czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 25



*Oczami Alice*


„Zero stresu, zero problemów, zero nieprzyjemności, po prostu wakacje.” – znajdź w zdaniu fałszywą informację. 


Ale pomimo mojego podejścia, ktoś i tak starał się umilić mi czas, za co jestem szczerze wdzięczna. Przesadą byłoby uznanie, że o wszystkim nagle zapominam, bo tak nie jest, ale spokojnie mogłabym powiedzieć, iż chętnie pozwalałam sobie na chwilę relaksu. Coś w stylu życia w podświadomości? Na moment cieszę się z tego, co aktualnie robię, ale po chwili uderza we mnie właśnie to, o czym chciałam zapomnieć…


-Dzisiaj ja stawiam-powiedziałam z uśmiechem przyklejonym na twarzy.
-Jeny, wzięłabym czekoladowy, ale zawsze biorę czekoladowy, już mi się znudził czekoladowy, noo-narzekała Holly stojąc obok mnie i Louisa w kolejce.
-Może weź waniliowego?-zasugerowałam cicho.
-Oo! Letnia promocja-kup shake’a o smaku gruszki i odbierz kawę za darmo-przeczytała z dużego szyldu wiszącego ponad kasą.-Alice, chcesz kawę?
-Ta, czego jeszcze?-prychnęłam patrząc na nią z politowaniem.
-Louis, chcesz kawę?-Holls odezwała się tym razem w stronę chłopaka.
-Mrożoną?-spytał brunet z nadzieją w głosie.
-Nie…
-Odpowiedź na twoje pytanie jest taka sama-Louis mrugnął do dziewczyny, a ona wywróciła tylko oczami.
-Nie możesz kupić po prostu samego shake’a?-spytałam lekko zirytowana zachowaniem przyjaciółki.
-Ale wtedy…-Holly zastanowiła się chwilę.-Przepłacę prawie... Dużo-zakończyła zapewne poddając się w liczeniu różnicy.
-Pomyśl sobie, że nigdy nie było takiej promocji. Po prostu kup i nie będziesz miała wyrzutów, że przepłaciłaś-powiedziałam szybko sama rozmyślając nad tym, co wybiorę.
-Tak myślisz…?-zapytała niepewnie Holls.


-Dzień dobry, co dla pani?-głos młodej kobiety stojącej za kasą wyrwał mnie z rozmowy.
-Poproszę średniego shake’a waniliowego-odezwałam się w swoim imieniu.-Średniego czekoladowego i… Holly?-odwróciłam głowę w stronę przyjaciółki.
-Dużego o smaku gruszki-dokończyła.
Podałam kasjerce przynależną się sumę, po czym cierpliwie czekaliśmy na zakupione napoje. Obserwowałam ukradkiem, jak kobieta tworzyła zamówienie. Niby skomplikowane zadanie naciśnięcia odpowiednich przycisków wśród naprawdę wielu nie sprawiało jej najmniejszego problemu. Po napełnieniu trzech tekturowych kubków, podała nam je z uśmiechem. Wyszliśmy z małego tłumu, który był tworzony przez klientów w niedużym lokalu i zgodnie skierowaliśmy się na zewnątrz. 


-Jakiś cel?-spytał Louis idąc w stronę chodnika.
-Cały czas przed siebie-powiedziałam uśmiechając się.
Przez chwilę szliśmy w ciszy, a słyszalne były jedynie odgłosy samochodów i siorbanie, od czasu do czasu. Ciesząc się tym razem z już normalnego, upalnego dnia maszerowaliśmy w stronę przeciwną do miasta.

-Hej, zastanawialiście się kiedyś czy romans między klientem a sprzedawcą jest legalny?-zapytała Holly idąc obok mnie. Kiedy spostrzegła nasze zdezorientowanie, kontynuowała:-To prawie tak jak przy uczniu i nauczycielu, nie? Może to wbrew prawu, a wy sobie od tak żyjecie w ukryciu…


Ponownie nastała chwila, podczas której nikt nie odzywał się słowem. W końcu razem z Louisem wybuchliśmy śmiechem, nie mogąc się już powstrzymać. Holly wpatrywała się w nas ze zdziwieniem przez dłuższy moment, po czym westchnęła głośno.


-Jakiś problem?-odezwała się wywracając oczami.
-W jaki sposób to może być nielegalne?-spytałam wciąż okazjonalnie chichotając.-Louis przyszedł sobie do sklepu i kupił…
-Marynarkę-przypomniał chłopak.-Tylko udaje, że nie pamięta, w rzeczywistości to najważniejszy sprzedany towar w jej życiu-wyszeptał w stronę Holls.
-Słyszałam-prychnęłam uderzając bruneta lekko w ramię.-To jakiś spisek czy co? Zaczynasz się robić „Hollowaty”.
-Aww, słodziutko-zaśmiała się Holly.-Witam po czarnej stronie mocy, panie Tomlinson-dziewczyna wystawiła wolną rękę w stronę Louisa, a ten ją uścisnął.
-Starczy-powiedziałam zniesmaczona i poczułam dłoń wsuwającą się w moją. Więc teraz będziemy szli za rączkę?-Wracając do tematu, Louis kupił marynarkę…
-Za połowę ceny-przeszkodził mi chłopak z szyderczym uśmiechem.-Tak w ogóle to ciekawa historia, słyszałaś o niej kiedyś, Holls?
-Nie przerywaj mi, Louis-westchnęłam.
-Nie słyszałam, opowiadaj!-ucieszyła się Holly. Jedynym co mi pozostało, to uderzenie się otwartą ręką w czoło i zrezygnowanie z zabrania głosu.
-Siedzę sobie przy romantycznym drugim śniadaniu z Cris, moją byłą, kiedy nagle…
-Co?! Wcale nie! Nie słyszałam żadnego damskiego głosu w tle, kłamiesz!-oburzyłam się czerwieniąc.
-Okej, okej… Wracałem do domu od Cris, mojej byłej, kiedy nagle…
-Więc jest jeszcze jakaś Cris?!-Holly prawie wykrzyknęła udając mój głos, za co kopnęłam ją w kostkę.
-No dobra, siedziałem w domu. Miałem już wolne, bo w maju napisałem maturę-Louis opowiadał z udawanym zafascynowaniem.-Kiedy nagle na wyświetlaczu mojego telefonu pojawia się nieidentyfikujący się numer. Odebrałem, a po drugiej stronie odezwała się Al.
-Poplotkowaliście sobie?-zapytała brunetka.
-Nie do końca… Oparzyła się, a ja jako książę na białym rumaku…
-Nie słuchaj go Holly, opowiada jakieś bzdury-uśmiechnęłam się sztucznie do przyjaciółki, trzymając dłoń na ustach swojego chłopaka.-Fuj, Louis!-zabrałam swoją rękę z obrzydzeniem, kiedy poczułam, że brunet ją polizał.-Jesteś ohydny, Boże!
-Zaraz opowiem to jeszcze bardziej ośmieszająco-zagroził, a ja dziecinnie wystawiłam mu język.-Jako książę na białym rumaku uratowałem ją od zagrożenia.
-Wciąż mam bliznę, a mówiłeś, że szybko zniknie, durniu-westchnęłam z ulgą z powodu dość mało kompromitującego zakończenia.
-Wcale nie. Mówiłem, że coś około pół roku. Pamiętasz? Ale potem uznałem, że może amputacja byłaby bardziej korzystna… Minęły niecałe trzy miesiące, cierpliwości kochana. Zresztą, teraz ta blizna do końca ci już nie zniknie. Ewentualnie zrobi się mniej widoczna.
-Więc to dlatego ją masz, tak?-Holly złapała moje przedramię i przejechała kciukiem po zostawionym przez gorącą wodę śladzie.-Duże to coś, czym tak się oparzyłaś?
-Wylałam na siebie wrzątek z czajnika. Chciałam zrobić herbatę-przyznałam zaczynając się śmiać sama z siebie.
-Wyjaśnijcie mi parę rzeczy… Jeden-skąd Alice miała twój numer, dwa-dlaczego zadzwoniła akurat do ciebie i trzy-na serio chciało ci się jechać do jakieś pustej laski , bo niby się oparzyła?
-Louis podał mi swój numer w sklepie, zadzwoniłam do niego, bo był jedną z niewielu osób na liście moich kontaktów, które odebrały, wtedy jeszcze nawet ciebie nie znałam, a ostatnie… Louis? Prosimy o wyjaśnienie-powiedziałam, a razem z Holly skierowałyśmy oczy na chłopaka.
-Czy ja wiem…-Lou wzruszył ramionami.-Głupio było odmówić czy coś. Poza tym to nie był dla mnie problem, nie byłem zajęty, a idąc na medycynę raczej wiem jak opatrzyć oparzenie. Mogłem to zrobić i zrobiłem.
-A wracając w końcu do pierwszego tematu, którego jeszcze dzięki wam nie skończyliśmy, to dlaczego nasz związek miałby być nielegalny?-powiedziałam wywołując kolejną już dzisiaj salwę śmiechu.
-Żartowałam, Alice. Wrzuć na luz, atmosfera była mega spięta, a wiesz, że lubię robić z siebie idiotkę-Holls poklepała mnie po ramieniu. 


W okolicy rozbrzmiał utwór Rihanny „Please Don’t Stop The Music”. Holly wzdrygnęła się i sięgnęła do swojej kieszeni po telefon. Fuknęła cicho, po czym odebrała.
-Tak?-odezwała się grzecznie.-Jestem w mieście z przyjaciółmi… Prawdopodobnie wciąż będę z nimi… Muszę?-Holls jęknęła głośno.-Ale mam też swoje plany, tak? Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej?... No i co z tego? To dwa potwory, zadzwoń po jakąś ciotkę czy coś a mi daj spokój… Bo taka właśnie jestem, urodziłaś mnie taką-nieznośną i bezczelną-dziewczyna przez dłuższą chwilę się nie odzywała, co za pewne oznaczało, że teraz jej rozmówca przejął pałeczkę i stara się jej coś przekazać.-No, cześć.


Brunetka westchnęła głośno i z powrotem schowała urządzenie.
-Rodzicom zachciało się iść do znajomych, mam być w domu za pół godziny, żeby zająć się Hanną i tym drugim małym diabłem-powiedziała zdenerwowana Holly.
-Matko, jak to znam-przyznał Lou.-A ty i tak będziesz za godzinę, dasz im tylko jeść i karzesz iść spać, nie?
-Dokładnie! Nie mam zamiaru się do nich w ogóle odzywać, zniszczyły mi popołudnie i wieczór.
-Jak można tak robić? Przecież to nie ich wina-zdziwiłam się.
-Magia posiadania rodzeństwa, nie zrozumiesz… Mniejsza. Zawracamy? Odprowadzicie mnie kawałek czy coś?
Spojrzałam porozumiewawczo na Louisa i przytaknęłam.


Kontynuowaliśmy spacer już szybszym krokiem. Paplając o wszystkim czas mija naprawdę przyjemnie i szybko. Jeśli jeszcze dołączymy do tego dobre towarzystwo, każdy będzie mógł to potwierdzić. Pożegnaliśmy się w miejscu, w którym drogi się rozdzielały-Holly musiała wybrać inną niż ja, aby dotrzeć do domu. Louis potrzebowałby jeszcze kolejnej, gdyby nie zdecydował się pójść ze mną. Bądź co bądź było jeszcze dość wcześnie i oboje mieliśmy wolny czas, dlatego zdecydowaliśmy się to wykorzystać. 


Stanęłam przed drzwiami i zaczęłam szukać kluczy. Ucieszyłam się, kiedy nie spostrzegłam nikogo innego w środku niż tylko ja i Louis. Ojciec musiał być w pracy, co oznaczało, że nie powinien szybko wrócić. 


-Mój shake był dzisiaj ohydny-zrobiłam skwaszoną minę zdejmując buty i kopiąc je w kąt.
-Może po prostu waniliowe ci się już znudziły? Od kiedy pamiętam, zawsze kupujesz tylko takie-Louis założył pasemko moich włosów za ucho, przez co skrzywiłam się. Potrząsnęłam mocno głową i przeczesałam palcami włosy po bokach sprawiając, że moja fryzura powróciła do stanu pierwotnego. Zaśmialiśmy się jednocześnie z mojego zachowania.
-Moje życie wystarczająco się zmieniło, inna fryzura to już za dużo-powiedziałam wtulając się w chłopaka.-Ale co z twoją?-odchyliłam na chwilę głowę do tyłu i spojrzałam na włosy mojego chłopaka. Jak zazwyczaj, nie były ułożone w żaden konkretny sposób. Próbowałam ułożyć je tak, aby wszystkie pasma odstawały na prawą stronę, później na lewą, ale widząc, że to niewykonalne ostatecznie rozczochrałam je najmocniej jak tylko się dało i ponownie objęłam rękami bruneta w pasie.
-Kocham cię-usłyszałam cichy szept.
-Ja ciebie bardziej-odpowiedziałam układając swoje usta na jego. 


Pocałunek pogłębiał się z minuty na minutę. Uciążliwy tlen zmuszał nas do odrywania się od siebie na krótkie chwile. Ręce Louisa zaczynały błądzić po moich plecach, podczas gdy ja poruszałam tylko wargami zgodnie z nadanym przez nas rytmem. Momentalnie poczułam się jakbym stała w kurtce zimowej na środku Sahary. Brunet nie puszczając mnie, zaczął powoli się cofać, w czym po dłuższej chwili przeszkodziła mu kanapa. Kiedy dłoń chłopaka zaczęła wsuwać się pod moją bluzkę, oprzytomniałam. Na siłę zwolniłam tępo pocałunku, po czym odsunęłam się na pół kroku. Nie mogłam się uśmiechać. Wiedziałam, że przerwanie w takim momencie było jednoznaczne i czułam się trochę głupio.


-Wszystko okej?-Louis zwrócił się do mnie starając się złapać mój wzrok.
-Tak-odpowiedziałam krótko.
-Wszystko okej?-chłopak powtórzył.
-Tak-uczyniłam to samo, co on.
-Więc mogę spytać jeszcze raz: wszystko okej?
-Tak, wszystko okej-powiedziałam czując rosnącą frustrację.
-Co jest?-podniósł moją głowę tak, abym łatwo mogła patrzeć mu w oczy.-Spójrz na mnie-rozkazał grzecznie i patrzył na mnie wyczekująco.
-Nic nie jest-powiedziałam ówcześnie wypuszczając głośno powietrze.
-Zrobiłem coś nie tak?
-Nie, nie.
-Więc w czym problem?-nie dawał za wygraną.
-W niczym, serio.
-Alice, możesz mi powiedzieć, boisz się czegoś?
-Po prostu… Nie spałam jeszcze nigdy z chłopakiem i… nie czuję się gotowa?-po raz setny dzisiaj westchnęłam z rezygnacją i oparłam swoją głowę o ramię Louisa.-Jak bardzo źle to zabrzmiało?
-Nijak, skarbie. W porządku-brunet pogłaskał mnie ręką, drugą wciąż obejmując mnie w pasie.-Nie przejmuj się, okej? Postąpiłaś dobrze, nigdy nie poddawaj się presji. Powiesz, kiedy będziesz czuła się na siłach. Do niczego cię nie zmuszam.
-Dzięki-powiedziałam w ramię chłopaka, przez co mój głos został stłumiony i zabrzmiało to co najmniej zabawnie.
-Głowa do góry, uśmiech i… Alicee-Louis jęknął kiedy nie chciałam go puścić.
-Dobra, już dobra-powiedziałam stając krzywo i spuszczając ręce po bokach.


Przez moment prowadziliśmy zaciętą walkę. Oboje patrzyliśmy na siebie w skupieniu i nie odzywaliśmy się ani słowem.

-Jestem pewna, że chcesz kawy-zmrużyłam oczy.-Widzę to po twoim wzroku.
-Jestem pewien, że właśnie się ze mnie nabijasz-Louis zrobił to samo.-Słyszę to po twoim głosie. Prychnęłam i zrobiłam młynka oczami. 


-Znowu przegrałaś-wypomniał mi chłopak.
-Popatrz… Znowu mam to gdzieś-mrugnęłam do niego.


Przez minutę czułam dejavu i powrót walki, jednak Louis przerwał moje przemyślenia i spytał szybko:
-Jak ojciec?
-Nic nowego… Żyje, niestety-wzruszyłam ramionami.
-A mama?
-Nie wiem, nie odwiedzałam internetu od dwóch dni.
-To leć po laptopa, Al.
Przetarłam dłońmi oczy, po czym poszłam do swojego pokoju. Zabrałam z łóżka swojego niebieskiego Sony Vaio i od razu go włączając, skierowałam się z powrotem do salonu. Usiadłam na kanapie obok Louisa i obserwowałam, jak wszystko powoli się ładowało. Każda ikonka, program, obrazek… Weszłam pospiesznie w przeglądarkę i otworzyłam swoją skrzynkę mailową. Zaktualizowałam ją po czym z zaciekawieniem otworzyłam jedną z nowszych wiadomości od znanego mi już adresata.


-Cześć Alice-zaczęłam czytać głośno.-Miło mi, że nie zignorowałaś mojego pierwszego maila. Z góry przepraszam, że odpisuję dopiero teraz, ale tak jak  mądrze zauważyłaś-praca tutaj nie pozwala mi na wiele wolnego czasu. Cieszę się, że jesteś zadowolona z wyjazdu, sama kojarzę Francję jako naprawdę świetne miejsce do wypoczynku. Nie opowiadałaś mi nigdy o Louisie, nasze-przerwałam szybko orientując się, co właśnie przeczytałam na głos. Brawo Alice, spaliłaś-nie patrz tak na mnie-odezwałam się do śmiejącego się cicho chłopaka.-nasze relacje aż tak się pogorszyły? Niech nie myśli nawet, że po moim powrocie mi się nie pokaże.
-Nie ośmielę się-zakpił brunet.
-Myślałam długo, jaki problem sprawił, że napisałaś do mnie ponownie. Wierzę ci na słowo, że to coś co może poczekać. Plany lekko się zmieniły, wracam siedemnastego, więc będziemy miały jeszcze trochę wakacji dla siebie. Spokojnie pogadamy i wszystko wyjaśnimy. Kocham cię, do zobaczenia wkrótce.

-Więc masz prawie tydzień na obmyślenie tego, jak to wszystko jej powiedzieć-podsumował Lou po dłuższej ciszy.-Dasz radę, wierzę.
____________________________________________

Więc mamy rozdział w Święta! :D Trochę dziwnie... Mam nadzieję, że wszyscy spędziliście je tak samo dobrze jak ja ;)

Koniecznie komentujcie i wyrażajcie swoją opinie, zauważyłam, że w ostatnich rozdziałach coraz mnie osób to robi :/ To naprawdę dla mnie bardzoo ważne.

Kocham Was mocnoo, tym razem...


Życzę szalonego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku! <3 

Edit: Wiem, że zostałam ponownie nominowana do Liebster Award, za co BARDZO DZIĘKUJĘ, wbdybrfeyia *-* Naprawdę chętnie pobawiłabym się znowu, ale nie mam żadnego nowego bloga, którego mogłabym nominować, a to trochę bez sensu nominować znowu tych samych, co?

czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 24




*Oczami Louisa*


Pomimo tego, że był już sierpień i dni powinny być upalne, dzisiaj coś nie wyszło… Zamiast słońca na niebie były jedynie chmury. Deszczowe, a w pewnych miejscach może i nawet burzowe . Letni deszcz w ogromnych ilościach zalewał miasto od dłuższego czasu. Samochody , które jeździły na ulicy przed moim oknem, co chwilę rozchlapywały duże kałuże. Po chodnikach nikt nie spacerował, jeśli już, biegł z kapturem na głowie albo szedł żwawym krokiem, trzymając w dłoni parasol. Dziękowałem Bogu, że nie miałem żadnych specjalnych planów na dzisiaj. Koszmarem byłoby, gdybym musiał przejść chociażby z domu na przystanek…


Leżałem z słuchawkami na uszach, podczas gdy moi rodzice siedzieli w kuchni przy stole i głośno o czymś rozmawiali. Nie miałem w zwyczaju ich podsłuchiwać, dlatego zazwyczaj zaszywałem się w takich chwilach w swoim pokoju. Tym bardziej, że ich rozmowy nie dotyczyły nigdy ciekawych spraw. Raz pracy, raz rachunków, a kiedy indziej były to zwykłe pogaduszki dorosłych. 


Kiedy muzyka zaczęła się robić nudna, uznałem chwilę za idealny czas na jogurt. Opuściłem pokój i szybko zszedłem po schodach. Skierowałem się w stronę kuchni, a kiedy do niej dotarłem rodzice prawie natychmiast przestali rozmawiać.
-Co tam?-rzuciłem przerywając ciszę. Podszedłem do lodówki i zacząłem szukać czegoś, co przypadłoby mi do gustu.
-Wszystko w porządku-odpowiedziała mama.-Co robisz?
Wyjąłem opakowanie pełne czekoladowego deseru i otworzyłem szufladę ze sztućcami.
-Będę jeść jogurt-odezwałem się wyjmując małą łyżeczkę i nie patrząc nawet na rodziców.
-Louis, usiądź z nami na chwilę-powiedział mój ojczym, kiedy wrzucałem do kosza na śmieci folię z wierzchu opakowania. Odsunąłem krzesło i usiadłem naprzeciwko mamy.
-Nie chciałem nie wracać na noc. No dobra, chciałem, ale zapomniałem powiedzieć. Znaczy chciałem, bo mnie zaproszono, nie żeby zrobić wam na złość czy coś. Zresztą, miałem telefon i tak w sumie to…-zacząłem spokojnie, będąc pewny, że chodzi o wieczór, gdy Alice zaprosiła mnie do siebie razem z Holly i nie poinformowałem o tym rodziców.
-Nie o to chodzi, Lou. Chociaż i tak miło, że wytłumaczyłeś….-przerwała mi rodzicielka.              
-Wszyscy dobrze wiemy, jak ciężko jest dostać się na medycynę. Nawet nie mówimy o tym roku, weźmy pod uwagę ogół-zaczął Mark, a ja prawie jęknąłem słysząc, że zaczynamy gadkę o studiach.-Rozumiemy, że nerwy cię zjadły czy… Niektóre zadania cię zaskoczyły, dlatego wyniki twojej matury są takie, a nie inne. Nie mamy do ciebie o to żadnych pretensji.


Drodzy rodzice,
czas pogodzić się z faktem, że wasz syn po prostu nie był wystarczająco przygotowany do testu.


-Wszystko rozumiemy skarbie i chcemy, żebyś się niczym nie przejmował-oznajmiła Jay, kiedy powoli jadłem swój jogurt.
-A wyglądam, jakbym się przejmował?-cholera, powiedziałem to na głos.-Mam na myśli… Wciąż żyję i staram się myśleć pozytywnie-skłamałem lekko, żeby uratować sytuację.
-Jesteśmy z tobą, pamiętaj, że to jeszcze nie koniec. To dopiero początek tej przygody i jestem pewna, że jesteś dla niej stworzony, Louis. Cokolwiek się stanie, zawsze będziemy po twojej stronie gotowi na wszystko-kontynuowała Jay, brzmiąc jakby podsumowywała tragiczne zdarzenia.
-Na serio wam dziękuję, doceniam to-wysiliłem się odzywając.-Tylko proszę, bądźcie rozsądni. Też bardzo chciałbym się dostać, ale przypomnijmy sobie moje naprawdę przeciętne wyniki matury. Obawiam się, że mogą nie być wystarczające.
-Ale zawsze jest nadzieja, kochanie-pocieszyła mnie mama.
-I umiera ostatnia-powiedziałem wstając.-Dzięki.
Odchodziłem powoli od stołu, kiedy ponownie usłyszałem głos, tym razem taty.
-A powiesz nam gdzie byłeś ostatnio w nocy? Skoro już o tym wspomniałeś…
Westchnąłem cicho i odwróciłem się w ich stronę.
-Nocowałem ze znajomymi-powiedziałem prawdę.
-Gdzie?
-W domu jednego z nich-przyznałem.
-Dobrze, po prostu… Mów nam wcześniej o takich rzeczach, w porządku?
-Jasne-odezwałem się i aby uniknąć kolejnej wymiany zdań, znacznie przyspieszyłem kroku. Prawie wbiegłem po schodach, co szczerze nie za bardzo mi się opłacało. Natychmiast zostałem zaatakowany przez dwa blond diabełki. Jednak coś było nie tak… Tym razem ubrane w zwykłe bluzeczki i spódniczki, chodziły po domu wyraźnie czymś zmartwione. Wyglądały, jakby ktoś wyssał z nich nagle całą energię.


-Hej, co jest księżniczki?-spytałem kucając przed nimi.
-Cześć, Lou-powiedziała przecierając oczka Phobe.
-Wszystko okej? Coś się stało?-próbowałem się czegoś dowiedzieć.
-Pan Tadek się zgubił. No a bez niego nie możemy zacząć przyjęcia, bo pani Zuzia nie będzie miała z kim tańczyć-wyjaśniła spokojniejsza dziewczynka, Daisy.
Chwilę zajęło mi rozszyfrowanie kim jest Tadek i Zuzia, i o jakie przyjęcie chodzi, jednak w końcu mnie olśniło. Kolejna zabawa sióstr i poszukiwanie zaginionego misia? Brzmi… Przeciętnie.


Pomimo tego postanowiłem stanąć na wysokości zadania i uratować panią Zuzię od bycia wdową. 


***


*Oczami Alice*


„Cześć mamo,
wiem, że nie odpisałaś jeszcze nawet na mojego poprzedniego maila, ale potrzebuję z tobą porozmawiać i coś wyjaśnić. Widzisz… nie jest tutaj do końca tak jak to opisywa-” zakończyłam stukanie w klawiaturę w środku zdania i skasowałam całość. Brzmi źle i absurdalnie. 


„Cześć mamo,
jak kolejne dni w Irlandii? Pomimo tego, że nie odpowiedziałaś jeszcze na moją poprzednią wiadomość-ja piszę kolejną. Trochę cię okłamałam mówiąc, że-” znów przytrzymałam backspace. Okłamałam? Zbyt mocne słowo. Przez chwilę wpatrywałam się jedynie w puste okienko. Muszę jakoś odpowiednio zacząć temat…


„Joł ziom,
co u ciebie stara? U mnie nie do końca taki luz i swag, jaki opisywałam wcześniej, dlatego znowu do ciebie piszę, joł-” to najgłupsza opcja. Dobry humor pomimo pogody dopisuje, co Alice? Deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz. Wszędzie wilgotno i ponuro… Nienawidzę tego.


„Hej mamuś,
znowu ja! Wiem, że jeszcze nie odpisałaś, co oznacza, że masz pewnie mało wolnego czasu, ale i tak mam nadzieję, że chociaż przeczytasz te maile. Pojawiły się pewne problemy… Nie są one śmiertelnie poważne jak na tą chwilę, zważywszy na warunki rozmów, ale chciałabym porozmawiać o tym jak najszybciej. Wiesz już może, kiedy ostatecznie wracasz? Myślę, że w domu pogada nam się najlepiej. Proszę, nie martw się. Całusy, Al.”


Po wielokrotnym przeczytaniu wiadomości i uznaniu, że jest przeciętna, ale wystarczająca, wysłałam ją. Naprawdę nie chciałam, żeby moja mama się martwiła. Starałam się opisać wszystko jak najłagodniej. Owszem, może to i ważna sprawa, albo nawet bardzo ważna, ale nikt nie chciałby mieć przez to zniszczonych wakacji. Nawet ci, którzy już tak mają…


Nie mając nic innego do roboty, nie wyłączyłam laptopa i patrzyłam tylko na ekran. Później zaczęłam dodatkowo klikać na przypadkowe ikony i od razu wyłączając programy, które się otwierały. Strasznie się nudziłam. Nudyyy, nuuudyyy…  „Zayn_666 jest dostępny”-przeczytałam powiadomienie w lewym dolnym rogu.


Alicee.21: Hej Zaynn, co tam? :) 
Zayn_666: Cześć Al. Nieźle, siedzę w domu i załamuję się tym, że połowa wakacji już za nami… A co u ciebie? 
Alicee.21: To straszne! Dopiero był czerwiec… Też siedzę w domu, strasznie leje i nie ma co ze sobą zrobić. 
Zayn_666: U nas na szczęście tylko pochmurnie, ale przez to i tak ponuro. 
Alicee.21: Przynajmniej możecie wyjść na dwór i wrócić w suchych ubraniach :P
Zayn_666:
Wyjątkowy fart :D Od zawsze jestem niesamowitym pechowcem, w przeciwieństwie do Nialla. Od kiedy zacząłem się z nim zadawać, trochę jego szczęścia spłynęło i na mnie :D
Alicee.21: Na pewno nie jest aż tak źle :P A propos, co u naszego słodkiego blondynka?


Holly-Girl.xx chce dołączyć do konwersacji


Zayn_666: Zignoruj, zobaczymy ile razy będzie próbowała :D


Tak jak Zayn zaproponował, „nie zezwoliłam” na dołączenie do rozmowy.


Zayn_666: Chyba też wszystko okej, w sumie dawno się nie widzieliśmy. Wyjechał na parę dni gdzieś do rodziny, nawet nie pamiętam gdzie dokładnie. Alicee.21: Rodzinnie, dennie, och :P 
Zayn_666: Też jestem tego zdania… :D


Holly-Girl.xx chce dołączyć do konwersacji


Alicee.21: Drugi…


Ponownie postąpiłam z prośbą tak samo.


Holly-Girl.xx chce dołączyć do konwersacji


Alicee.21: Od razu trzeci… Musi jej zależeć 
 

Holly-Girl.xx chce dołączyć do konwersacji


Alicee.21: Pozwalamy? Zaraz się obrazi na nas :P 
Zayn_666: W ostateczności… :D


Holly-Girl.xx dołączyła do konwersacji


Holly-Girl.xx: Kto był taki inteligentny, żeby mnie wkurwiać?!


Wybuchłam śmiechem, zapewne podobnie jak Zayn.


Zayn_666: Hej Hoolls :) 
Holly-Girl.xx: KTO?! 
Alicee.21: Hej Hoolls :) 
Holly-Girl.xx: Jesteście okropni! Dlaczego? 
Alicee.21: Dlaczego co? 
Holly-Girl.xx: Dlaczego tacy jesteście? 
Zayn_666: Ale jacy? 
Holly-Girl.xx: Jak ja zaraz was dorwę… 
Alicee.21: Zmokniesz, nie fatyguj się ;) 
Zayn_666: Duuużo czasu ci to zajmie…. 
Holly-Girl.xx: Dobra! Koniec! Starczy. 
Alicee.21: Ale czego?


Holly zawsze szybko się denerwowała i nigdy nie można było poznać czy robi to naprawdę czy dla żartów. Tak czy siak, droczenie się z nią było dość zabawne…


Zayn_666: Podzielam zdanie Holly :P 
Holl-Girl.xx: Och, dziękuję ci, mój wybawco. 
Alicee.21: Dobra, dobra. Przekonaliście mnie. Co tam Hollssss? 
Holly-Girl.xx: Strasznee nudy, pomocy! :( 
Zayn_666: U nas podobnie. Niestety. Jak wakacje? 
Holly-Girl.xx: Mijają nieźle, ale są zdecydowanie za krótkie.
Zayn_666: O tym samym gadaliśmy z Alice wcześniej.
Alicee.21:
Loudzie, myślmy pozytywnie! Wrzesień przeżyjemy, październik i listopad też. W grudniu Boże Narodzenie, Nowy Rok i tak oto mamy już styczeń. W lutym ferie, marzec/kwiecień-Wielkanoc, maj-dłuższy weekend i wymarzony czerwiec.
Zayn_666: Zapomniałaś wspomnieć o pisaniu matury… Nie ma za co :D 
Holly-Girl.xx: Hahahahahahaha :D Jak dawno nie widziałaś się z Lou, Alice? Hahahaha :D
Alicee.21:
Nie wiem? Parę dni… Co to ma do rzeczy?
 
Holly-Girl.xx: Napisałaś „loudzie” :D Hahahaha :D Myślimy o swoim narzeczonym, coo? :D 
Alicee.21: Literówka, lamo -,-
Alicee.21:
A ty o swoim mężu nie myślisz?
 
Holly-Girl.xx: Mój mąż jest poza zasięgiem, geniuszu :P
Zayn_666:
To już? Udało się? Dotrzymałaś obietnicy, Al? :D

Alicee.21:
Dotrzymałam…

Holly-Girl.xx: Jakiej obietnicy? Co? Coo? Cooo? 
Alicee.21: Zapomnij. Jesteś dla mnie niemiła, nie powinnam się z tobą w ogóle zadawać. 
Holly-Girl.xx: Przesadzasz…
Holly-Girl.xx:
Zayn, jestem niemiła?
 
Zayn_666: Skądże?! Tylko bezczelna i z brakiem szacunku :)


***


-Rodzice urządzili mi pogadankę, o tym, jacy to oni są wyrozumiali i wiedzą, że to takie trudne dostać się na studia. Bzdury…
-Mhmm-mruknęłam cicho, leżąc na łóżku z zamkniętymi oczami.
-A ty? Jak ci minął dzień?-spytał Louis po drugiej stronie. Dopiero po tych słowach w pewny sposób „obudziłam się”.
-Napisałam do mamy-powiedziałam krótko i zwięźle. Nic więcej nie musiałam opisywać, dla nas było to najważniejszym wydarzeniem tego dnia. Louis wiedział, co zobaczyłam niedawno rano, ponieważ mu o tym powiedziałam.
-Coś konkretnego?-spytał i pomimo, że nie mogłam zobaczyć jego twarzy, domyślałam się, iż był trochę zmieszany.
-Nie-odpowiedziałam szybko.-Zupełnie nie. Tylko, że chciałabym z nią porozmawiać, najlepiej w domu. Ciągle czekam na odpowiedź.
-Jesteś dzielna, skarbie.
-Napisałam maila. Wow, wyczyn wakacji-powiedziałam sarkastycznie.
-Psychicznie, Alice. Cały czas sobie z tym radzisz. Intensywnie przeżywasz, ale nie popadasz w dół-wyjaśnił Louis, a ja uśmiechnęłam się leciutko do słuchawki.
-Bo mam ciebie.
-Konkurs na „kto nasłodzi jeszcze bardziej”?-zaproponował chłopak i zaśmiał się razem ze mną.
-Twoja dłoń pasuje idealnie do mojej-zaczęłam, starając się nie wybuchnąć śmiechem.
-Bo jest dla mnie stworzona-Louis również wydawał się podobnie rozbawiony.
-Kocham wszystko co jest związane z tobą. Co pachnie, wygląda i zachowuje się jak ty.
-Każdy kawałek twojego zagubionego serca połączył się perfekcyjnie z moim.
-Jesteś…-nie dokończyłam, wybuchając za to śmiechem.-Co? Kawałek zagubionego serca?-niedowierzałam wciąż się śmiejąc.
-Przegrałaś-oznajmił brunet triumfalnie.
-Moje teksty były o wiele lepsze!-buntowałam się.
-Pierwsza się zaśmiałaś, koniec dyskusji-powiedział stanowczo.
-Dobra, nagrodę odbierzesz przy najbliższej okazji-poddałam się wykrzywiając mocno usta w dużym uśmiechu.-Sorki, ale będę lecieć. Jestem strasznie śpiąca… Co zresztą wyjaśnia moją porażkę, po prostu nie myślałam racjonalnie.
-Śpij dobrze, kochanie-powiedział Louis śmiejąc się cicho.
-Wzajemnie-powiedziałam i rozłączyłam się w tym samym czasie.


Ledwo zamknęłam oczy… Kiedy już spałam.
___________________________________________

Średnio podoba mi się ten rozdział, ale cóż... Jest coś innego i przy okazji przypominamy sobie Zayna, yay! :3

Rozdział dodaję wyjątkowo późno, za co z góry przepraszam... Sprawy wyższe :P

Nie chcę się już bardzo rozpisywać, nawet nie wiem o mogłabym jeszcze dodać :D Jedyne co przychodzi mi do głowy to: WIELKIE DZIĘKI ZA WSZYSTKO CO ROBICIE. 
oraz
NIE PRZESTAWAJCIE <3 KOMENTARZE I WSZYSTKO (WSZYSTKO!) NIESAMOWICIE MOTYWUJE :)

Jako, że jest to jednocześnie ostatni rozdział przed Bożym Narodzeniem, chciałabym Wam z całego serducha życzyć wesołych Świąt, skarby xx