czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 30



*Oczami Alice*

Wróciłam do swojego pokoju trzymając w ręce miskę ze słodyczami. Louis i Holly śmiali się siedząc na łóżku i patrząc w ekran telefonu dziewczyny. Dołączyłam do nich stawiając miskę na miękkiej powierzchni obok nas. 

-Patrz, Al!-powiedziała z podekscytowaniem Holls wręczając mi do ręki jej smartfona.-Znaleźliśmy z Lou przepis na shake’a „Nektar Bogów” i jednogłośnie uznaliśmy, że musimy go dzisiaj zrobić-zachichotała.

Dziś był ostatni dzień wakacji. Ostatnia okazja, żeby zrobić coś razem i po prostu się powygłupiać. Jutro wszystko wróci do normy sprzed dwóch miesięcy i nie będzie tak bardzo prosto… Ja, na początku małymi kroczkami, zacznę przygotowania do matury, a Louis za miesiąc rozpocznie pierwsze półrocze studiów. Jedynie Holly nie musiała się niczym nadto przejmować.

Przyjrzałam się zawartości otwartej strony internetowej i wybuchłam śmiechem.
-Miód, orzechy włoskie, bita śmietana…-zaczęłam czytać niektóre składniki.-Może jeszcze nektar ze złotego kwiatu odmładzającego do tego?-spytałam sarkastycznie.-Nie mam w domu połowy tego, co potrzeba do zrobienia tego czegoś. Naprawdę wam się chce?-spoglądnęłam uśmiechając się na moich przyjaciół, którzy kiwali głowami „wyrażając swoją chęć do zaangażowania się”.
-O wszystkim pomyśleliśmy! Napisaliśmy do twojej mamy, żeby kupiła składniki wracając z pracy czy gdziekolwiek tam jest-wyjaśniła Holly, a ja uśmiechnęłam się tylko szerzej nie wierząc jej.
-Tak, tak, oczywiście-zaśmiałam się wyciągając rękę, aby sięgnąć po swój telefon leżący na szafce. Kiedy wyczułam totalną pustkę, odwróciłam głowę i zamrugałam kilka razy widząc jedynie parę kotów kurzu. Spojrzałam pytająco na Holly, którą traktowałam jako główną sprawczynię małego zamieszania. Brunetka wyciągnęła zza pleców przedmiot moich poszukiwań i wręczyła mi go mówiąc jedynie:
-Masz urocze hasło-zachichotała, a ja coraz bardziej zaczęłam wierzyć, że skontaktowali się w jakiś sposób z moją mamą.
-Nie znasz mojego hasła-burknęłam szybko odblokowując telefon i sprawdzając wysłane wiadomości.
-Dwa jeden jeden dwa-wyrecytował Louis w tym samym momencie, kiedy odnalazłam moją rozmowę z mamą. A właściwie rozmowę Holly i Louisa z moją mamą.-To znaczy coś konkretnego?-spytał uśmiechając się od ucha do ucha.
-Te cyfry po prostu nieźle razem wyglądają-wyjaśniłam zastanawiając się czym jeszcze zaskoczy mnie dziś ta dwójka.-To nic konkretnego.
Położyłam urządzenie na biurku i westchnęłam.
-Boję się, że nie uda mi się z wami zrobić czegokolwiek nadającego do spożycia-pokręciłam głową ze zrezygnowaniem śmiejąc się cicho.

Holly wywróciła tylko oczami i rzuciła się na przyniesioną przeze mnie wcześniej miskę. Przeskanowała ją wzrokiem i biorąc garść różnorodnych słodyczy przyglądała im się z głębokim westchnieniem.
-Wiesz, jak sprawić mi przyjemność-powiedziała marzycielsko z wielkim uśmiechem na twarzy. Razem z Louisem wybuchliśmy nieopanowanym śmiechem patrząc, jak dziewczyna nagle wpycha całą zawartość swojej dłoni do ust i spogląda na nas zdezorientowana. Oboje burknęliśmy ciche „nic” i próbowaliśmy się uspokoić.

Mama wbiegła do mieszkania kwadrans później trzaskając drzwiami i śmiejąc się z byle czego. Czyżby miała dobry dzień? Wyszłam z pokoju chcąc się z nią przywitać. Kobieta zrzucała z siebie aktualnie cienki żakiet, kiedy spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ciepło. Przytuliłam ją lekko, po czym spojrzałam na torbę, w której na moje oko znajdowało się trochę więcej niż tylko składniki do wymysłu Holly i Louisa.
-Shake’i, co?-odezwała się brunetka, a ja pokiwałam twierdząco głową.
-To nie mój pomysł, ale chyba wypada się podporządkować-zachichotałam.-Wielkie dzięki w imieniu całej trójki-powiedziałam widząc, jak mama kieruje się do kuchni i zaczyna powoli wypakowywać pojedyncze zakupy.
-Trójki?-spojrzała na mnie widocznie nie rozumiejąc.

-LOUIS TY CIOTO!-krzyk Holly rozległ się po całym domu.

-Trójki…-westchnęłam po chwili rumieniąc się, gdy kobieta starała się nie wybuchnąć śmiechem.
-W porządku-rzekła życzliwie.-Wszystko będzie w kuchni, nie krępujcie się.
Uśmiechnęłam się w jej stronę i szybkim krokiem poszłam do pomieszczenia, w którym znajdowali się moi „goście”.
-O co cho…-zaczęłam pytać, jednak przestałam, gdy zobaczyłam co dzieje się w moim pokoju. Wytrzeszczyłam lekko oczy wędrując wzrokiem od ściany do ściany. Louis stał z wielkim uśmiechem zasłaniając jedną z szafek, a Holls leżała na boku przed łóżkiem mając taką samą minę jak i jej przyjaciel. Przekroczyłam próg z lekkim przerażeniem i od razu nasunęły mi się pewne podejrzenia, kiedy wdepnęłam w mokrą plamę na podłodze.
-Louis ma coś dla ciebie-rzuciła dziewczyna z lokami nie zmieniając swojego wyrazu twarzy.
Skierowałam głowę w stronę mojego chłopaka, który trzymał w ręce dwie róże. Obie miały mokre łodygi i listki. Zajrzałam pod łóżko z przeciwnej strony, niż z której znajdowała się Holly i widząc pod nim ciemne szkło uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.

-Nie można było powiedzieć, że rozbiliście wazon, tylko trzeba było robić taką scenę, co?-spytałam śmiejąc się.
-Tylko Holly nie zdała egzaminu!-wytknął chłopak wstawiającej z podłogi brunetce.-Wcale nie zorientowałaś się, że na szafce nie ma wazonu, dopóki nie znalazłaś szkła.
-I nie wdepnęłam w coś mokrego… Ale trzeba przyznać, że nie szło wam najgorzej-zachichotałam.-Holly, przyniesiesz odkurzacz, żebym posprzątała pod łóżkiem?
Dziewczyna pokiwała głową zaznaczając tylko:
-I tak nic nie zmienia, że Lou i Holls są mistrzami.

Prychnęłam kręcąc głową i spojrzałam spod rzęs na bruneta.
-Jak to się stało?-spytałam nie mogąc opanować mojego wesołego tonu.
-Nie mam pojęcia! To było wydarzenie roku! Twój wazon nagle odkrył, że ma nogi i chciał sobie tylko trochę pochodzić, ale zabrakło mu przestrzeni i nie widząc krawędzi szafki, sam spadł…-brunet westchnął robiąc skwaszoną minę.-Moje wyrazy współczucia, Alice.
-Nie wiem, czy uda mi się pogodzić z utratą tak bliskiego członka rodzinki dekoracji mojego pokoju…-powiedziałam starając się zagrać zrozpaczoną.-Myślę, że będę potrzebowała paru dni tylko dla siebie żeby odreagować…
-Jestem na „nie”, przykro mi. Tego pomysłu nie zobaczymy w finale-odezwał się nagle Louis składając lekkiego buziaka na moim policzku.

W tej samej chwili do pokoju wparowała podekscytowana Holly.
-Wiecie, że mamy już składniki do „Nektaru Bogów”?!-wykrzyknęła ciesząc się jak dziecko z nowej zabawki.
-Przecież mówiłam, że idę przywitać się z mamą… To nie jednoznaczne z przybyciem towaru?-zapytałam chichotając.-Przyniosłaś odkurzacz?
-Idziemy robić szejkuusiee, jejku!-dziewczyna pisnęła cicho biorąc w dłonie swoją komórkę i zniknęła, zapewne biegnąc co kuchni.
-Nie przyniosła odkurzacza...-westchnęłam dramatycznie łapiąc się za głowę. 

Sama wykonałam zadanie, które powierzyłam wcześniej Holly, podczas kiedy Louis starał się wytrzeć rozlaną na panelach wodę. Rozglądając się uważnie po pomieszczeniu, czy nie ominęłam nigdzie żadnego kawałka szkła wyłączyłam urządzenie i odłożyłam je na swoje miejsce w szafce w przedpokoju. 

Przekroczyłam próg kuchni wskakując na blat i obserwując poczynania Holly. Założę się, że nawet nie zauważyła kiedy weszłam. W lewej dłonie trzymając telefon z zapewne otwartym tam przepisem, drugą ręką układała na blacie po przeciwnej stronie potrzebne składniki. Z tego co się orientowałam, wystawiła między innymi kakao, lody waniliowe, orzechy, kilka bananów, polewę czekoladową i parę innych, w mojej perspektywie, nieistotnych produktów.
-Alice, zrobisz bitą śmietanę. Louis, wymyśl coś i odmierz 150 gramów polewy czekoladowej-powiedziała rozkazująco brunetka. 

Według polecenia przyjaciółki sięgnęłam po śmietanę, miskę, trzepaczkę oraz cukier puder. Zaczęłam ubijać płynny składnik od czasu do czasu dodając odpowiednie ilości drugiego produktu. Nie mogłam się opanować i co chwilę maczałam palec, aby spróbować słodkiego dodatku. 

-Jak mam odmierzyć gramy, skoro ilość całości w opakowaniu jest podana w mililitrach?-spytał Louis unosząc jedną brew do góry.
-Powiedziałam: jakoś. Ja nigdy nie wiem jak to zrobić, więc sądząc że masz większe IQ, przydzieliłam to zadanie tobie-zaśmiała się Holly obierając banany.
-Jeden gram o tyle samo co jeden mililitr?-Louis próbował rozwiązać problem.-Ktoś ogólnie wie jaka jest zależność między tymi jednostkami?-spojrzał na nas. Jednak kiedy otoczyła go głucha cisza westchnął śmiejąc się.
-Dobra, najwyżej nam nie wyjdzie-wzruszył ramionami i używając naczyń, które Holly znalazła w którejś z szafek starał odmierzyć się podaną w przepisie ilość polewy. 

Holly wrzuciła do blendera pokrojone w kawałki banany, parę gałek lodów, miód oraz po chwili dodała również polewę. Zaczęła wszystko ze sobą miksować, podczas kiedy ja powoli kończyłam odgrywać swoją rolę w przygotowywaniu deseru. Ostatni raz spróbowałam bitej śmietany i uznając, że nie jest zła odstawiłam miskę z zawartością na bok.
-Możesz teraz zetrzeć czekoladę?-zapytała Holls spoglądając na mnie. Pokiwałam twierdząco głową i zaczęłam poszukiwania składnika. Po jego znalezieniu sięgnęłam po tarkę do narożnej szafki i starając się nie zrobić sobie krzywdy, pocierałam powoli kostkami czekolady o odpowiednią metalową ściankę. Czynność wcale nie była taka prosta, bo kawałki cały czas się łamały, a trąc mniejsze części łatwiej było się skaleczyć. 

-Wymieszaj ją teraz z bitą śmietaną-podpowiedziała brunetka, kiedy starłam odpowiednią ilość. Wykonałam jej polecenie nabierając przekonania, że cokolwiek nam z tego wyjdzie-może nie okazać się wcale takie złe. 

Holly skończyła w całości miksować wszystkie produkty i zaczęła przelewać zawartość blendera do przygotowanych wcześniej przez Louisa czterech szklanek. To naprawdę nie wyglądało najgorzej… Brunet sięgnął po miskę z bitą śmietaną wymieszaną z czekoladą oraz zaczął nakładać ją na wierzch naczyń. Na samym końcu Holls ułożyła w odpowiednich miejscach parę orzechów, a ja stałam wryta w ziemię. Słowo honoru, ani przez chwilę nie przypuszczałam, że shake będzie wyglądał tak dobrze. Ale wygląd to jedna sprawa… Drugą jest smak. Wyjęłam z szuflady cztery łyżeczki i ułożyłam na blacie. Wzięłam jeden deser i zaniosłam mamie życząc smacznego. Kiedy wróciłam do kuchni każdy sięgnął po swoją porcję i oglądnął z każdej strony.

-To co?-westchnęłam.-Za udany rok szkolny. I akademicki-zaśmiałam się przypominając o Louisie, który tak naprawdę nie będzie chodził do liceum ani razu więcej.
-Za udany-powtórzyła po mnie Holly i stukając się szkłem, jakby były to co najmniej kieliszki pełne szampana, zaczęliśmy próbować naszego „dzieła”.  Spodziewałam się trochę innego smaku, ale szczerze mówiąc to co otrzymałam, również było dobre. Zawsze coś nowego!

-Czy ktoś z was potrafi sobie wyobrazić, że za parę godzin skończą się wakacje i zaczną się znowu te pieprzone obowiązki? Wstawanie przed siódmą, spędzanie tylu godzin w szkole, marnowanie czasu na naukę popołudniu i kiedy wolny zostaje tylko wieczór… każdy i tak wykorzystuje go siedząc samemu w domu. Bez sensu-podsumowała Holly nie uśmiechając się.
-Kończą się jak dla kogo, mi wciąż zostaje jeszcze miesiąc wolnego-Louis zaśmiał się.-Jedyny plus studiów to właśnie to, że zaczynasz naukę dopiero w październiku. Ilość materiału o nauczenia się, stopień trudności kolokwiów, egzaminów… Szkoda gadać.
-Cicho, ciebie nikt nie pytał-prychnęła podłamana Holls.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, którą ostatecznie przerwałam ja:
-Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, hm?-powiedziałam również cicho wzdychając.-W te wakacje naprawdę mnóstwo, mnóstwo, mnóstwo zmieniło się w moim życiu. Właściwie jeszcze przed nimi poznałam was, ale mam wrażenie, że dopiero podczas wolnego coś zaczęło nas do siebie bardziej przyciągać… Pamiętasz, jak bałaś się, że przestaniemy się kontaktować przez dwumiesięczny brak szkoły?-zwróciłam się do Holly uśmiechając słabo wspominając miłe chwile.
-A ty zapewniałaś mnie, że nic się nie zmieni-dokończyła za mnie przyjaciółka.- Lou „pomógł nam w matematyce” znajdując ofertę na wyjazd…-zaśmialiśmy się całą trójką.-I w końcu zobaczyłyśmy tą piękną Francję. Te wszystkie odpały, Niallerek, Zayn…
-Wróciłyśmy do domu i wiele się nie zmieniło… No dobra, parę rzeczy jednak uległo zmianie-uśmiechnęłam się.-Zostałam sama w domu z ojcem i umierałam psychicznie, jednak „księżniczka Al została uratowana przez swojego księcia Lou na białym rumaku”, który tak na serio po prostu wrzucił ją do jeziora-jakby to powiedziały Phobe i Daisy-zachichotałam. Uwielbiałam używać tej przenośni.
-Matko, pamiętam jak rozmawiałyśmy przez telefon i byłaś taka… rozdarta-Holly zaśmiała się cicho.
-I potem oficjalnie zostaliśmy parą, tak?-spytał Louis uśmiechając się szeroko.-Nie wiem czemu, ale w głowie utknęły mi wszystkie chwile, które spędziliśmy wszyscy razem. Wszystkie wypady do miasta, głupie żarty…-Louis rozmarzył się jak każdy z nas w tamtej chwili.
-Bo to zdecydowanie najlepsze co mogło nas, a przynajmniej mnie, spotkać-wtrąciłam mając wrażenie, że zaraz nie wytrzymam i po moim policzku spłynie słona łza.
-Wszystko co przeżyłam z Niallem… To chore, że jesteśmy w związku na odległość, ale naprawdę nie mogę bez tego normalnie żyć-spojrzałam na mówiącą Holly, która najwyraźniej miała ten sam problem co ja, ponieważ jej oczy już zaczynały robić się lekko czerwone.
-…Ale cokolwiek kto powie i cokolwiek się kiedyś wydarzy, nigdy nie pożałuję tego czasu, który poświęciłam na każde najmniejsze spotkanie z wami-wzięłam głęboki oddech.-Dziękuję wam. Za wszystko co kiedykolwiek zrobiliście dla mnie… czy dla naszej trójki-w tej chwili już nie wytrzymałam. Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech, a po prawym policzku spłynęła samotna łza wzruszenia. 

Otarłam ją dłonią, kiedy poczułam obejmujące mnie ramiona z obu stron. Wyciągnęłam swoje i przytulając do siebie z jednej strony Louisa, a z drugiej Holly uświadomiłam sobie jak wiele oni tak naprawdę dla mnie znaczą. Pozostając w takiej pozycji przez dłuższą chwilę jedno z nas powiedziało tylko szeptem:

-Nie możemy tego zakończyć.
____________________________________________

TA DAAAM! 

No i mamy (idealnie) 30 rozdział :) Szczerze nie mam pojęcia czy to powód mojego zmęczenia czy małej histerii z powodu prawie skończonego opowiadania, ale czytając rozdział, aby poprawić ewentualne błędy, całość nie spodobała mi się... Myślałam, że uda mi się napisać coś lepszego....

DWIE WAŻNE SPRAWY:

1. NAJPRAWDOPODOBNIEJ ZA TYDZIEŃ POJAWI SIĘ EPILOG I OD TEGO MOMENTU POWIEMY "CZEŚĆ" TIME FOR A CHANGE...

2. PYTANIE DO WAS: CZY CHCECIE, ŻEBYM NAPISAŁA "DODATKI"? CZYLI COŚ W STYLU "SCEN", KTÓRE SIĘ "WYDARZYŁY", A NIE BYŁY OPISANE W OPOWIADANIU? ODPOWIEDZCIE W KOMENTARZACH!!! 

Więc komentujcie... Wciąż możecie polecać i udostępniać, przecież to, że opowiadanie się kończy wcale nie znaczy, że nie można będzie go czytać :)

Kocham Was xx  

8 komentarzy:

  1. cud cud i jeszcze raz cud ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. O jezu taki i szkoda że za tydzień epilog :'(

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo! *.* Nie moge uwierzyc ze to juz prawie kiniec :'( Dobry pomysl co do pytania :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie narzekaj Cookie! Bardzo dobry rozdział! Najbardziej mi się podobała końcówka bo na początku się w shake'ach chyba zgubiłam xDD

    1. Co do epilogu - jestem na nie, a zarazem na tak bo kolejne ff zapowiada sie jeszcze lepiej *.*
    2. Jestem jak najbardziej na tak! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie kończ :( Szkoda :'( Nie mogę w to uwierzyć! Już koniec?Jak to możliwe?No nic :(
    Napisz te "scenki" będzie fajnie :)
    Jak to czytałam to miałam wrażenie że to już jest epilog i się poryczałam xD Nie chce aby to się skończyło :( To jest takie jhkdsbvhk <33
    Czekam na...epilog :(
    AgAtA

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie kończ to jest naprawdę super. Co do pytania jestem na tak i przy okazji zapraszam na mojego bloga
    lovefriend1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. ŚWIETNY <3 PISZ SZYBKO NASTĘPNY

    OdpowiedzUsuń