czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 29



*Oczami Holly*

Kiedy przesłuchałam swoją ulubioną płytę po raz trzeci, uznałam, że niedługo powinniśmy być już na miejscu. Zaczęłam zbierać wszystkie przedmioty, które wyjęłam podczas nie najdłuższej podróży. Przetarłam ze zmęczenia oczy i ziewnęłam. Cóż, z taką ilością energii dużo chyba dziś już nie zrobię. Westchnęłam i opuszczając powieki oparłam głowę o chłodną szybę.

Po dłuższej chwili poczułam dość silne szarpnięcie oraz zorientowałam się, że autobus znacznie zwolnił. Momentalnie się wyprostowałam i wypluwając parę moich loków z ust, wyglądnęłam przez szybę. Pojazd zaparkowa, a ludzie wokół zaczęli wstawać ze swoich miejsc. Potraktowałam to jako wystarczający dowód na to, iż znajdujemy się na miejscu. Również podniosłam się na nogi, po czym sięgnęłam po swoją torbę, która znajdowała się na półce nad siedzeniami. Praktycznie zrzuciłam ją na dół i spostrzegłam, że moje ręce się trzęsą. 

Co?

Odetchnęłam głęboko, uśmiechnęłam się i niosąc mały bagaż w prawej ręce wyszłam na świeże powietrze. Widząc zbliżającą się do mnie osobę, w moich oczach stanęły łzy. Nie wierzyłam, że to w końcu się stało. 

Przyspieszyłam kroku i stawiając na ziemi torbę, wpadłam w ramiona Nialla. Starałam się opanować i nie wybuchnąć płaczem radości, jednak moje plany nie miały znaczenia, bo było to silniejsze ode mnie. Schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi i pociągnęłam lekko nosem.

-Ej, nie płacz, kochanie-powiedział pocieszająco podnosząc moją głowę i uśmiechając się szeroko.-No dalej, ktoś przed tobą przecież stoi-wskazał na siebie, a ja śmiejąc się cicho przycisnęłam swoje usta do jego. Tak bardzo za tym tęskniłam… Za jego pocałunkami, za smakiem jego warg, za nim… Przytuliłam go mocno oddychając głęboko, po czym ponownie złożyłam na jego ustach tym razem krótkiego całusa.
-No to siemka-odezwałam się, z nie wiadomo jakiego powodu lekko speszona.-Tęskniłam tak straszniee.
-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo-posłał mi piękny uśmiech.-Ale nie będziemy teraz marnowali czasu na przywitania, co? Nic się samo nie zrobi, chodź-powiedział łapiąc mnie dłonią za rękę, a w drugiej niosąc mój mały bagaż.-Więc jak krótka podróż?
-Minęła nawet dość szybko, myślałam, że będzie gorzej-zaśmiałam się.-A co u ciebie? Jak tobie minął dzień?
-W porządku-Niall wzruszył ramionami.-Nie robiłem nic specjalnego, szczerze pospałem trochę dłużej niż zazwyczaj, w efekcie czego po paru podstawowych czynnościach musiałem powoli zacząć się zbierać, żebyś nie musiała na mnie czekać.
-Czyli krótko mówiąc, zerwałam cię z wyra o czternastej-parsknęłam śmiechem.-Brawo, Niall. Jakaś gruba impreza była, co?
-Żebyś wiedziała! Ja, telefon, cola i cztery ściany. Żałuję, że nie przyjechałaś dzień wcześniej-chłopak zażartował ponownie mnie rozbawiając. 

Jako iż Nialler był ode mnie niewiele starszy, posiadał już swoje prawo jazdy oraz własny samochód. Wgramoliłam się na miejsce pasażera, podczas kiedy blondyn usiadł za kierownicą. Odpalił silnik i bez problemu wyjechał z parkingu, na którym zostawił ówcześnie pojazd.
-Prowadziłaś kiedyś samochód?-spytał spoglądając na mnie.
-Czy ja wiem…-wzruszyłam ramionami.-Czemu pytasz?
-To jutro się przejedziesz-chłopak wykrzywił usta w zwycięskim uśmiechu.
-Naprawdę chcesz zniszczyć ten samochód, tak?
-Nie, w życiu!-zaprotestował.-Będę pilnować Alfreda, nic mu się nie stanie. Zawsze jakieś urozmaicenie, hm?-zaśmialiśmy się. 

Po drodze do domu Horanów, Niall opisywał po krótce jego miasto. Z jego punktu widzenia nie było ono zachwycające, jednak dla mnie to coś nowego, więc byłam naprawdę podekscytowana. Budynki wyglądały na dość nowoczesne, jednak podobno był to wyłącznie skutek „nowej dzielnicy”. Wpuściłam to jednym uchem, a wypuściłam drugim i kontynuowałam oglądanie panoramy miasta. Nim się obejrzałam, blondyn zaparkował auto po raz kolejny, tym razem pod małym jednorodzinnym domkiem. Wyjął ze stacyjki kluczyki i uśmiechnął się do mnie po raz setny tego dnia. Odpięłam pas i równo z nim, wysiadłam z pojazdu. Chwyciłam swoją torbę, która leżała na tylnym siedzeniu i poszłam za Niallem. Obserwowałam jak otwiera drzwi i przepuszcza mnie w nich. Weszłam do środka, zdjęłam swoje buty, a kiedy się wyprostowałam i zobaczyłam stojącą niedaleko kobietę z szerokim na ustach uśmiechem, moja twarz zbladła. I nagle nie wiedziałam co zrobić. Straciłam umiejętność wypowiadania słów i poruszania się. Najwyraźniej rozbawiłam ją tym, gdyż po chwili zachichotała cicho i zbliżyła się do mnie. Spojrzała na Nialla, a ten odchrząknął i powiedział:
-Holly, to moja mama, mamo-to Holly, moja dziewczyna-wymachiwał dłońmi.
-Strasznie miło mi cię poznać, skarbie-usłyszałam uradowany głos blondynki oraz poczułam jej oplatające mnie ręce.
-Mnie również, proszę pani-odezwałam się miło wysilając również na uśmiech.
-Proszę, nie postarzaj mnie tak-kobieta zaśmiała się odsuwając ode mnie.-Mów mi Maura-przytaknęłam uśmiechając się jednocześnie.
-Bardzo dziękuję, że była taka możliwość, żebym zatrzymała się tutaj na parę dni. To naprawdę wiele dla mnie znaczy-rzekłam szczerze.

Maura wyglądała na bardzo uprzejmą i tolerancyjną. Z opowiadań Niallera zawsze właśnie taka była, ale pomimo to gdzieś tam czułam pewne obawy. Co jeśli nie przypadnę jej do gustu i mnie nie polubi? Starałam się wypaść jak najlepiej, często się uśmiechałam i byłam miła. Jednak czy to zadziałało na zyskaniu dobrej reputacji, nie mam bladego pojęcia.

Po krótkiej wymianie zdań, mama mojego chłopaka wspomniała tylko, abyśmy zwrócili się do niej w razie jakiejkolwiek potrzeby i ruszyła do innego pokoju. Ja z kolei poszłam wraz z Niallem do jego sypialni, która miała być także moją przez ten czas. Była ładnie urządzona. Ściany były pomalowane na zielono i jako że jest to kolor mądrości, zażartowałam, że wyjadę stąd o wiele mądrzejsza i bardziej doświadczona. Meble koloru beżowego wypełniały prawie całość pomieszczenia, wolna przestrzeń pozostawała tylko pod oknem oraz wokół łóżka. Od razu wskoczyłam na nie testując jego twardość.

-Nie jest złe-oceniłam zachowując poważną minę.-Mogę tu spać.
-Jak zawsze musi być perfekcyjnie, co?-chłopak zakpił ze mnie.-Mam zmienić pościel na inny kolor? Może w ogóle zmienimy wystrój całego domu, hm? Co powiesz na… Czerń i biel?
Zirytowana uderzyłam blondyna lekko w ramię i fuknęłam.
-Głupek.
-Też cię baaardzo kocham-powiedział przytulając mnie mocno do siebie.-Planowałaś coś? W sensie… Co chciałabyś robić przez te cztery dni?
-Szczerze… Kompletnie zdałam się na ciebie-przyznałam przygryzając wargę.-Upss…
Niall uśmiechnął się przyjaźnie i spojrzał mi w oczy.
-W porządku-rzekł całując mnie delikatnie.

Tak naprawdę nie ma nic lepszego, niż spędzanie czasu z osobą, którą kochasz i która kocha ciebie. Nic nie pobije zasypiania z nią w jednym łóżku i budzenia się rano w jej objęciach. Można cieszyć się z wszystkiego, jednak dla mnie te parę dni było najlepszymi w życiu. Nie tylko ze względu na atmosferę czy miejsce. Właśnie głównie z powodu osoby, z którą byłam.

***

*Oczami Alice*

-Siedem dodać pięć?-spytałam powoli i obserwowałam jak Daisy liczy na paluszkach podaną przeze mnie sumę.
-Dwanaście?-spytała niepewnie.
-Brawoo!-krzyknęłam i podniosłam małą dziewczynkę kręcąc nią dookoła.-Teraz możesz zjeść Louisa-wyszeptałam do jej ucha, nie chcąc aby mój chłopak siedzący niedaleko ciągle z telefonem w dłoni mnie usłyszał.
-Ja też chcę!-pisnęła Phobe wyciągając ręce w górę.
-Najpierw musisz podać dobrą odpowiedź-powiedziałam puszczając jej siostrę bliźniaczkę.-Piętnaście odjąć sześć?
-Dziewięć, to proste!-ucieszyła się.
Złapałam jej małe ciało i podniosłam wykonując tę samą czynność co minutę wcześniej. Po chwili postawiłam dziewczynkę na podłodze i zaczęłam odliczać patrząc na nie znacząco:
-Trzy… Dwa… Jeden… BRAĆ GO!

Obserwowałam ukradkiem całą sytuację z bezpiecznej odległości. Zgrane siostry rzuciły się jednocześnie na Louisa, szczypiąc go i dokuczając w każdy możliwy sposób.
-Co wy robicie?!-brunet otrząsnął się nagle i prawie rzucił przez przypadek swoim telefonem.-Przestańcie, już!

Usiadłam na podłodze i zaczęłam bawić się bezcelowo kosmykiem moich włosów, aby nikt nie nabrał podejrzeń, iż napad „dwóch na jednego” to moja sprawka. Chłopak powoli opanowywał sytuację, czym naprawdę zasługuje na szacunek, bo uspokojenie dwóch małych dziewczynek  nie jest tak proste jakby mogło się wydawać… 

-Alice! Pomocy?-odezwał się po chwili.
Zaśmiałam się cicho i wstałam.
-O matko, Lou! Nie zauważyłam, jeju!-udawałam zaskoczenie-Dziewczynki, starczy! Puśćcie go już, proszę!
Daisy i Phobe zastosowały się do mojej prośby, a kiedy uciekły śmiejąc się w niebogłosy do swoich pokojów, usiadłam na kanapie obok Lou i zaczęłam lekko poprawiać jego roztrzepane włosy.
-Za co?-spytał lekko zdenerwowany unosząc jedną brew do góry i sam przejmując sytuację nad swoją fryzurą.
-Ignorowanie słów swojej dziewczyny-uśmiechnęłam się triumfalnie całując jego policzek.-Co takiego interesującego jest w ciągłym przeglądaniu stron internetowych na smartfonie?
-Mówiłaś coś wcześniej?-wydawał się w ogóle nie pamiętać wydarzeń sprzed zareagowania bliźniaczek.
-Taa…-westchnęłam siadając na jego kolanach.-Mam powtórzyć?
-Nie, no coś ty. Wszystko słyszałem-bronił się jednocześnie obejmując mnie w talii.
-Czyżby? W takim razie ty powtórz-rzuciłam małe wyzwanie zakładając ręce na piersiach.

Byłam pewna w stu procentach, że właśnie wymyślał jakieś bzdury. Patrzył na mnie przez chwilę zastanawiając się, po czym powiedział:
-Opowiadałaś mi o Holly-strzelił, a ja parsknęłam śmiechem.
-Zgaduj dalej-zachęciłam go.-Masz jeszcze pięć szans.
-Zakład, że zgadnę?-wytrzeszczył lekko oczy.
-Jasne-powiedziałam pewna swojej wygranej.-Jak nie zgadniesz, a wiem, że nie zgadniesz, kupujesz mi sukienkę. Tą różową, którą pokazywałam ci ostatnio. Tą śliczną. TYLKO tą, żadnej innej. A jak wygrasz… Postawię ci cappuccino i szarlotkę-zaproponowałam.
-Żartujesz?-chłopak wybuchnął śmiechem.-Nie sądzisz, że to nie są równe nagrody? Kawa z ciastkiem to chyba trochę za mało w porównaniu do tysiąca pięciuset, który wydałbym na sukienkę, co?-Louis wciąż się śmiał.
-Pomyślimy o tym później-wywróciłam teatralnie oczami.-Zgaduj.

Chłopak ponownie zamyślił się na moment, po czym rozpoczął nasz mały konkurs.
-Mówiłaś o mnie?-spytał, a ja pokręciłam przecząco głową.-W takim razie… o swojej mamie-ponownie zaprzeczyłam, a mój uśmiech zwiększał się z sekundy na sekundę.-O tych chłopakach, które poznałyście w Francji.
-Masz dwie ostatnie szanse, kochanie.
-O czymś co chciałabyś zrobić…
-Emm… Okej, kontynuuj. Idziesz dobrym tropem, niestety-przygryzłam nerwowo wargę.
-Chciałabyś gdzieś pojechać…-moja mina zrzedła, kiedy musiałam przytaknąć.-Z Holls i mną...-znów potrząsnęłam głową na „tak”.-Zimą?-załamywałam się coraz bardziej. Może naprawdę mnie słuchał?-Narty?
-Cholera, Louis!-straciłam nadzieję na jego porażkę.
-Zgadłem wszystko?-spytał zadowolony z siebie.
-Prawie… Ale to bez znaczenia, i tak już wygrałeś, to nie fair-zrobiłam smutną minę.
-Chcesz pojechać zimą na narty, ze mną, Holls… Zaynem i Niallem.
-Jednak mnie słuchałeś! Nie wolno tak!-oburzyłam się.
-Po prostu jestem geniuszem, Al-zaśmiał się całując mnie namiętnie.

____________________________________________________

Więc... ogólnie kolejny rozdział będzie przedostatni. Później epilog i... Koniec TFAC...

Ale, ALE!!!
Mam w planach (ba, już nawet założyłam bloga) pisać kolejne opowiadanie :) Więc dramatu nie ma. 

KOMENTUJCIE, POLECAJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE <3

czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 28

*Oczami Alice*

Odruchowo poprawiłam włosy, po czym ruszyłam do salonu. 

Miałam wrażenie, że mama od afery z ojcem zaczynała powoli zamykać się w sobie. Nie mogłam na to pozwolić, więc codziennie dużo z nią rozmawiałam. Próbowała mi wmówić, że wszystko jest w porządku i niepotrzebnie się martwię, jednak ja nie odpuszczałam. Wiedziałam, że chce, żebym z nią rozmawiała. Wiedziałam, że chce, żebym mówiła jej, jaka silna jest. Wiedziałam, że chce, żebym wspierała ją całą sobą. Było to potrzebne i dzięki temu sytuacja poprawiała się z dnia na dzień. Coraz częściej widziałam ją z uśmiechem na twarzy, aż po dłuższym czasie zalewałyśmy się łzami śmiechu przy dobrych okazjach. Chwilami zastanawiałam się, czy ona nie udaje, jednak szybko odrzucałam te myśli. Wydaje mi się, że znam swoją mamę na tyle dobrze, że wiem kiedy może kłamać. Wiadomo, że bywały również gorsze chwile, w których właściwie obie miałyśmy doła-ona z powodu byłego męża, a ja winiłam się, że nie wiem już jak jej pomóc. Jednak wciąż działamy i wciąż staramy trzymać się razem. Nie chcemy, żeby cokolwiek zdołało nas pokonać. Przez naszą nierozłączność szanse na jakiekolwiek problemy wydają nam się o wiele mniejsze. 

Moja rodzicielka siedziała na kanapie czytając książkę. Od razu przypomniałam sobie o stosie opowiadań, które ja miałam przeczytać. Robiłam listy, żeby wiedzieć co, kiedy, gdzie i w jakim czasie powinnam przeczytać. Zaśmiałam się w duchu. Wszystko przepadło, całkiem o tym zapomniałam. Nie wierzę, że w tak krótkim czasie, bo podczas niecałych czterech miesięcy, sposób w jaki żyłam zmienił się na tyle, że w ogóle nie tęskniłam za moimi starymi „przyjaciółmi”.

Wskoczyłam celowo na sofę, a mama wzdrygnęła się.
-Przestraszyłaś mnie-zaśmiała się zaginając róg strony, na której zakończyła czytanie i odkładając książkę na ławę.-Jak tam? Masz jakieś plany na dzisiaj?
-Czy ja wiem-wzruszyłam ramionami zamyślając się na moment.-Pewnie spotkam się z Louisem. Holls nie ma czasu, bo jedzie na parę dni do swojego chłopaka. Uroczo, co?-zachichotałam.-A ty?
-Chcę poznać Louisa.
-Mamo, nie-pokręciłam przecząco głową.
-Czemu?-zachichotała cicho.-Boisz się, że zrobię ci obciach?
-On jest moim chłopakiem od…-zacięłam się na chwilę licząc w myślach, ile dni w przybliżeniu minęło od tego, w którym zostaliśmy parą.-…nieco ponad miesiąc. Nie sądzisz, że to bardzo mało? Zaraz wszystko się skończy i na co ci jego znajomość? Zresztą, byłam już parę razy u niego w domu i jego rodzice nigdy mnie nie zaczepiali. Pewnie bardziej Louisa, pytając kim jest i tak dalej. Poznasz go, obiecuję, ale poczekajmy jeszcze trochę. Proszęęę…-starałam się zrobić słodką minkę.
-Chociaż powiedz mi o nim coś więcej, hm?-kobieta nie dawała za wygraną.-Nie olewaj matki-zażartowała.
-Sprecyzuj się trochę. Co chcesz dokładnie wiedzieć?-spytałam odwracając się bardziej w jej stronę.
-Może…-zastanowiła się na chwilę.-Ma rodzeństwo?
-Tak, liczne-uśmiechnęłam się ciepło.-Na razie poznałam tylko dwie bliźniaczki, Daisy i Phobe. Są strasznie urocze.
-Jest w twoim wieku?
-Eem… Nie, jest tak z dwa razy starszy niż ja. Pracuje w…
-Żartujesz sobie?!-moja mama krzyknęła z oburzeniem na twarzy.
-Tak, na szczęście tak-zaśmiałam się przytulając ją, aby udowodnić swoje słowa.-Jest o rok starszy, skończył już liceum.
-Pewnie wybiera się na studia, nie?-spytała otrząsając się powoli z szoku.

W tym momencie z mojego pokoju rozległ się dźwięk przychodzącego smsa. Przeprosiłam swoją mamę i ruszyłam w tamtą, stronę, żeby przeczytać wiadomość. Szczerze, liczyłam na jakąkolwiek nudną informację od nic nieznaczącej dla mnie osoby, ale to co znalazłam mnie zamurowało.

„Od: Louis
Louis Tomlinson – student pierwszego roku medycyny. Nie wierzę…”

Pisnęłam cicho z ekscytacji i od razu wybrałam opcję „połącz”. Po dwóch sygnałach usłyszałam jego głos:

-No hejka-już w pierwszych słowach można było usłyszeć jego radość.
-Czyli już wiadomo, że to ty będziesz głównie zarabiał w tej rodzinie?-spytałam nadto  podekscytowana.
-Ej, nie zapędzaj się tak, skarbie-zaśmiał się.-To jeszcze nic, wiesz o tym. Opowiadałem ci milion razy o całej pokręconej rzeczywistości tych studiów.
-A ja mówiłam ci milion jeden razy jakim wielkim pesymistą jesteś-przygryzłam lekko wargę.-Strasznie się cieszę, że wszystko poszło po twojej myśli, Lou. Jesteś moim geniuszem.
-Taa, wiem-odparł zapewne sarkastycznie, ale i tak wywołał uśmiech na twarzach naszej dwójki.-Plany na dziś?
-Ty.
-Pierwsza?
-Kocham cię-cmoknęłam cicho do telefonu, a kiedy usłyszałam „ja ciebie też” rozłączyłam się.
Tak krótka rozmowa w całości nam na tą chwilę wystarczała.

Wciąż z wielkim uśmiechem trzymając telefon w dłoni wróciłam do salonu. Wzdrygnęłam się z nadmiaru pozytywnych emocji, po czym spojrzałam w stronę kobiety.
-Właśnie dostał się na medycynę-rzekłam nawiązując do jej poprzedniego pytania, na które nie zdążyłam odpowiedzieć wcześniej. Kobieta wytrzeszczyła lekko oczy po czym powiedziała:
-Z tego co słyszałam, domyśliłam się tylko, że to coś dobrego-zachichotała siadając wygodniej na kanapie.-To naprawdę duży sukces, pogratuluj mu. Podobno teraz to jedne ze studiów, na które naprawdę ciężko się dostać-wzruszyła ramionami.-Skoczę chyba na jakiś czas do sklepu, stęskniłam się za nim. Zaproś go do nas i zaszalejcie-mrugnęła do mnie.-Tylko nie spalcie tego czegoś, co nazywamy domem, okej? Chciałabym wrócić i mieć gdzie spać-zażartowała wstając i przeczesując lekko palcami moje rozpuszczone włosy.
-Ale…-próbowałam dowiedzieć się powodów tak nagłej zmiany planów.
-Też byłam młoda, Alice-zaśmiała się przyjaźnie pod nosem sięgając po torebkę i zakładając swoje baleriny. Również wstałam i ruszyłam do przedpokoju.
-Dzięki-rzekłam lekko się rumieniąc.
Kobieta posłała mi tylko jeden ze swoich uśmiechów, pocałowała mnie w policzek, po czym opuściła mieszkanie.

Do pierwszej miałam jeszcze niecałą godzinę. Nie chciałam zmarnować dzisiejszego spotkania.

***

*Oczami Holly*

Przejrzałam szybko z wierzchu moją torbę, po czym westchnęłam cicho. Sama podróż będzie torturą. Dwie godziny siedzenia na szpilkach i odliczania sekund do zobaczenia Nialla. „Co ta miłość robi z człowiekiem…”-pomyślałam śmiejąc się. 

Przeanalizowałam jeszcze raz potrzebne mi na pięć dni rzeczy i upewniając się, iż wszystko spakowałam przeszłam do kuchni. Znalazłam czekoladowego batonika i jedząc go zwróciłam się do rodziców:
-Ktoś mógłby mnie zawieść na dworzec, czy mam iść piechotą?-spytałam w dobrym humorze. Małżeństwo wymieniło szybkie spojrzenia.
-Ja cię podrzucę-zaoferowała mama.-Ale chyba jeszcze chwilkę, co? Czy już chcesz wychodzić?
-Nie, nie. Mamy jeszcze chwilę, spokojnie. Chciałam tylko wiedzieć-uśmiechnęłam się słodko i wróciłam do swojego pokoju. 

Świetnie, już zaczynam się niecierpliwić. Wyrzuciłam papierek po małym deserze, a następnie rzuciłam się na łóżko. Zamknęłam oczy i napawałam się panującą ciszą. Po krótkiej chwili przedziwnym sposobem wpadłam w stan, z którego nikt nie chciałby się otrząsnąć. Leżąc z uśmiechem zaczęłam rozmyślać nad tym, jakie zmiany do mojego życia wprowadziły różne osoby w ostatnim czasie. Ostatecznie śpiąc lub po prostu będąc nieświadomą tego, co dzieje się wokół  uświadomiłam sobie parę naprawdę mających znaczenie spraw.

Przed poznaniem Alice żyłam każdą imprezą, przez co nie miałam najciekawszej reputacji. Wszyscy postrzegali mnie tylko w jeden sposób-jako wartą czegoś laskę, która i tak ma wszystko w głębokim poważaniu i dlatego w pewnym stopniu marnuje swoje najlepsze lata. Kiedy sobie to uświadomiłam i postanowiłam trochę poukładać swoje życie, podchodzi do mnie śliczna brunetka przedstawiając się jako Alice i proponując spędzenie razem lunchu. W tak zwanym między czasie okazuje się, że mamy identyczny pogląd na świat, a jedynymi różnicami jest powód, przez jaki on powstał. Kolejne i kolejne spotkania aż pojawia się Louis. Przystojny brunet, którego Alice sobie przywłaszczyła i przez to nie miałam najmniejszych szans. Okej, to wcale nie prawda. Był jej i tyle, nie miałam najmniejszego prawa odzywać się ani myśleć w ten sposób. Udawali, że są przyjaciółmi, podczas gdy oboje byli w sobie zauroczeni po uszy. Z mojej perspektywy zmarnowali mnóstwo czasu utrzymując, że ich relacje to nic więcej niż świetni znajomi. 

Nastały wakacje i bum! Śliczny blondnek z niebieskimi oczkami spada dosłownie z nieba i kolejne bum! Zaczynamy gadać. Bum, bum, bum! Mając wrażenie, że zaczynam coś do niego czuć starałam znacznie się do niego zbliżyć. Zaprzyjaźniam się z Zaynem oraz traktuję go jak kumpla, którego znam od dzieciństwa. Nie ma sensu ukrywać-kiedy już go poznasz, inaczej się nie da! 

A teraz?

A teraz jestem zakochana, mam dwójkę (a może i trójkę) nieziemskich przyjaciół, rodziców, którzy naprawdę nie okazali się aż tak źli, gdy pozwolili wyjechać mi na pięć dni z domu, aby tylko zobaczyć się z drugą osobą, a także największy skarb świata-Nialla.

I właśnie powinnam się obudzić/oprzytomnieć/wyjść z tego dziwnego transu, żeby nie spóźnić się na autobus. To wbrew w pozorom wcale nie okazało się takie łatwe, przez co zostałam wybudzona przez mamę. Dzięki Bogu, że powiedziałam jej wcześniej, o której chciałabym wyjść z domu, żeby się nigdzie nie spóźnić.

Po pospiesznym wypiciu szklanki wody, wróciłam do taty i dwójki małych potworków. Pożegnałam się z nimi ciepło i razem ze swoją rodzicielką wyszłam z domu zabierając ze sobą średniej wielkości torbę. Wsiadłyśmy do samochodu i kierowałyśmy się w stronę dworca, skąd miał odjechać autobus Holly-Niall.

-Cieszę się, że kogoś sobie znalazłaś-powiedziała moja mama.-Nawet, jeśli nie mieszka w naszym mieście. Ważne, że jest z tego samego kontynentu-zaśmiała się, a ja razem z nią.
-Ja też, nawet bardzo-odpowiedziałam bawiąc się swoimi palcami.-I naprawdę dziękuję wam, że mi ufacie. Nie chciałam kłamać, więc moim głównym lękiem było to, że mnie nie puścicie. Nie wiecie, jak to wszystko doceniam.
Kobieta wykonała parę manewrów używając kierownicy, po czym spojrzała na mnie.
-Jesteś już dużą dziewczynką, masz na to prawo. Nie powinniśmy się z tatą tego czepiać, o ile rzeczywiście gdzieś tam czeka na ciebie przystojny blondyn, którego poznałaś w Paryżu-odezwała się cytując moje słowa sprzed paru dni, kiedy opowiadałam jej o Niallu.
-Czeka, czeka. Obiecuję, mamuś.

***
 
*Oczami Alice*

Słysząc dzwonek do drzwi, wstałam z fotela, na którym zaczynałam przysypiać i z przymkniętymi oczami ruszyłam, aby otworzyć. Pociągnęłam za klamkę, a widząc za nimi mojego chłopaka uśmiechnęłam się lekko. Przepuściłam go w progu, a sama przetarłam oczy i przeciągnęłam się.
-Spałaś?-spytał Louis zdejmując swoje buty.
-Prawie-zaśmiałam się.-Mama wyszła jakąś godzinę temu, więc czekanie na ciebie skróciłam sobie małą drzemką. A co tam u ciebie?
-Zgadnij-brunet postawił przede mną niezbyt trudne zadanie.
-Cała rodzina świętuje, bo stałeś się studentem medycyny, a ty zwiałeś z domu. Tak?-zapytałam parskając śmiechem.
-Zwiałem z domu do swojej dziewczyny, żeby świętować razem z nią-powiedział zarzucając sobie moje ręce na szyję i całując mnie namiętnie.-Nie chciałabyś wiedzieć, co dzieje się aktualnie w moim domu. Wszyscy świrują, masakra-rzekł obejmując mnie w pasie.
-Dziwisz im się? Jesteś pierwszym dzieckiem, które dostało się na uniwersytet. Ba! I to jaki? Ogarniasz, jaka przyszłość cię czeka? Będziesz co prawda pierwszym lekarzem w tej rodzinie, ale właśnie to wszyscy najbardziej docenią. Wyobraź sobie, co będzie jeśli twoje dzieci też pójdą w tym kierunku. Wtedy stworzycie taki biznes jak nigdy-zaśmiałam się.-I to wcale nie jest nierealne, uwierz-mówiłam nie zmieniając swojej pozycji.
-Widzę, że wszystko już zaplanowałaś. Kolor pierwszego ubrania dla swojego dziecka też?-Louis zakpił ze mnie, przez co wywróciłam oczami wzdychając głośno.
-Ja tylko stwierdzam fakty, kochanie. W mojej wypowiedzi nie było ani krzty fantazji.
-Chciałbym, żeby to wszystko się tak potoczyło-przyznał z uśmiechem całując mnie po raz kolejny.

-Zmieniając temat-stwierdziłam prowadząc chłopaka za rękę do mojego pokoju.-W moim domu niestety szampana brak, a ty też go nie przyniosłeś, więc… Pozostaje nam inny rodzaj świętowania-powiedziałam opierając się o ścianę i wpijając w jego usta. Po chwili nasze języki spotkały się i zaczęły małą walkę o dominację. Tym razem nie miałam już nic przeciwko mojej bluzce lądującej obok łóżka. Nie musiał zadawać zbędnych pytań, ja po prostu mu ufałam.

__________________________________________
Rozdział niesprawdzany, z góry przepraszam za błędy. Całusyy xx

czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 27



*Oczami Alice*

-Cześć skarbie-mój ojciec zrobił krok do przodu w celu przytulenia swojej żony.-Już wróciłaś?
Mama odruchowo się cofnęła tym samym całkowicie ignorując mężczyznę.
-Kto to?-spytała spokojnie.
-Kwiatuszku, to jest Patricia-zaczął, a ja zachichotałam cicho. Myśli, że przez takie czułe testy wszystko będzie okej?-Pracuje w…
-Klubie-Patricia wcięła się w tłumaczenia mojego ojca chichotając.-Jestem laską od… no wiesz, lubię towarzyszyć panom-mrugnęła w stronę brunetki. Chyba nie była świadoma tego, z kim rozmawia.-A pani kim jest? Może… Och, dawno nie bawiłam się w tró…-przerwała, gdy mężczyzna szturchnął ją w ramię. 

-Wynoś się-wyszeptała mama zalewając się już łzami.-Nie chcę cię więcej widzieć.
-Kochanie, wszystko ci wytłumaczę-powiedział podejmując kolejną próbę zbliżenia się do brunetki.-To naprawdę nie jest tym, na co wygląda.

Kochanka ojca stała na środku przedpokoju oszołomiona zachowaniem mojej mamy. Wyglądała, jakby nagle bała się nawet oddychać. Podeszłam do niej ukradkiem i posłałam zdecydowanie szczery uśmiech. Popatrzyła na mnie jak na idiotkę, po czym zmieniła wyraz twarzy i zaczęła udawać wściekłą.
-Hejka, jestem Alice. Mała suka-przedstawiłam się starając nie wybuchnąć śmiechem.-Twoje nogi z pewnością bolą od ciągłego klęczenia, co? Jesteś na serio biedna-starałam się dodać do mojego tonu trochę udawanego współczucia.-Więc po co stać tu jak głupek? Myślę, że możesz założyć już swoje śliczne butki i zwyczajnie wyjść. Jak na razie wygląda to na twój koniec-mrugnęłam w jej stronę i otworzyłam szeroko drzwi. Tym razem chyba naprawdę zła ubrała szpilki i celowo stukając obcasami jak najgłośniej, opuściła mieszkanie. Zaśmiałam się. 

-Czysta żałość, wiesz? Nie mogłeś znaleźć sobie chociaż jakiejś bardziej inteligentnej?-prychnęłam pewna siebie.-Masakra…
-Zamknij się-warknął mężczyzna. Odwrócił się ponownie do mojej mamy i odetchnął głęboko starając się uspokoić.-Po prostu musiałem coś ze sobą zrobić, tak? Ciebie nie było, więc spotkałem się z nią raz albo dwa…
-Przyprowadzał ją regularnie co trzy albo cztery dni, tak dla jasności-przyznałam stając obok brunetki i zakładając ręce na piersiach.-Myślisz, że nigdy nie słyszałam stukotu tych cholernych szpilek? Facet, głucha nie jestem.
-Ona kłamie! Ta kobieta nigdy nie była u nas w mieszkaniu! Dzisiaj też by nie była, gdyby nie to, że chciała pożyczyć film-tłumaczył się, a ja wybuchłam nieopanowanym śmiechem. To najgorsza wymówka, jaką kiedykolwiek słyszałam.
-Ta, pornosy?-zachichotałam, przez co zostałam obrzucona ostrym spojrzeniem ze strony ojca.-Zresztą, wracając do startu: Louis i Alice mogą dużo potwierdzić, wiesz? Ta blondi obudziła wszystkich nas, jak kiedyś tutaj wparowała-podałam kolejny „dowód”.

-Do cholery, i co z tego?!-ojciec najwyraźniej stracił cierpliwość, której właściwie nigdy nie posiadał.-Mieszkam tu, mogę sprowadzać kogo tylko sobie zażyczę! Wolałabyś, żebym gwałcił tą gówniarę?!-krzyknął do swojej żony wskazując na mnie i… Cóż, jednocześnie całkiem już przyznając się do zdrady.
-Hola, hola! Co jak co, ale wyzywać mnie nie masz prawa!-również zaczęłam krzyczeć.
-A co? Może nagle zaczniemy zwracać się do siebie z czułością?-zaśmiał się.
-Uwierz, wolałabym już zwymiotować, niż słuchać jak mówisz do mnie „córeczko” albo „aniołku”-powiedziałam szczerze.
-Widzę, że poprzednia śliwa już ci zniknęła, więc prosisz się o drugą? Mądrze…

-Przestańcie-powiedziała słabo moja mama.-Wszystko się już wyjaśniło. Nienawidzę cię za wszystko, rozumiesz? Za to co zrobiłeś Alice i mnie-nawet nie podnosiła głosu. Wyglądała na naprawdę bezsilną.-Masz czterdzieści minut na spakowanie wszystkich swoich rzeczy i opuszczenie tego mieszkania raz na zawsze.
-Hej! Nie możesz mnie tak po prostu stąd wyrzucić! Odbiło ci?-protestował mężczyzna.
-Właśnie, że mogę. Odziedziczyłam to mieszkanie, jest w całości moje-pociągnęła nosem.-Czterdzieści minut. Chodź Alice, nie patrz na niego ani sekundy dłużej-rzekła łapiąc mnie za rękę i ciągnąć do kuchni, z dala od ojca.

Kiedy obie weszłyśmy do pomieszczenia na drugim końcu mieszkania, mama głośno zaszlochała. Przytuliłam ją najmocniej, jak potrafiłam i zaczęłam rozmyślać nad sposobem pocieszenia jej.

-Cii-zaczęłam szeptać.-Proszę cię, nie płacz. To wszystko nie jest tego warte, naprawdę-bawiłam się uspokajająco kosmykiem jej ciemnych włosów.
-To moja wina, Alice-powiedziała cicho.-Gdybym nie wyjechała… Może wszystko byłoby w porządku.
-Nawet tak nie myśl-skarciłam ją ostrzejszym tonem. Westchnęłam i zaczęłam moją małą przemowę.-Posłuchaj. Pamiętasz, jak kiedyś uwielbiałam malować? W każdy pierwszy dzień miesiąca kupowałaś mi nowe farby, bo poprzednie się skończyły. To był rytuał. Zawsze dawałam ci większość moich prac, a ty mówiłaś, że są śliczne i chowałaś je głęboko do szuflady. Stało się to taką moją małą pasją. Ale teraz powiedz szczerze, kojarzysz, żebym namalowała cokolwiek z własnej woli w ciągu ostatnich trzech lat?-kiedy mama pokręciła przecząco głową, uśmiechnęłam się lekko i przechyliłam głowę.-Wszystko kiedyś mija. Nieważne czy to zainteresowanie czy zwyczajne upodobanie do jakiejś tam potrawy albo koloru. Po prostu zaczynamy się nudzić robiąc to, a nie co innego. Jednak najgorszymi przypadkami, są te, gdy nagle przestajesz kochać drugą osobę. Uznajesz, że tak naprawdę nic do niej nie czujesz i było to chwilowe zauroczenie. Odkrywasz, że ślub był jedną totalną pomyłką. Niektórzy, czytaj ten dupek, który prawdopodobnie się pakuje i zamieszka na ulicy, nie widzą żadnych przeszkód i znajdują sobie kogoś innego. Cały czas nie mogę pojąć, jak oni z tym żyją nie mając wyrzutów sumienia. Czy naprawdę nie śni im się po nocach moment, w którym powiedzieli „ślubuję ci wierność małżeńską”?-pokręciłam głową z rezygnacją.-Ukrywanie tego to jeszcze inna sprawa… A całość to największy błąd w życiu jaki można popełnić. I naprawdę pomimo wielkiego bólu jaki ci to sprawia, nie warto przez to płakać. Nie watro tego rozpamiętywać. Nie warto się unosić i robić coś, czego potem będzie się żałować. Ale przede wszystkim, nie warto się obwiniać. Bo w żadnym stopniu nie zrobiłaś nic nieodpowiedniego. Wszystko to wyłącznie jego i tylko jego wina. 

Gdy odgarnęłam włosy z twarzy kobiety, jej wzrok cały czas skupiał się na podłodze. Miała czerwone oczy, a na policzkach zasychały łzy. Wyglądała na bardzo zawiedzioną. Zresztą, nie ma się co dziwić. Kto nie byłby w takim stanie po odkryciu, że twój partner cię zdradza? Wydaje mi się, że to jedno z najgorszych rzeczy, które mogą spotkać człowieka…

***

*Oczami Holly*

Po krótkiej drzemce, którą urządziłam sobie w środku dnia, wstałam przeciągając się mocno. Udałam się do kuchni w celu znalezienia jakiejś przekąski. Przeszukałam szafki oraz lodówkę, a nie widząc niczego wartego mojej uwagi włączyłam ekspres do kawy i zdecydowałam się na filiżankę mojej ulubionej kawy.

-Holly, Holly!-usłyszałam cienki głosik i poczułam ręce owijające się wokół moich nóg.
-Co jest, szkrabie?-odezwałam się wyjątkowo życzliwie, mierzwiąc włoski mojego młodszego brata.
-Dostaliśmy z Hannah nowe zabawki!-pochwalił się dumnie chłopiec.-Pobawisz się z nami?-spytał, na co westchnęłam w duchu i przykucnęłam.
-Jestem teraz zajęta, wiesz?-cieszyłam się z mojej prawdziwej wymówki. Szczerze, nie miałam na to ochoty.-Ale zobaczę, co będzie się dało zrobić później, oki doki?-chłopczyk zaśmiał się głośno, kiedy połaskotałam go krótko pod pachami.
-Zrozumiano, panno Holly!-tym razem ja wybuchłam śmiechem, kiedy dziecko zasalutowało. Nie wierzę, że kiedyś ich tego uczyłam… Poklepałam go lekko w plecy, tym samym odsyłając do swojego pokoju.

Wsypałam półtorej łyżeczki cukru do naczynia z gorącą kawą, po czym wymieszałam oraz zabrałam filiżankę ze sobą. Kiedy przekroczyłam prób pomieszczenia, które umownie należało do mnie, usiadłam leniwie przy biurku. Wzięłam łyk brązowej cieczy, po czym westchnęłam z przyjemnością, kiedy rozlała się w moim przełyku. 

Włączyłam swojego laptopa i czekałam, aż się włączy. To jedna z najbardziej nudnych i denerwujących rzeczy na świecie, zwłaszcza gdy jeszcze się spieszysz. Siedzisz i wgapiasz się w monitor nie robiąc nic. Czekasz, czekasz i czekasz.

Tak, prawdopodobnie jestem niecierpliwa.

Otworzyłam przeglądarkę internetową i zastanowiłam się chwilę nad hasłem, które chcę wpisać. Po chwili wystukałam na klawiaturze nazwy dwóch miast oraz dopisek „połączenia”. Odwiedziłam pierwszą witrynę, która się pojawiła i zaczęłam odczytywać rozkłady. Z wszystkiego wynikało, iż z miasta, w którym mieszkam do miasta, w którym żyje Niall mogę przetransportować się paroma autobusami  oraz jednym pociągiem. Daty i godziny odjazdów były niesamowicie pomieszane, przez co powoli zaczynałam się gubić. Szczerze należy przyznać, że w czytaniu ze zrozumieniem nie byłam najlepsza. Zresztą, w niewielu rzeczach, które zawdzięczałam nauce w szkole nie odnosiłam wielkich sukcesów. Przeskanowałam wzrokiem stronę parę kolejnych razy, a następnie potrzebne mi dane zapisałam na kartce. Tak bardzo żałuję, że nie mam samochodu…

„20.08, 16:00-dworzec
25.08, 12:00-dworzec
28.08, 12:00-dworzec
30.08, 14:00-dworzec”

Każdy środek transportu, nieważne czy był to autobus czy pociąg, odjeżdżał z okolic dworca. Uroki małego miasta! Dwie ostatnie propozycje mogłam od razu skreślić, ponieważ kompletnie mi nie pasowały, jednak postanowiłam zostawić je na „wszelki wypadek”. Uśmiechnęłam się widząc efekty mojej krótkiej pracy.
Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer, który znałam już na pamięć. Wciąż wykrzywiając usta w pozytywnym geście wsłuchiwałam się w sygnały. Jeden, drugi…

-Halo?-usłyszałam lekko zachrypnięty głos mojego chłopaka.
-Hejka, co tam?
-Hej Holls-powiedział radośniej niż wcześniej.-Nudy, takie makakryyyczne. A co u ciebie?
-Dwudziesty albo dwudziesty piąty. Który dzień bardziej ci pasuje?-spytałam nie owijając w bawełnę.
-Co? Nie rozumiem-przyznał blondyn śmiejąc się cicho.
-Dwudziesty sierpnia albo dwudziesty piąty sierpnia. Który z tych dni masz wolny?-mówiłam wolno i wyraźnie.
-Oba? Zresztą, nie mam pojęcia. Co to ma do rzeczy?-Nialler wciąż niczego nie pojmował. Geniusz.
-Chce do ciebie przyjechać, idioto. Mogę być dwudziestego w okolicach osiemnastej albo dwudziestego piątego około czternastej. Już wszystko jasne?
-Czekaj… Co?-spytał głośno, a ja wybuchłam śmiechem.-To nie ja powinienem przyjechać do ciebie? Przecież to bez sensu żebyś…
-Uwierz, że wszystko jest z sensem. Przecież rozmawialiśmy o tym, misiek. U ciebie będzie mi łatwiej z nocowaniem i w ogóle. Kojarzysz coś z tej rozmowy?
-Holly, wszystko pamiętam, ale jesteś pewna?  To nie będzie dla ciebie czy dla kogokolwiek innego z twojego otoczenia problem?-powiedział i kontynuował, kiedy nie usłyszał niczego z mojej strony:-Mam na myśli rodziców, przyjaciół i tak dalej.
-Nie rozmawiałam jeszcze z rodzicami, ale dlaczego mieliby mi nie pozwolić? To jest naprawdę nie tak bardzo duża odległość, myślę, że równie dobrze moglibyśmy się odwiedzać co drugi weekend. Alice jest zajęta kimś innym, więc wszystko jest w porządku-wytłumaczyłam, a Horan zaśmiał się cicho.
-Skoro już jesteśmy przy temacie… Jak nasze Louice?-mówił wciąż chichotając.
-Spędzają ze sobą całe dnie i… Nie wiem jak z nocami, ale mam nadzieję, że też-rzekłam również zaczynając się śmieć.- Są świetni razem, nie da się nawet opisać jak bardzo. Musiałbyś to zobaczyć.
-Kolejny powód, żebym to ja przyjechał do ciebie.
-Niall…-westchnełam cicho.-Proszę. Kłócimy się o jakieś głupoty. Przecież to oczywiste, że ty też wbijesz kiedyś do mnie. W czym tkwi problem? Chcę zwyczajnie przełamać pierwsze lody.
Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało, panowała głęboka cisza.
-Dwudziesty piąty-chłopak odezwał się przewracając jakieś kartki.-Bardziej mi odpowiada.
-Ekstra-uśmiechnęłam się szeroko.-Na serio nie mogę się doczekać.
-Kocham cię, skarbie-Nialler wyszeptał cicho.
-Ja ciebie też-rzekłam śmielej.-Nie wierzę, że to wszystko się dzieje. Tydzień, Niall. Tydzień.
________________________________________

Tak, wiem. Spieprzyłam. Rozdział jest trochę krótszy i dodany z godzinnym opóźnieniem. PRZEPRASZAM!

Pomimo tych "usterek" mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. Starałam się, zwłaszcza opisując pierwszą połowę.

OPINIE? :) KOMENTUJCIE, POLECAJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE.

Kocham Was niesamowicie xx