*Oczami Alice*
„Do: Holly
Musimy w końcu się spotkać, ja ty i Lou. Czwartek 16:00?
Będę praktycznie sama, więc możecie u mnie nocować xx”
„Do: Louis
Zaprosiłam Holls na 16:00 w czwartek i ty też musisz
przyjść. Nie licząc mojego ojca będę sama, więc przenocujecie u mnie :P xx”
***
Siniak na mojej twarzy robił się coraz mniej widoczny, a to
oznaczało, że ukrywanie go stało się o wiele prostsze. Może to nie ma sensu, ale wciąż nie
powiedziałam o nim Holly. Louis raczej też nie dowiedziałby się o tym, gdyby
mój makijaż się nie zmył. Chciałam zachować tą informację tylko dla siebie,
ponieważ nie miałam zamiaru robić z tego afery. Zresztą, nikt by tego nie
zrobił. Louis chyba mnie zrozumiał, ale i tak próbował namówić, aby napisać o
tym do mamy czy innej dorosłej osoby. Z Holly mogło być jeszcze gorzej. Jest
wrażliwa oraz uparta i właśnie te dwie cechy wszystko by utrudniały. Nie mam
tutaj na myśli tego, że nikomu nie ufam, po prostu…
Strasznie ciężko to wytłumaczyć.
Strasznie ciężko to wytłumaczyć.
Po długich namowach i zapewnianiu, że dla nikogo nie będzie
to problemem, moi przyjaciele, a właściwie już przyjaciółka i chłopak, zgodzili
się na spotkanie. Bardzo się ucieszyłam, uwielbiałam spędzać z nimi czas. Szczerze,
dużo nie planowałam, bo liczyłam bardziej na twórczość własną gości. Zbyt
leniwa Alice uznaje, że przecież skoro oni przychodzą, oni powinni wiedzieć co
chcą robić, nie?
***
-Siema zakochańcu-przywitała mnie „ciepło” Holly, kiedy
otworzyłam jej drzwi.
-Jak miło, że przyszłaś-prychnęłam.-Co przyniosłaś?-ucieszyłam się na widok średniej wielkości torebki. Wyglądała na wypchaną rzeczami z każdej strony.
-Nic specjalnego-przyznała Holls, zdejmując drugiego buta.-Mówiłaś, że nocujemy, więc bluzkę i spodenki, szczotkę i to co kobiecie niezbędne.
Nie przejęłam się tym zbytnio, bo wciąż istniała szansa, że Louis weźmie ze sobą coś wartego uwagi i nie umrzemy z nudów. Chyba, że oni uważają, że to ja powinnam coś przygotować… Ouch.
-To co tam u ciebieee?-brunetka przeciągnęła znacznie „e”.-A może powinnam już spytać… To co tam u waaas?-spytała siadając na moim łóżku i wybuchając śmiechem.
-Jest okej-oznajmniłam krótko.-Szkoda, że Niall nie widzi jaka dokuczliwa jesteś. Nie chciałby cię już wtedy-próbowałam odgryźć się przyjaciółce.
-Niellerek lubi niegrzeczne dziewczynki, Al-Holly mrugnęła do mnie znacząco, a ja pokręciłam rezygnująco głową.
-Czego się naćpałaś?
-Mmm, nutella… Powiedz, że masz gdzieś nutellę-prosiła dziewczyna wysuwając dolną wargę do przodu. Wybuchłam nieopanowanym śmiechem, przez co ledwo usłyszałam kolejny dzwonek do drzwi. Nie przestając chichotać, skierowałam się do przedpokoju i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał siępiękny książę na
białym koniu, trzymający wielki bukiet tulipanów, mówiąc prościej, Louis z
czerwoną różą w ręku.
-Witam-przywitałam się z uśmiechem na twarzy. Zrobiłam miejsce w progu i wpuściłam go do środka. Louis zdjął buty, po czym podszedł do mnie i pocałował lekko w usta.
-Na miłe rozpoczęcie wieczoru-powiedział podając mi kwiat. Wzięłam go ostrożnie, aby nie skaleczyć się żadnym kolcem i przytuliłam chłopaka.
-Na miłe rozpoczęcie wieczoru, możesz mi powiedzieć, że wiesz, co będziemy robić. Holly odbija i chyba rozpyliła też coś w powietrzu w moim pokoju, bo powoli mi również zaczyna się udzielać-zaśmialiśmy się razem.
-Jak miło, że przyszłaś-prychnęłam.-Co przyniosłaś?-ucieszyłam się na widok średniej wielkości torebki. Wyglądała na wypchaną rzeczami z każdej strony.
-Nic specjalnego-przyznała Holls, zdejmując drugiego buta.-Mówiłaś, że nocujemy, więc bluzkę i spodenki, szczotkę i to co kobiecie niezbędne.
Nie przejęłam się tym zbytnio, bo wciąż istniała szansa, że Louis weźmie ze sobą coś wartego uwagi i nie umrzemy z nudów. Chyba, że oni uważają, że to ja powinnam coś przygotować… Ouch.
-To co tam u ciebieee?-brunetka przeciągnęła znacznie „e”.-A może powinnam już spytać… To co tam u waaas?-spytała siadając na moim łóżku i wybuchając śmiechem.
-Jest okej-oznajmniłam krótko.-Szkoda, że Niall nie widzi jaka dokuczliwa jesteś. Nie chciałby cię już wtedy-próbowałam odgryźć się przyjaciółce.
-Niellerek lubi niegrzeczne dziewczynki, Al-Holly mrugnęła do mnie znacząco, a ja pokręciłam rezygnująco głową.
-Czego się naćpałaś?
-Mmm, nutella… Powiedz, że masz gdzieś nutellę-prosiła dziewczyna wysuwając dolną wargę do przodu. Wybuchłam nieopanowanym śmiechem, przez co ledwo usłyszałam kolejny dzwonek do drzwi. Nie przestając chichotać, skierowałam się do przedpokoju i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się
-Witam-przywitałam się z uśmiechem na twarzy. Zrobiłam miejsce w progu i wpuściłam go do środka. Louis zdjął buty, po czym podszedł do mnie i pocałował lekko w usta.
-Na miłe rozpoczęcie wieczoru-powiedział podając mi kwiat. Wzięłam go ostrożnie, aby nie skaleczyć się żadnym kolcem i przytuliłam chłopaka.
-Na miłe rozpoczęcie wieczoru, możesz mi powiedzieć, że wiesz, co będziemy robić. Holly odbija i chyba rozpyliła też coś w powietrzu w moim pokoju, bo powoli mi również zaczyna się udzielać-zaśmialiśmy się razem.
Wchodząc do pokoju zastaliśmy piszącą coś na klawiaturze
telefonu Holly. Słysząc kroki podniosła głowę i uśmiechnęła się w naszą stronę.
Wstała i przywitała się z Louisem.
-Dawno się nie widzieliśmy-przypomniała ściskając go mocno.
-Miałaś inne zajęcia, hm?-spytał podchwytliwie.
-Takie jak przechowywanie ślimaka z Francji dla ciebie. Alice, przyniesiesz go?-mówiła poważnie dziewczyna.
-Co?-mina Lou zrzedła.
Staliśmy chwilę w kompletnej ciszy patrząc tylko na siebie. W pewnym momencie nie wytrzymałam już i wyjaśniłam całe zajście nagłym, głośnym śmiechem, a Louis odetchnął z ulgą.
-Sam się o to prosiłeś-powiedziała Holly.-Mówiłeś, że możemy ci przywieźć.
-Prawda. Szczerze powiedziawszy, zawiodłyście mnie nie robiąc tego.
-Tak, tak, tak. Właśnie widziałyśmy jak ci było smutno, kiedy Alice-zdrajczyni się zaśmiała-oznajmiła drwiąco Holls.
-Nie zwalaj tu winy na mnie-odezwałam się.-Miałyśmy raz okazję do kupienia pysznie wyglądających ślimaczków, ale zamiast tego Holly wyszła z lokalu i chodziłyśmy głodne przez pół dnia-wyjaśniłam dla jasności.
-Wcale nie! Pozwalałam ci wybierać, ale prawie zwróciłaś śniadanie, czytając menu i dlatego wyszłaś-przedstawiła swoją wersję brunetka.
-Mniejsza. To i tak wina Holly, więc po co się kłócić?-wzruszyłam ramionami. Podeszłam do biurka, usiadłam na krześle obok i odwróciłam się w stronę moich gości.
-Wiesz Alice, sądzę jednak, że Holly ma rację-powiedział Louis patrząc prosto na mnie i śmiejąc się cicho.
-I ty przeciwko mnie? To ona wyszła pierwsza i jeszcze się ze mnie nabijała potem, serio-mówiłam z głupim wyrazem twarzy, wskazując na dziewczynę siedzącą naprzeciwko.
-Uznajmy, że to wina Zayna i Nialla, bo zostawili nas same. Trzeba było nas zabrać na te tortille czy coś…-Holly zakończyła nasz mały spór kompromisowo, a ja przytaknęłam wykrzywiając usta w uśmiechu.
-Dawno się nie widzieliśmy-przypomniała ściskając go mocno.
-Miałaś inne zajęcia, hm?-spytał podchwytliwie.
-Takie jak przechowywanie ślimaka z Francji dla ciebie. Alice, przyniesiesz go?-mówiła poważnie dziewczyna.
-Co?-mina Lou zrzedła.
Staliśmy chwilę w kompletnej ciszy patrząc tylko na siebie. W pewnym momencie nie wytrzymałam już i wyjaśniłam całe zajście nagłym, głośnym śmiechem, a Louis odetchnął z ulgą.
-Sam się o to prosiłeś-powiedziała Holly.-Mówiłeś, że możemy ci przywieźć.
-Prawda. Szczerze powiedziawszy, zawiodłyście mnie nie robiąc tego.
-Tak, tak, tak. Właśnie widziałyśmy jak ci było smutno, kiedy Alice-zdrajczyni się zaśmiała-oznajmiła drwiąco Holls.
-Nie zwalaj tu winy na mnie-odezwałam się.-Miałyśmy raz okazję do kupienia pysznie wyglądających ślimaczków, ale zamiast tego Holly wyszła z lokalu i chodziłyśmy głodne przez pół dnia-wyjaśniłam dla jasności.
-Wcale nie! Pozwalałam ci wybierać, ale prawie zwróciłaś śniadanie, czytając menu i dlatego wyszłaś-przedstawiła swoją wersję brunetka.
-Mniejsza. To i tak wina Holly, więc po co się kłócić?-wzruszyłam ramionami. Podeszłam do biurka, usiadłam na krześle obok i odwróciłam się w stronę moich gości.
-Wiesz Alice, sądzę jednak, że Holly ma rację-powiedział Louis patrząc prosto na mnie i śmiejąc się cicho.
-I ty przeciwko mnie? To ona wyszła pierwsza i jeszcze się ze mnie nabijała potem, serio-mówiłam z głupim wyrazem twarzy, wskazując na dziewczynę siedzącą naprzeciwko.
-Uznajmy, że to wina Zayna i Nialla, bo zostawili nas same. Trzeba było nas zabrać na te tortille czy coś…-Holly zakończyła nasz mały spór kompromisowo, a ja przytaknęłam wykrzywiając usta w uśmiechu.
Posiadanie bliskich ci osób to skarb. Ile razy tobie czegoś
zabraknie, tyle razy oni ci to dadzą. Jak bardzo coś cię zaboli, tak bardzo oni
cię pocieszą. Jak często będziesz coś tracić, tak często oni będą ci to
wynagradzać. I nieważne czy to będzie drogi prezent, czy choćby proste „nie
martw się, jestem z tobą” lub „to nie jest warte twoich nerwów, będzie w
porządku”. Wszystko tak naprawdę doda nam tyle samo otuchy. A może czasem słowa
trochę więcej… To tak jakbyś był starym, ogromnie ważnym przedmiotem. Choćbyś
spadł na najniższy poziom, jakim jest podłoga, oni i tak cię podniosą i
postawią w przeznaczonym dla ciebie miejscu. Kiedy się rozbijesz, połamiesz
albo zniszczysz, oni i tak będą robili wszystko, żeby cię naprawić i ponownie
postawić na swoim miejscu. I gdyby ktokolwiek chciał cię kiedyś ukraść… Będą
cię strzec jak największego skarbu.
***
-Okej, trzeba coś wymyślić-zadecydowała Holly.-Siedzimy tak od
dłuższego czasu. Propozycje czas zacząć. Alice?-skierowała swój wzrok na mnie.
-Siedźmy tak dalej?-spytałam niepewnie.
-Mówisz tak, bo siedzisz obok Louisa-podsumowała szybko i spojrzała na chłopaka obok.-Panie Kocham Alice, jaki jest twój pomysł?
-To straszne, że to powiem, ale możemy zagrać w karty.
-Ach, ci hazardziści…-dziewczyna westchnęła.-Ja nie mam pojęcia. W ogóle nie jestem głodna i obejrzeliśmy chyba wszystkie filmy świata, więc nic nam nie zostało. Karty są jedynym wyjściem… W co umiecie grać?-kontynuował nasz koordynator.
-W wojnę-powiedziałam i zaśmiałam się.
-Wojna, makao, remik, kuku i planowanie-oznajmił Louis i wywołał jeszcze większy śmiech.
-Ja jestem dzieckiem gier komputerowych, więc podobnie jak Al znam tylko zasady gry w wojnę-przyznała Holls.-O co chodzi w makao?
-Mówiąc w największym skrócie, dostajesz pięć kart i musisz się ich jak najszybciej pozbyć-wyjaśnił chłopak.
-To cel połowy gier karcianych, więc dużo nam wyjaśniłeś, Lou-zaśmiałam się.-Coś więcej?
-Po rozdaniu, na stół wykłada się jedną kartę. Te z ręki można wykładać, tylko jeśli pasują kolorem lub figurą. Czyli jak na stole jest ósemka wino, możecie położyć dowolną kartę wino lub dowolną ósemkę. Jeśli nie masz czego wyrzucić, dobierasz jedną kartę.
-Spoko, to wszystko?-spytała Holly, zaskoczona łatwością gry.
-Niee, było by za prosto-Louis uśmiechnął się.-Są jeszcze karty funkcyjne. Kiedy położysz dwójkę albo trójkę, osoba po was dobiera dwie lub trzy karty, w zależności co rzuciłyście. Chyba, że wy też macie jedną z nich, wtedy możecie ją wyłożyć i kolejka przechodzi na kolejnego gracza-zwracał się do Holly.-Zakładając, że ty położysz dwójkę dzwonek, Alice trójkę dzwonek, ja obieram pięć kart.
-Albo dorzucasz kolejną dwójkę lub trójkę-odezwała się Holls.
-Dokładnie-przytaknął chłopak.-Kiedy gracz przed tobą położy czwórkę, stoisz jedną kolejkę lub dodajesz kolejną czwórkę. Wszystko się sumuje, identycznie jak wcześniej. Waletami możecie żądać. Na przykład ja wyrzucam waleta i mówię, że żądam szóstek. I po kolei wykładacie wszystkie szóstki, jakie macie albo dobieracie, gdy szóstek w waszej ręce brak. Nie wolno żądać kart funkcyjnych, można zmienić żądanie, kładąc kolejnego waleta, ale tylko wtedy, gdy żądał gracz przed tobą.
-To tyle?-pytała niecierpliwie brunetka, podpierając swoją głowę na dłoni.
-Prawie… Król czerwień to pięć kart dla gracza po tobie, a król wino to pięć kart dla osoby przed tobą. Istnieje jeszcze dama czerwienna, która jakby ratuje. Możesz położyć ją, jeśli uzbierała się duża suma kart do dobrania i wtedy nie dobierasz nic. Asy zmieniają kolor, a dżokery zastępują jakąkolwiek kartę-zakończył Louis patrząc na nas.-I wyrzucając przedostatnią kartę mówisz „przed makaem”, a ostatnią „po makale”.
-Siedźmy tak dalej?-spytałam niepewnie.
-Mówisz tak, bo siedzisz obok Louisa-podsumowała szybko i spojrzała na chłopaka obok.-Panie Kocham Alice, jaki jest twój pomysł?
-To straszne, że to powiem, ale możemy zagrać w karty.
-Ach, ci hazardziści…-dziewczyna westchnęła.-Ja nie mam pojęcia. W ogóle nie jestem głodna i obejrzeliśmy chyba wszystkie filmy świata, więc nic nam nie zostało. Karty są jedynym wyjściem… W co umiecie grać?-kontynuował nasz koordynator.
-W wojnę-powiedziałam i zaśmiałam się.
-Wojna, makao, remik, kuku i planowanie-oznajmił Louis i wywołał jeszcze większy śmiech.
-Ja jestem dzieckiem gier komputerowych, więc podobnie jak Al znam tylko zasady gry w wojnę-przyznała Holls.-O co chodzi w makao?
-Mówiąc w największym skrócie, dostajesz pięć kart i musisz się ich jak najszybciej pozbyć-wyjaśnił chłopak.
-To cel połowy gier karcianych, więc dużo nam wyjaśniłeś, Lou-zaśmiałam się.-Coś więcej?
-Po rozdaniu, na stół wykłada się jedną kartę. Te z ręki można wykładać, tylko jeśli pasują kolorem lub figurą. Czyli jak na stole jest ósemka wino, możecie położyć dowolną kartę wino lub dowolną ósemkę. Jeśli nie masz czego wyrzucić, dobierasz jedną kartę.
-Spoko, to wszystko?-spytała Holly, zaskoczona łatwością gry.
-Niee, było by za prosto-Louis uśmiechnął się.-Są jeszcze karty funkcyjne. Kiedy położysz dwójkę albo trójkę, osoba po was dobiera dwie lub trzy karty, w zależności co rzuciłyście. Chyba, że wy też macie jedną z nich, wtedy możecie ją wyłożyć i kolejka przechodzi na kolejnego gracza-zwracał się do Holly.-Zakładając, że ty położysz dwójkę dzwonek, Alice trójkę dzwonek, ja obieram pięć kart.
-Albo dorzucasz kolejną dwójkę lub trójkę-odezwała się Holls.
-Dokładnie-przytaknął chłopak.-Kiedy gracz przed tobą położy czwórkę, stoisz jedną kolejkę lub dodajesz kolejną czwórkę. Wszystko się sumuje, identycznie jak wcześniej. Waletami możecie żądać. Na przykład ja wyrzucam waleta i mówię, że żądam szóstek. I po kolei wykładacie wszystkie szóstki, jakie macie albo dobieracie, gdy szóstek w waszej ręce brak. Nie wolno żądać kart funkcyjnych, można zmienić żądanie, kładąc kolejnego waleta, ale tylko wtedy, gdy żądał gracz przed tobą.
-To tyle?-pytała niecierpliwie brunetka, podpierając swoją głowę na dłoni.
-Prawie… Król czerwień to pięć kart dla gracza po tobie, a król wino to pięć kart dla osoby przed tobą. Istnieje jeszcze dama czerwienna, która jakby ratuje. Możesz położyć ją, jeśli uzbierała się duża suma kart do dobrania i wtedy nie dobierasz nic. Asy zmieniają kolor, a dżokery zastępują jakąkolwiek kartę-zakończył Louis patrząc na nas.-I wyrzucając przedostatnią kartę mówisz „przed makaem”, a ostatnią „po makale”.
Obie z przyjaciółką siedziałyśmy wpatrzone w chłopaka jak w
obrazek i starałyśmy się przyswoić wszystkie wiadomości. Nie było to
najprostszym zadaniem, ale po paru pytaniach i uznaniu, że Louis wyjaśni nam
jeszcze trochę podczas gry, wybrałam się do salonu w poszukiwaniu kart. Moja
mama bardzo często układała pasjansa w wolnych chwilach, więc miałam pewność,
że gdzieś muszą być. Otwierałam po kolei szafki i przeglądałam dość dokładnie.
Dopiero w trzeciej znalazłam dwie talie i notes obok siebie. Sięgnęłam po
opakowania i zostawiając mały zeszyt w środku, wróciłam do pokoju. Usiedliśmy
na dywanie i czekaliśmy, aż Louis zrobi coś z kartami. Wyjął jedną talię,
potasował i rozdał po pięć, tak jak wspominał wcześniej.
Sama gra nie była tak interesująca, jak atmosfera panująca
przy niej. Dzięki naszym dobrym humorom często można było usłyszeć różnego typu
żarty, dogryzki i kpiny. Wszystkie były niesamowicie głupie i właściwie nie
wiem, co nas w nich śmieszyło. Spędziliśmy na nich dłuższą chwilę, a po
zakończonej grze zaczęła się… wojna na karty? Cóż, rzucasz kartą w osobę tak,
aby jej nie zabić. Chowaliśmy się po kątach, żeby uchronić się przed, jakby nie
patrzeć, bolesnymi ciosami. Jeśli dobrze się rzuci, karta może mocno odbić się rogiem
od skóry. Zapewne lekko przesadziłabym mówiąc, że możliwe było również
skaleczenie, ale i tak wszyscy baliśmy się takiego skutku. „Ryzykując życie”
lataliśmy jednocześnie po pokoju, żeby zebrać wszędzie obecne karty i móc
rzucać dalej. Parząc na to z tej strony, to również było bez sensu…Nie miało
żadnego celu, tylko sprawiło, że w moim pokoju zrobiło się jeszcze głośniej z
powodu naszych śmiechów.
***
-Okej, zaraz umrę-oznajmiłam, leżąc zmęczona na dywanie.-Ledwo
oddycham.
-Słyszysz, Louis?-odezwała się Holly.-Dziewczynce przydałaby się pomoc. Oddychanie usta-usta, słyszałeś o tym, nie?
-Wcale nie będzie jej łatwiej…-przyznał chłopak śmiejąc się.
-Co?-spytałam zdezorientowana.
-Te lepsze całusy trwają dłużej, Alice. A to oznacza większą rozłąkę z powietrzem-powiedziała brunetka, udając smutną.-Dobra, dzieci. Ja lecę wziąć prysznic, a wy wymyślcie, co będziemy robić jak wrócę.
Holly wstała i podeszła do swojej torby. Wyjęła z niej kilka rzeczy, które przycisnęła do piersi i skierowała się do łazienki. Nie nocowała u mnie po raz pierwszy, więc wszystko mniej więcej już wiedziała. Gdzie trafić, co skąd pożyczyć i jak wrócić, nie robiąc problemów.
-Słyszysz, Louis?-odezwała się Holly.-Dziewczynce przydałaby się pomoc. Oddychanie usta-usta, słyszałeś o tym, nie?
-Wcale nie będzie jej łatwiej…-przyznał chłopak śmiejąc się.
-Co?-spytałam zdezorientowana.
-Te lepsze całusy trwają dłużej, Alice. A to oznacza większą rozłąkę z powietrzem-powiedziała brunetka, udając smutną.-Dobra, dzieci. Ja lecę wziąć prysznic, a wy wymyślcie, co będziemy robić jak wrócę.
Holly wstała i podeszła do swojej torby. Wyjęła z niej kilka rzeczy, które przycisnęła do piersi i skierowała się do łazienki. Nie nocowała u mnie po raz pierwszy, więc wszystko mniej więcej już wiedziała. Gdzie trafić, co skąd pożyczyć i jak wrócić, nie robiąc problemów.
-Skąd ona ma jeszcze siły na prysznic?-spytał niedowierzając
Louis.
-Pewnie nie ma-powiedziałam zamykając oczy.-Założę się, że to tylko dlatego, że… On wiesz… Och, babskie sprawy.
-I tak ją podziwiam-zażartował.
Nastała chwila przyjemnej ciszy.
-Pewnie nie ma-powiedziałam zamykając oczy.-Założę się, że to tylko dlatego, że… On wiesz… Och, babskie sprawy.
-I tak ją podziwiam-zażartował.
Nastała chwila przyjemnej ciszy.
-Jak studia?-spytałam po chwili wstając z podłogi i
przeciągając się.
-Jutro o czternastej mają być pierwsze listy. Ale tak jak ci mówiłem, szanse są naprawdę…
-Przestań tak myśleć. Jesteś cholernym pesymistą, Louis-usiadłam obok chłopaka.
-Jestem realistą-Lou uśmiechnął się.
Westchnęłam cicho.
-Na pewno się dostaniesz. Prędzej czy później, wierzę w ciebie, Lou-powiedziałam, a brunet pocałował mnie w odpowiedzi.
-Kocham cię-powiedział patrząc mi w oczy.
-Ja ciebie też.
-Jutro o czternastej mają być pierwsze listy. Ale tak jak ci mówiłem, szanse są naprawdę…
-Przestań tak myśleć. Jesteś cholernym pesymistą, Louis-usiadłam obok chłopaka.
-Jestem realistą-Lou uśmiechnął się.
Westchnęłam cicho.
-Na pewno się dostaniesz. Prędzej czy później, wierzę w ciebie, Lou-powiedziałam, a brunet pocałował mnie w odpowiedzi.
-Kocham cię-powiedział patrząc mi w oczy.
-Ja ciebie też.
***
-Alice!-szeptała głośno Holly.-Alice, obudź się!
Otworzyłam zaspane oczy i jedynym co zobaczyłam, była ciemność. Musiało być grubo po północy.
-Która godzina?-spytałam mrużąc oczy i przekręcając się na drugi bok.
-Słuchaj, ktoś wchodzi do mieszkania!-powiedziała dziewczyna.
Nastawiłam uszy i rzeczywiście, można było usłyszeć otwieranie drzwi wejściowych. Po chwili ktoś próbował je cicho zamknąć, a następnie obok drzwi do mojego pokoju przeszło więcej niż jedna osoba. Kroki były nieregularne; jedne głośniejsze, drugie cichsze.
-Zamknij pokój na klucz, proszę-Holls nie dawała mi spokoju. Bała się?
Wstałam niechętnie i próbując nie zdeptać żadnej rzeczy, a zwłaszcza Holly i Louisa śpiących na podłodze, podeszłam do drzwi. Przekręciłam klucz w zamku, wyjęłam go i miałam zamiar podać przyjaciółce. Wracałam na swoje miejsce jeszcze bardziej ostrożnie, kiedy podnosząc nogę, aby nie stanąć na Louisie, coś, a właściwie ktoś, złapał mnie za stopę i pociągnął lekko w swoją stronę.
-Ał!-syknęłam, gdy upadłam na podłogę.
-Sorki, nie miało boleć-przyznał szybko ze skwaszoną miną Louis.
-Zrobiłeś to celowo-prychnęłam.-Weź idź spać, człowieku-powiedziałam lekko zdenerwowana. Był środek nocy i, jak widać w przeciwieństwie do innych, nie miałam ochoty na żarty. Próbowałam powoli wstać i wielkim łukiem w końcu podejść do swojej poduszki. Niestety już w pierwszych krokach spotkała mnie trudność, jaką była ręka chłopaka. Złapał mnie i po raz drugi przyciągnął do siebie.
-Nigdzie nie idziesz-powiedział z uśmiechem.
Nie mając siły ani ochoty na kłótnie i wyrywanie się, ułożyłam się obok niego.
-Masz i pilnuj-odezwałam się podając mu klucz, którym przed chwilą zamknęłam nas w pokoju.
Louis położył go na szafce obok, po czym objął mnie w pasie. Zasnęłam prawie natychmiast.
Otworzyłam zaspane oczy i jedynym co zobaczyłam, była ciemność. Musiało być grubo po północy.
-Która godzina?-spytałam mrużąc oczy i przekręcając się na drugi bok.
-Słuchaj, ktoś wchodzi do mieszkania!-powiedziała dziewczyna.
Nastawiłam uszy i rzeczywiście, można było usłyszeć otwieranie drzwi wejściowych. Po chwili ktoś próbował je cicho zamknąć, a następnie obok drzwi do mojego pokoju przeszło więcej niż jedna osoba. Kroki były nieregularne; jedne głośniejsze, drugie cichsze.
-Zamknij pokój na klucz, proszę-Holls nie dawała mi spokoju. Bała się?
Wstałam niechętnie i próbując nie zdeptać żadnej rzeczy, a zwłaszcza Holly i Louisa śpiących na podłodze, podeszłam do drzwi. Przekręciłam klucz w zamku, wyjęłam go i miałam zamiar podać przyjaciółce. Wracałam na swoje miejsce jeszcze bardziej ostrożnie, kiedy podnosząc nogę, aby nie stanąć na Louisie, coś, a właściwie ktoś, złapał mnie za stopę i pociągnął lekko w swoją stronę.
-Ał!-syknęłam, gdy upadłam na podłogę.
-Sorki, nie miało boleć-przyznał szybko ze skwaszoną miną Louis.
-Zrobiłeś to celowo-prychnęłam.-Weź idź spać, człowieku-powiedziałam lekko zdenerwowana. Był środek nocy i, jak widać w przeciwieństwie do innych, nie miałam ochoty na żarty. Próbowałam powoli wstać i wielkim łukiem w końcu podejść do swojej poduszki. Niestety już w pierwszych krokach spotkała mnie trudność, jaką była ręka chłopaka. Złapał mnie i po raz drugi przyciągnął do siebie.
-Nigdzie nie idziesz-powiedział z uśmiechem.
Nie mając siły ani ochoty na kłótnie i wyrywanie się, ułożyłam się obok niego.
-Masz i pilnuj-odezwałam się podając mu klucz, którym przed chwilą zamknęłam nas w pokoju.
Louis położył go na szafce obok, po czym objął mnie w pasie. Zasnęłam prawie natychmiast.
***
Wspominałam już o mojej
bezsenności? I to, że zasnęłam późno, spałam wygodnie i wciąż jestem zmęczona,
nie oznacza wcale, że zasnę ponownie, kiedy obudziłam się już o szóstej. Za
wszelką cenę starałam się zamknąć oczy i znowu odpłynąć, ale wszystko szło na
marne… Nie mam pojęcia co i dlaczego się ze mną dzieje. Szczerze, mam tego
serdecznie dość.
Przewracałam się ostrożnie z
boku na bok, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Ostatecznie wylądowałam na plecach
i zaczęłam wymyślać… piosenkę.
Każdy dzień jest całkiem inny
Chociaż wcale nie rodzinny
Wiele rzeczy na Ziemi się dzieje
Kiedy moje ciasto pulchnieje…
Chociaż wcale nie rodzinny
Wiele rzeczy na Ziemi się dzieje
Kiedy moje ciasto pulchnieje…
Śmiejąc się w myślach z
własnej głupoty i tego, że naprawdę musi mi się nudzić, skoro wymyślam takie
herezje, znów leżałam sama w, mogłoby się zdawać, kompletnej ciszy. Po naprawdę
dłuższej chwili, zza ściany usłyszałam głosy.
-Idź szybciej!-krzyczał
szeptem jakiś mężczyzna.
Złapałam prędko klucz, który leżał na szafce i wyplątując się spod kołdry, podeszłam na palcach w stronę drzwi. Bardzo niepewnie włożyłam przedmiot do zamka i wciąż wahając się, jak najciszej nim przekręcałam. Pomimo moich starań, manewry wydały parę niechcianych odgłosów, jednak nikt nie zdawał się ich zauważyć. W podobny sposób otworzyłam lekko drzwi i ledwo wychylając głowę zauważyłam… Mojego półnagiego ojca stojącego obok szczupłej i wysokiej blondynki, która z pewnością nie była moją matką. Kobieta trzymała w ręce wysokie czerwone szpilki i miała na sobie opinającą sukienkę. Pożegnała się i wyszła.
Złapałam prędko klucz, który leżał na szafce i wyplątując się spod kołdry, podeszłam na palcach w stronę drzwi. Bardzo niepewnie włożyłam przedmiot do zamka i wciąż wahając się, jak najciszej nim przekręcałam. Pomimo moich starań, manewry wydały parę niechcianych odgłosów, jednak nikt nie zdawał się ich zauważyć. W podobny sposób otworzyłam lekko drzwi i ledwo wychylając głowę zauważyłam… Mojego półnagiego ojca stojącego obok szczupłej i wysokiej blondynki, która z pewnością nie była moją matką. Kobieta trzymała w ręce wysokie czerwone szpilki i miała na sobie opinającą sukienkę. Pożegnała się i wyszła.
Przestraszona z powrotem
uciekłam do środka pomieszczenia i usiadłam pod ścianą, podkulając nogi.
_____________________________________________________________
W końcu udało mi się go napisać. Co o nim sądzicie? Nie jest zbyt nudny? Początek może się taki zdawać, w końcu tłumaczenie zasad makao nie jest zabójczo interesujące... Chociaż może nadrobiłam trochę moją piosenką? Wymyślaną w pięć sekund xD
Jak wspominałam wcześniej, jestem nad morzem, ale wszystko całkowicie inaczej sobie wyobrażałam... Prawdę mówiąc, wolnego czasu mam jeszcze mniej niż normalnie w domu. Przez to nie dodałam nic wcześniej i pewnie kolejny niestety też pojawi się dopiero w następny czwartek :/
Wielkie dzięki za komentarze i wszystkie opinie <3 Są świetne i nie wiecie, jak cieszą. Dzięki temu wiem, że mam dla kogo pisać, nawet jeśli nie jest Was dużo.
Norma: KOMENTUJCIE, POLECAJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE :) :) :)
Wielkie uściski i gorące pozdrowienia znad jakże pięknego Bałtyku xx
Skomentuje to w punktach bo jestem zbyt leniwa by robic ocenę opisową xD nie obrazisz sie? ;)
OdpowiedzUsuń1. Piosenka jest cudowna! Jeśli byłabym producentem muzycznym to bez wachania zaproponowałabym Ci kontrakt ^_^
2. Nie lubię taty Alice xD
3. Lou jest taki słodki *-* oddaj mi go xD
4. Alice jest głupia xD ja bym nie otwierała tych drzwi na jej miejscu ;)
5. Holly... Ah ta Holly xD strasznie przypomina mi... mnie? :P Holls to idealny miks mnie i mojej bardzo dobrej koleżanki :P Fanclub Nutelli! :3
6. Ten kawałek o przyjaciołach to sama napisałas? :o cudowny jest <3 zresztą tak samo jak cały rozdział :)
xx ham Cię <3
Weeż, jak mogę obrazić się za taki komentarz? :P
UsuńCo do kontraktu, już się chyba umówiłyśmy, tak? :D Wypromujesz piosenkę, mnie i przy okazji bloga! Bo w końcu każdy będzie ciekaw, gdzie takie arcydzieło jako pierwsze zostało opublikowane... Cóż, jak na jedną umowę to nieźle! xD
Lou zostaje tutaj, jest mój i Al, sorki :( A twój Hoanek nie wystarczający? xD
Szczerze, też nie otwierałabym tych drzwi, ale bałam się, że gdybym napisała, że zobaczyła to wszystko przez dziurkę od klucza, to byłoby trochę głupio :P
I tak, kawałek o przyjaciołach pisany przeze mnie. Od zawszę mówię mamie, że ja to pisarką zostanę, ale ona mówi, że nic nie zarobię -,- Ech, nie zna się xD
Też Cię ham, całusy xx
jest cudowny mega cudowny *O* czekam na next ;3
OdpowiedzUsuńOjciec Alice jest hujem!!! Piosenka zajebiaszcza!!! Czekam do czwartku
OdpowiedzUsuńZarąbisty! Zawsze bd czytała tego bloga :3 // Natka :**
OdpowiedzUsuńPisz dalej! Super rozdział <3
OdpowiedzUsuńnie mam słów do opisania ojca Alice!rozdział jak zwykle super i pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńŚwietny, z resztą jak zawsze xD ;* Dodaj szybko następny. Może postarasz się już na jutro ?
OdpowiedzUsuńTylko jedno slowo do opiania tego rozdzialu. O ja pierdziele, Wow kocham Cie.
OdpowiedzUsuń~paula