podniosłam małą dziewczynkę kręcąc nią dookoła.-Teraz możesz zjeść Louisa-wyszeptałam do jej ucha, nie chcąc aby mój chłopak siedzący niedaleko ciągle z telefonem w dłoni mnie usłyszał.
-Ja też chcę!-pisnęła Phobe wyciągając ręce w górę.
-Najpierw musisz podać dobrą odpowiedź-powiedziałam puszczając jej siostrę bliźniaczkę.-Piętnaście odjąć sześć?
-Dziewięć, to proste!-ucieszyła się.
Złapałam jej małe ciało i podniosłam wykonując tę samą czynność co minutę wcześniej. Po chwili postawiłam dziewczynkę na podłodze i zaczęłam odliczać patrząc na nie znacząco:
-Trzy… Dwa… Jeden… BRAĆ GO!

Obserwowałam ukradkiem całą sytuację z bezpiecznej odległości. Zgrane siostry rzuciły się jednocześnie na Louisa, szczypiąc go i dokuczając w każdy możliwy sposób.
-Co wy robicie?!-brunet otrząsnął się nagle i prawie rzucił przez przypadek swoim telefonem.-Przestańcie, już!

Usiadłam na podłodze i zaczęłam bawić się bezcelowo kosmykiem moich włosów, aby nikt nie nabrał podejrzeń, iż napad „dwóch na jednego” to moja sprawka. Chłopak powoli opanowywał sytuację, czym naprawdę zasługuje na szacunek, bo uspokojenie dwóch małych dziewczynek  nie jest tak proste jakby mogło się wydawać… 

-Alice! Pomocy?-odezwał się po chwili.
Zaśmiałam się cicho i wstałam.
-O matko, Lou! Nie zauważyłam, jeju!-udawałam zaskoczenie-Dziewczynki, starczy! Puśćcie go już, proszę!
Daisy i Phobe zastosowały się do mojej prośby, a kiedy uciekły śmiejąc się w niebogłosy do swoich pokojów, usiadłam na kanapie obok Lou i zaczęłam lekko poprawiać jego roztrzepane włosy.
-Za co?-spytał lekko zdenerwowany unosząc jedną brew do góry i sam przejmując sytuację nad swoją fryzurą.
-Ignorowanie słów swojej dziewczyny-uśmiechnęłam się triumfalnie całując jego policzek.-Co takiego interesującego jest w ciągłym przeglądaniu stron internetowych na smartfonie?
-Mówiłaś coś wcześniej?-wydawał się w ogóle nie pamiętać wydarzeń sprzed zareagowania bliźniaczek.
-Taa…-westchnęłam siadając na jego kolanach.-Mam powtórzyć?
-Nie, no coś ty. Wszystko słyszałem-bronił się jednocześnie obejmując mnie w talii.
-Czyżby? W takim razie ty powtórz-rzuciłam małe wyzwanie zakładając ręce na piersiach.

Byłam pewna w stu procentach, że właśnie wymyślał jakieś bzdury. Patrzył na mnie przez chwilę zastanawiając się, po czym powiedział:
-Opowiadałaś mi o Holly-strzelił, a ja parsknęłam śmiechem.
-Zgaduj dalej-zachęciłam go.-Masz jeszcze pięć szans.
-Zakład, że zgadnę?-wytrzeszczył lekko oczy.
-Jasne-powiedziałam pewna swojej wygranej.-Jak nie zgadniesz, a wiem, że nie zgadniesz, kupujesz mi sukienkę. Tą różową, którą pokazywałam ci ostatnio. Tą śliczną. TYLKO tą, żadnej innej. A jak wygrasz… Postawię ci cappuccino i szarlotkę-zaproponowałam.
-Żartujesz?-chłopak wybuchnął śmiechem.-Nie sądzisz, że to nie są równe nagrody? Kawa z ciastkiem to chyba trochę za mało w porównaniu do tysiąca pięciuset, który wydałbym na sukienkę, co?-Louis wciąż się śmiał.
-Pomyślimy o tym później-wywróciłam teatralnie oczami.-Zgaduj.

Chłopak ponownie zamyślił się na moment, po czym rozpoczął nasz mały konkurs.
-Mówiłaś o mnie?-spytał, a ja pokręciłam przecząco głową.-W takim razie… o swojej mamie-ponownie zaprzeczyłam, a mój uśmiech zwiększał się z sekundy na sekundę.-O tych chłopakach, które poznałyście w Francji.
-Masz dwie ostatnie szanse, kochanie.
-O czymś co chciałabyś zrobić…
-Emm… Okej, kontynuuj. Idziesz dobrym tropem, niestety-przygryzłam nerwowo wargę.
-Chciałabyś gdzieś pojechać…-moja mina zrzedła, kiedy musiałam przytaknąć.-Z Holls i mną...-znów potrząsnęłam głową na „tak”.-Zimą?-załamywałam się coraz bardziej. Może naprawdę mnie słuchał?-Narty?
-Cholera, Louis!-straciłam nadzieję na jego porażkę.
-Zgadłem wszystko?-spytał zadowolony z siebie.
-Prawie… Ale to bez znaczenia, i tak już wygrałeś, to nie fair-zrobiłam smutną minę.
-Chcesz pojechać zimą na narty, ze mną, Holls… Zaynem i Niallem.
-Jednak mnie słuchałeś! Nie wolno tak!-oburzyłam się.
-Po prostu jestem geniuszem, Al-zaśmiał się całując mnie namiętnie.

____________________________________________________

Więc... ogólnie kolejny rozdział będzie przedostatni. Później epilog i... Koniec TFAC...

Ale, ALE!!!
Mam w planach (ba, już nawet założyłam bloga) pisać kolejne opowiadanie :) Więc dramatu nie ma. 

KOMENTUJCIE, POLECAJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE <3