czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 17



*Oczami Alice*

Spędziłam dość dużo czasu rozmyślając nad Irlandią, sklepem i mamą. Wszystko wydawało mi się absurdalnie trudne. Zresztą… po co się powtarzać? Nie mam pojęcia jakie są aktualnie relacje między nami. Kiedy ostatecznie wyjechała parę dni temu skończyło się tylko na pożegnaniu i bardzo, bardzo krótkiej rozmowie. O tym, żebym nie sprawiała dużo kłopotów, żebym odezwała się kiedyś i pilnowała we Francji. Wydaje się, że nie ma do mnie żalu, ale tak naprawdę nikt nie wie jak się czuje. Może powiedziała to tylko dlatego, że powinna?

Starałam się spędzać mało czasu w domu. Nie chciałam i, szczerze mówiąc, obawiałam się chwil spędzonych w nim razem z ojcem. Wiadomo, że nie musimy ze sobą rozmawiać czy nawet na siebie patrzeć, ale to co może się stać wciąż pozostaje tajemnicą. 

Przez jakiś czas nie chciałam rozmawiać z nikim. Miałam ochotę zwyczajnie leżeć w łóżku i nie robić nic. Może w oczach niektórych histeryzowałam, jednak osobiście uważam, że moje podejrzenia, przemyślenia i wszystko co znalazło się przez ten czas w mojej głowie było słuszne. Jak na razie wyglądało to źle. Dwa tygodnie mijały nieubłagalnie szybko, a ja spędzałam je robiąc coś głównie z Holls, a innym razem włócząc się po mieście. Lubiłam spacerować bez celu, działało to na mnie uspakajająco. Nie byłam do niczego zmuszana, po prostu szłam i obserwowałam to, co dzieje się dookoła mnie. 

Od paru dni planowałyśmy z Holly zobaczyć się z Louisem w dzień przed naszym wyjazdem. Spędziliśmy dobre czterdzieści minut na dyskutowaniu nad godziną spotkania, każdy chciał kiedy indziej. Louisowi pasowała trzynasta, ale Holly nie mogła wyjść o tej porze z domu, bo musiała opiekować się rodzeństwem, dlatego proponowała piętnastą. Jednak wtedy moglibyśmy się widzieć tylko przez godzinę, bo Louis obiecał swojej mamie, że będzie o szesnastej w domu, żeby zjeść obiad z dziadkami. Kiedy powiedział, że mógłby się spotkać około osiemnastej, moja przyjaciółka oburzyła się, sądząc, że to za późno… Żeby oszczędzić Wam czytania tego akapitu po raz drugi, w celu zrozumienia treści skończę szybciej-ostatecznie umówiliśmy się na siedemnastą. Holly obiecała być nawet przed czasem w umówionym miejscu, a Lou przysiągł, że postara się być jak najwcześniej. 

Przechadzając się po ulicach słonecznego miasta starałam się wymyślić, co mogłoby się stać na wyjeździe. Spotkamy na wieży Eiffla Rihannę i skoczymy z najwyższego piętra z radości-mało prawdopodobne. Naszym opiekunem okaże się mężczyzna na emeryturze, wiedzący o Francji tyle, co ja o historii Niemiec-raczej nie. Albo wybierając się na wieczorny spacer po Paryżu, wraz z Holly zostaniemy zaproszone przez przystojnych Francuzów na romantyczną kolację. Dobra, to nie miało najmniejszych szans, żeby się wydarzyć. 

Dochodząc na miejsce i nie zastając żadnego z moich przyjaciół, usiadłam na ławce czekając. Bardzo lubiłam to miejsce. Jedna z wielu alejek w parku, średnio zaludniona i pięknie oświetlona przez słońce, a wieczorami latarnie. Każdy detal drzew wokół był niesamowicie widoczny. Kiedy siedzenie zrobiło się nudne, zaczęłam wyszukiwać na nich wiewiórek. Było ich stosunkowo dużo, więc nie było to dużym problemem. Kiedy odnalazłam jedną wzrokiem oglądałam, jak biegała po gałęziach w tą i z powrotem przenosząc coś. Wyglądała jakby była do tego zmuszana, ewidentnie się ociągała. W pewnym momencie schowała się gdzieś między liśćmi i tyle ją widziałam. Kiedy rozglądałam się z następną, przerwał mi głos. Który, swoją drogą, rozpoznałabym wszędzie, ale ciii…! Nic nie wiecie.

-Co ty tam widzisz?-spytał, a ja wzdrygnęłam się.
-Louis! Od jak dawna tu siedzisz?-zaśmiałam się cicho.
-Od paru minut-wzruszył ramionami.-Starałem się zobaczyć to, co ty, ale chyba mi nie wyszło.
-Szukałam wiewiórek…-przyznałam, a Louis uśmiechnął się głupkowato.-No co? Nie przychodzicie, to musiałam robić coś innego niż tylko siedzenie i rozglądanie się na prawo i lewo, czy przypadkiem któreś z was łaskawie nie idzie w moją stronę.
-Okej, okej. Przecież nic nawet nie powiedziałem. Wiewiórki są… Nie znam wiewiórek, nie mogę ich oceniać-przyznał, a ja również uniosłam kąciki swoich ust w górę.-Holly miała być przed, czasem, nie?
-Jest już po siedemnastej? To ile już tu siedzę?-zdziwiłam się lekko.
-Jakieś piętnaście po-strzelił.-Studencki kwadrans nigdy nie jest zły-zażartował. Dobry humor był dzisiaj jego znakiem rozpoznawczym.
-Jak rodzinny obiad?-zmieniłam temat.
-W sumie nic poza faktem, że Lottie uznała wyjście do galerii z grupką znajomych ważniejsze, niż chociaż pojawienie się dziś w domu.
-Ty też zwiałeś…-przypomniałam.
-No tak, ale przynajmniej trochę tam posiedziałem-odpowiedział z dużą pewnością.
-Gdzie posiedziałeś?-spytała Holly, która właśnie do nas doszła bawiąc się kluczami.
-W domu, na tym nieszczęsnym obiedzie-wyjaśnił.
-Och, okej. Co u was? Długo już tu tak sobie siedzicie?-spytała uśmiechając się i szturchając mnie w ramię.-Ups, racja. Zako… znaczy przyjaciele czasu nie liczą, nie?-starała się w sobie stłumić śmiech zasłaniając usta dłonią.
-Hej, Louis! Masz może nóż?-odwróciłam się do chłopaka uśmiechając sztucznie, ale on tylko wybuchnął śmiechem, a moja przyjaciółka, która robi wszystko, żeby już nią nie być, tylko zaraz do niego dołączyła. Westchnęłam ciężko i zakryłam swoją twarz.
-Naprawdę posunęłabyś się aż do tego? Zabiłabyś mnie, żeby Louis pojechał razem z tobą zamiast mnie do państwa, którego stolicą jest niezwykle piękne miasto, zwane również miastem dla…-odchrząknęła znacząco-najlepszych przyjaciół? Nie spodziewałam  się tego po tobie, Alice. Nie wiem czy możemy dalej to ciągnąć…-udała, że się załamuje.
-Zazdrośnica-wywróciłam oczami.-Również nie byłam świadoma, że mogłabyś się tak zachowywać z powodu zwykłych relacji między ludźmi-odgryzłam się.
-Dobra, nie powiem już nic więcej-prychnęła Holly.
-Ej, czemu?-sprzeciwił się Louis, a obie z dziewczyną zwróciłyśmy głowy w jego stronę.-To po prostu ciekawe, kiedy się kłócicie.
Z uśmiechami na twarzy wstaliśmy z ławki i pokierowaliśmy się w stronę kawiarni w centrum. Ostatnio często tam bywałam, ze względu na pyszne shake’i, które można było tam kupić. Uwielbiałam je!

-O, właśnie! Zastanawiałam się, czy wziąć ze sobą coś z długim rękawem?-zwróciła się do mnie Holly pijąc swój napój.
-Nie mam pojęcia, ja spakuję chyba na wszelki wypadek jakąś bluzę. A co bierzesz do autobusu?-spytałam.
-Długo o tym myślałam, i doszłam do wniosku, że telefon, słuchawki i coś do jedzenia w zupełności mi wystarczy-wyjaśniła.
-Umrzesz z nudów, zobaczysz. Zjedzenie wszystkiego zajmie ci jakieś pięć minut, a piosenki przesłuchasz w kolejne tyle.
-Może masz rację-zastanowiła się chwilę.-To co jeszcze?
-O!Tylko pamiętaj o stroju kąpielowym, podobno mamy być w jakimś parku wodnym-powiedziałam.
-Dobrze, że przypomniałaś! Bierzesz jednoczęściowy czy raczej biki…
-Dziewczyny, zbaczacie chyba w złym kierunku-zaśmiał się Louis.-Wciąż macie telefony, facebooka… Myślę, że pogadacie sobie o tym później.
-Ma rację-zaśmiałam się razem z przyjaciółką.
-Ale skoro już jesteśmy w tym temacie-macie zamiar zrobić coś szalonego?-zadał pytanie.
Obie spojrzałyśmy na siebie.
-Definitywnie chcemy skoczyć z wieży Eiffla-odpowiedziała z udawaną powagą Holls.
-Też o tym myślałam! Ale planowałam jeszcze, żeby spróbować zjeść ślimaka. To chyba popularne we Francji, prawda?-spojrzałam na dziewczynę.
-Po moim trupie-ostrzegła  mnie.-Nigdy nie wezmę takiego świństwa nawet do rąk, nie przekonasz mnie!
-Za to mi możecie przywieść jednego, chętnie spróbuję-zadeklarował się Lou.

Wsłuchując się w wymianę zdań przyjaciół i od czasu do czasu dodając również coś od siebie, traciłam kolejne sekundy spotkania. A tak naprawdę-traciliśmy. Każda minuta spędzona w ich towarzystwie podobała mi się coraz bardziej i bardziej. Mogłabym zrobić wszystko, żeby tylko podziękować za tą dwójkę. Oboje z niesamowitym charakterem i idealnie wypełniający pustkę, która kiedyś bardzo często odwiedzała moje życie. Bardzo brakowało mi właśnie takich osób.

Razem z wybiciem dziewiątej wieczorem pożegnaliśmy się. Z Holly do jutra, a z Louisem na trochę dłużej.
-Wiecie, nie obrażę się, jeśli dostanę od was jakiegoś smsa, serio-zasugerował.
-My również-zapewniła Holls posyłając mu sympatyczny uśmiech.
-To co? Za dwa tygodnie wszystko powtarzamy?-upewniłam się.
-Nie ma innej opcji-odpowiedział chłopak.-Trzymajcie się.
Podszedł do każdej z osobna i mocno przytulił bujając się na prawo i lewo. Wciąż tworzyliśmy ranking coraz bliższych gestów. W tamtym momencie ten powędrował na jedno z pierwszych miejsc.
-Bawcie się dobrze i wracajcie całe, do zobaczenia-pożegnał się.
Powtórzyłyśmy jego czynność i każdy powędrował w innym kierunku.
___________________________________________
Więc jest i siedemnastka :) Jak zazwyczaj średnio zadowolona z niej Paula powtarza "opinia należy do Was!".

Mnóstwo osób pyta, kiedy w końcu wydarzy się coś między Lou i Alice. Więc: spokojnie możecie oczekiwać tego momentu już niedługo. W sumie to tajemnica, ale... musicie dotrwać do 20-25 rozdziału. 

  
Wieeeeeeelkie dzięki za tyle komentarzy przy poprzednim rozdziale! To rekord! Trzymajcie tak dalej! KOMENTUJCIE, POLECAJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE. Całusy! x

8 komentarzy:

  1. cudowny *u* /Dariaa

    OdpowiedzUsuń
  2. mega cudowny!!!!!!!!!!DALEJ dawaj nexta!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo! <3
    Oh ten Lou... *.* moim zdaniem on jest najfajniejszy w tym opowiadaniu :P uwielbiam go! ;)
    Mam nadzieję, że poświcisz choć jeden rozdział wyjazdowi dziewczyn :D
    A co do początku rozdziału, to ja zwykle się cieszę jak mama gdzieś wyjeżdża :P xD
    Całusy <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny. Ja she chyba nie doczekam tego 20-25 rozdzialu :))
    ~Paula

    OdpowiedzUsuń
  5. Napisz jak było we Francji. Rozdział jest super

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedy bd następny bo nie mogę się doczekać twój blog jest super! pisz dalej i taka mała rada jak bys mogła to dodawaj troche szybciej te rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny blog czemu tak długo nie ma nowego?

    OdpowiedzUsuń