czwartek, 26 września 2013

Rozdział 11



*Oczami Alice*
-Alice Tomlinson. Nie uważasz, że to ładnie brzmi?-nabijała się ze mnie Holly, kiedy w końcu zapamiętała jak Louis ma na nazwisko.
-Holly ZamknijSię. To też ładnie brzmi, prawda?-odgryzłam się. Dziewczyna prychnęła chichocząc cicho z powodu mojego zachowania. Ugryzła kawałek ciasteczka, które dostałyśmy od jej mamy i uśmiechnęła się do mnie.
-Nie umiesz żartować, żadna z ciebie przyjaciółka-wytknęła mi udając obrażoną i natychmiastowo „zmieniając” swój nastrój. Westchnęłam cicho śmiejąc się z niej. Również sięgnęłam po słodycz i jedynym, co nasunęło mi się na usta było:
-Mmm, to twoja mama tak dobrze gotuje?-powiedziałam z pełną buzią-znaczy, piecze?-zaśmiałam się przytrzymując dłoń przy ustach, aby przez przypadek nic nie wypluć.
-Mama i rodzeństwo-zaśmiała się ze dźwięcznie Holly-a przepis babci. Rodzinne ciasteczka-dokończyła wciąż szeroko się uśmiechając. Przez chwilę w pokoju rozbrzmiewały tylko odgłosy, które świadczyły o tym, iż miska z pysznościami zaraz zostanie pusta.

 Ten dzień był magiczny. Na początku Louis, wyścig, jego słodkie miny (które miały w rzeczywistości pokazać jak to dobrze udaje złego), a teraz wieczór z Holly. Tak naprawdę od kiedy weszłam do jej domu jedyną pożyteczną czynnością jaką któraś z nas zrobiła było włączenie muzyki. Nie wydaje mi się, żeby opychanie się ciastkami, plotkowanie czy licytowanie ceny, jaką dostanę razem z Hannah. siostrą Holly, zaliczały się do nich. Śmiech nie odstępował nam na krok, a ogromne łóżko, które znajdowało się na środku pokoju tylko pomagało. Kiedy dostałyśmy głupawki obie nie mogłyśmy usiedzieć, a tym bardziej ustać. Wtedy właśnie to ono musiało się stać ofiarą i wsiąkać łzy, które obie uroniłyśmy śmiejąc się jak opętane. 

-Zostały nam jeszcze tylko trzy tygodnie szkoły…-zaczęła Holly przestając się na chwię śmiać-co będzie z nami po zakończeniu?-spytała patrząc na mnie wyczekująco.
-Nie martw się o to-uśmiechnęłam się czule w jej stronę-nasz kontakt się nie urwie, nie ma takiej możliwości-starałam się być przekonująca.
-Jasne, to nie ulega wątpliwości-także się uśmiechnęła-ale wiesz, myślałam też, że może, wiesz, wyjechałybyśmy gdzieś razem? Tanio, ale przyjemnie. Oczywiście jeśli będziesz chciała i mogła zostawić swojego przyjaciela-Holly jąkała się lekko dołączając do tego chichot.
-Pewnie, jak najbardziej mam ochotę-odpowiedziałam po chwili lekko zmieszana, ponieważ tak naprawdę nie wiedziałam czego dziewczyna ode mnie oczekuje- myślę, że to będzie ciekawe przeżycie-oznajmiłam patrząc na nią-wyjazd z tobą, nie zostawienie Louisa-zaśmiałam się głośno wyjaśniając. 

Nie kontynuowałyśmy dalej tematu, jedynym celem dzisiejszego wplątania go w rozmowę była moja zgoda, którą Holly otrzymała. Więc czy była potrzeba, aby obgadywać szczegóły właśnie w tym momencie? Do końca szkoły jeszcze ponad dwadzieścia dni. Nie sądzę, żeby do tego czasu coś w moim życiu się zmieniło.
***
Nie chciałam przeszkadzać w domu rodzicom Holly, więc około dziewiątej wieczorem postanowiłam wrócić do domu. Był początek lata, dni były bardzo długie i nie obawiałam się wracać sama. Wiele osób o tej porze wychodziło, zapewne na jakieś imprezy. Przez około połowę dystansu jechałam autobusem, za to już konkretnie do celu postanowiłam się przejść. Było ciepło, dlatego nie miałam z tym większego problemu. Przechadzałam się wzdłuż miasta, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącego sms’a.

Od: Louis
„Żądam rewanżu, wspominałem już o tym, prawda? Nie powinnaś być tak dumna z oszustwa, Alice :( xx”
Uśmiechnęłam się do ekranu.

Do: Louis
„Wspominałeś. Tak z sześć razy, nie wliczając tego przed chwilą. Wiesz, tak szczerze to prawie nie oszukiwałam. Jedyną rzeczą wbrew zasad, do jakiej się dopuściłam był falstart. Po prostu jestem lepsza, Louis. Taka przykra rzeczywistość :( xx”

Od Louis:
„Czekaj, co? Ty lepsza? Sorki, to był zwykły fart, nic więcej, uwierz. Więc ty też potrzebujesz rewanżu, żeby zobaczyć swoje zero procentowe szanse, wiesz? xx”

Do Louis:
„Nie potrzebuję rewanżu, wiem, że jestem lepsza. A ty chcesz, żeby do niego doszło, bo wstydzisz się tego, że przegrałeś z dziewczyną, wiesz? xx”

Śmiałam się pisząc wiadomości. W ostatniej celowo użyłam tego samego zakończenia, byłam ciekawa czy to zauważy. Oczywistym było, że to Louis był lepszy w jeździe, ale droczenie się z nim było… dość ciekawe.

Od: Louis
„Aliice, serio, po prostu zaakceptuj to, że Bóg zwyczajnie nie chciał, żebyś rozpaczała nad przegraną, dlatego dał ci trochę szczęścia i wygrałaś. To byłoby na tyle xx”

Do: Louis
„Loouis, serio, po prostu zaakceptuj to, że zaraz mój rachunek za telefon przekroczy przyzwoitą sumę, więc zamiast kłócić się, uznaj, że wyścig zakończył się na moją korzyść i nie będzie żadnego rewanżu. To byłoby na tyle xx”

Od: Louis
„Okeej, uznaję. Ale tylko dla tego, że przekonałaś mnie tym rachunkiem :( ”

Do Louis:
„I to wystarczy. Muszę kończyć :( Wracam do domu, nie chcę żeby jakiś samochód mnie potrącił podczas kiedy piszę z tobą. Dobranoc, Lou xx”

Od Louis:
„Dobranoc, bądź ostrożna xx”

Z wielkim bananem na twarzy dotarłam do domu zastając moją mamę siedzącą przed telewizorem i oglądając swój ulubiony serial. Przywitałam się z nią po czym od razu wyruszyłam do swojego pokoju. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko co stało się dzisiaj było rzeczywistością. Było autentyczne, prawdziwe. Czułam, że każdy kawałek mojego życia powoli zaczynał się całkowicie zmieniać. Tak jakby ktoś po prostu przyszedł i rozkazał: „Czas na zmianę!”.
_________________________________________
Wiecie co mnie przeraża? Że z rozdziału na rozdział robią się one coraz dłuższe :D Jestem niesamowicie ciekawa ile znaków będzie miał ostatni... 

Muszę z przykrością oznajmić, że do listopada musimy się przyzwyczaić do nowych rozdziałów wyłącznie w czwartki :( W listopadzie znów zmieni mi się plan, więc trzymajmy kciuki, aby na lepsze :)

Kończąc, żeby nie rozpisać się za bardzo dodam tylko: KOMENTUJCIE, POLECAJCIE, UDOSTĘPNIAJCIE! Uściskii xx

P.S. Pojawiła się nowa zakładka/strona, gdzie możecie dowiedzieć się co zrobić, żeby być informowanym o nowych postach, jeśli nie chcecie lub nie możecie go obserwować :) Zapraszam!

czwartek, 19 września 2013

Rozdział 10



*Oczami Alice*
To wcale nie jest dziwne, że rumienię się tak w towarzystwie Louisa. Zwłaszcza kiedy plotę coś, co nie powinno wydostać się z moich ust, więc nie śmiejcie się ze mnie! Każdy zareagowałby tak na moim miejscu. Ten jego wzrok zawieszony na moich policzkach i uśmiech powodują, że wyglądam jakbym dostała najwyższej w świecie gorączki. Przynajmniej z mojej perspektywy…
Szliśmy powolnym krokiem rozmawiając. Powiedzmy, że gdyby nie moja „wpadka” pogaduszka byłaby idealna. Wiatr przyjemnie otulał nasze twarze, podczas gdy słońce przypiekało kark.
-Masz prawo jazdy?-spytał nagle Louis.
-Eee… skąd to pytanie?-zaśmiałam się wciąż nie udzielając odpowiedzi-znaczy nie, nie mam. Gdybym miała samochód może bym próbowała je zdobyć, ale podobno w tych czasach wcale nie jest tak prosto zdać. Chociaż z drugiej strony nie wiem czy byłoby mi potrzebne.
-To dzisiaj poćwiczysz jazdę, może kiedyś ci się przyda-uśmiechnął się. O czym on mówi?-idziemy na gokarty-dodał i jeszcze bardziej wygiął swoje usta w uśmiechu. Wybuchłam śmiechem. Że co? Gokarty, tor i ja? Zdecydowanie nie. Tym bardziej, że nigdy nie lubiłam takich zabaw-co cię tak śmieszy?-zero reakcji-Alice?
-Wybacz. Po prostu… ja i kierownica? Nie wyobrażam sobie tego. To byłaby katastrofa!-powiedziałam próbując się trochę uspokoić.
-Daj spokój. I tak nie masz wyboru, wszystko zaplanowane- odparł zwracając się ku mnie.
-Ale ja naprawdę nie chcę, żeby wybuchła trzecia wojna światowa- również na niego popatrzyłam już mniej weselej niż wcześniej-jeszcze z mojego powodu.
-Z tego co wiem nie da się spowodować bitwy nie najlepszą jazdą na gokarcie-zażartował-nawet samochodem. Przetrwasz.
Żaden argument nie przekonał Louisa. Wolałam się już nie odzywać, po prostu umrzeć. Na serio. Za jakie grzechy będę musiała to robić? Dlaczego akurat to? Może od razu skoczmy potem ze spadochronem? Albo po prostu kupmy żyletki. Na jedno wyjdzie.
Kiedy odebraliśmy kaski i zapłaciliśmy za wejście, a właściwie Louis zapłacił (ah, ten gentelman), udaliśmy się w stronę toru. W co ja się wpakowałam? Liczyłam na… dobra, nie ważne. To, że liczyłam na romantyczny spacer po parku i obiad nie powinno was obchodzić. A gdzie skończyłam? W części miasta całkiem oddalonej od parków, pięknych alejek i restauracji.
-Pedał gazu i hamulec chyba umiesz rozróżnić, nie? To jedyne co Ci potrzebne!-Louis starał się przekrzyczeć dźwięki, które wytwarzały pojazdy używane przez inne osoby.
-Och, dzięki! Aż tak pusta nie jestem!-również wykrzyczałam wywracając oczami. Chłopak zaśmiał się i szedł obok mnie w stronę gokartów, których mieliśmy używać. Samo wejście nie było tak złe jak jazda. Wystartowałam szybciej niż brunet mając nadzieję, że może oszustwem uda mi się go pokonać i jako pierwszej przejechać cztery okrążenia. Przez pierwsze starałam się nauczyć panować nad maszyną, która wyglądała na tak łatwą w użyciu, a w rzeczywistości kiedy ja ją obsługiwałam musiałam hamować na każdym zakręcie, żeby nie wyjechać z toru. Kiedy w drugim szło mi nieco lepiej niebieska wyścigówka, którą kierował Louis wyprzedziła mnie z prędkością światła. NIE! Nie po to dałam się tu już zaciągnąć, żeby zaraz mnie dublował! Starałam się lepiej prowadzić, docisnęłam lekko gazu, a kiedy mój przeciwnik wpadł w poślizg dwa zakręty przede mną, moja stopa stała się jeszcze cięższa. Nieznacznie go wyprzedziłam, kiedy odzyskiwał panowanie nad pojazdem. Ostatnie cztery zakręty. Jeśli tego nie zniszczę, uda mi się. Dwa pierwsze poszły dość gładko, jednak na trzecim Louis uderzył w mój gokart przez co zrobił sobie miejsce i mnie wyprzedził. Ostatni cień szansy to idealnie wzięty zakręt dziesięć metrów przed metą. Dodałam gazu i pięknie go „ścięłam”, co stało się moją przepustką do wygranej. I w tym momencie żałowałam, że nie zażądałam żadnego zakładu, na przykład… przegrany zabiera zwycięzcę na obiad. To byłoby spełnienie moich oczekiwań, tak w połowie. Nieważne. Więc kiedy już wszystko było jasne….
-WYGRAŁAM!-wydarłam się na całe gardło kiedy wyskoczyłam z pojazdu i obserwowałam chłopaka robiącego to samo.
-Dałem Ci fory, wystartowałaś za wcześnie. Jednym słowem: oszukiwałaś-powiedział jakby nigdy nic.
-Widzisz! Mówiłam, że spowoduję kolejną wojnę! Zanim cokolwiek dodasz, teraz ja wybieram cel. Idziemy na lemoniadę-powiedziałam i wyrzuciłam rękę w górę obracając się i wskazując na wyjście. Wiecie co? Nie było aż TAK źle.
***
-Naprawdę?! Nie wierzę!-śmiała się Holly w niebogłosy-jak to możliwe?
Jej śmiech był strasznie zaraźliwy, zwłaszcza, że ta sytuacja też mnie bawiła. Louis albo jest tak świetnym aktorem i ma poczucie humoru albo naprawdę obrażał się za to, że wygrałam. W późniejszych losach spotkania nie wydarzyło się już nic ciekawszego niż to.
-Nie mogę nadal w to uwierzyć,  na serio masakrycznie prowadzę!-starałam się nie opluć ani siebie, ani niczego wokół śmiejąc się i opowiadając o wszystkim jednocześnie.
Nagle naszą głupawkę przerwały otwierane drzwi.
-Holls, mamusia prosi, żebyś przyszła do kuchni-zza framugi wychyliła się główka małej siostry Holly.
-Hannah, ile razy mówiłam Ci, żebyś…-nie zdążyła dokończyć, bo dziewczynka wycofała się z pokoju-Jezu, jak ona mnie irytuje! Pięcioletni potwór! Dopłacę ci, żebyś go ode mnie zabrała.
-Stoi-przytaknęłam podekscytowana i wróciłam wraz z dziewczyną do obgadywania dzisiejszego spotkania.
____________________________________________
Po pierwsze: tak strasznie Wam dziękuję za to, że łączna liczba wyświetleń zwiększyła w niecały tydzień (...Paula liczy...) prawie czterokrotnie! Doszło czterech nowych obserwatorów! Naprawdę, jedno, wielkie MASSIVE THANK YOU!

Trzymajcie tak dalej!

Po drugie: znów strasznie późno dodaję rozdział. Naprawdę postaram się to zmienić :c

I na finał: KOMENTUJCIE, OBSERWUJCIE, POLECAJCIE! Nie krępujcie się :D



czwartek, 12 września 2013

Rozdział 9



*Oczami Alice*

Obudziłam się pełna energii i chęci do życia. Tak powinnam powiedzieć, prawda? No cóż… otóż nie. Obudziłam się masakrycznie zmęczona i jedynym czego chciałam to wyłączenie tego bezsensownego urządzenia, które większość ludzi zwie budzikiem i ponowne zaśnięcie. Dziesiąta. Spałam… sześć godzin? Jezu, jak mogłam tak późno się położyć spać? Jestem wielkim śpiochem i powinnam wiedzieć, że trzeba się położyć wcześniej, skoro przede mną taki dzień. No cóż… powód? Holly. Ciągła rozmowa z Holly. Jak tylko ją dziś zobaczę zabiję na miejscu. Ugh! Z racji tego, że miałam stosunkowo dużo czasu i nie wiedziałam co się dzieje wokół zdecydowałam się na prysznic, żeby się „ożywić”.  No tak… geniusz Alice nie wzięła do łazienki ciuchów. Przeszłam do swojego pokoju owinięta ręcznikiem i ubrałam to, co zaplanowałam już tego dnia, kiedy Louis zaproponował spotkanie. Wyglądałam… przyzwoicie. Spięłam włosy w koka, pomimo tego, że wcale nie było gorąco na zewnątrz. Po prostu uważam, że w tej fryzurze wyglądam najlepiej. Pomalowałam rzęsy i udałam się do kuchni. Po ostatnim wypadku zdecydowałam się na kanapki i sok z lodówki. Jezu, już chyba nigdy nie zrobię sobie sama herbaty. Kiedy skończyłam jeść było wpół do dwunastej-och, mogłam jeszcze spokojnie pospać piętnaście minut! Zasze muszę być robić wszystko przed czasem… 

*Oczami Louisa*

Obudziłem się próbując rozgryść datę, godzinę i to co się dzieje.  Zerknąłem na telefon-sobota, 11:32. Za wcześnie, żeby wstawać, i tak dzisiaj nic nie… CHOLERA! Wyskoczyłem spod pościeli jak oparzony. Jak mogłem zaspać? Niewyobrażalny błąd. Jest zdecydowanie za późno na wszystko! Na śniadanie, prysznic, cokolwiek. Wskoczyłem w jeansy, które leżały na krześle i pierwszą lepszą koszulę z szafy. Lustro, lustro i załamka. Poszedłem szybkim krokiem do łazienki i zacząłem układać swoje włosy. Naprawdę, jak mogłem do tego dopuścić? Spojrzałem na zegarek i dosłownie pobiegłem do kuchni łapiąc jabłko. Zamknąłem mieszkanie i udałem się na przystanek autobusowy. Jeśli pójdę pieszo będę pod domem Alice około 12:15, jeśli pojadę autobusem powinienem być o 12:10, ale jest ryzyko korków przez co mogę wyjść na zero lub nawet na minus. Postanowiłem jednak się przejść. A właściwie przebiec, kiedy skończyłem jeść owoc do tego właśnie doszło. Kiedy byłem już blisko celu zwolniłem kroku, pomimo tego, że byłem już spóźniony. Nie chciałem mieć zadyszki witając się z Alice. Kiedy doszedłem na miejsce mój oddech był w miarę unormowany. Zegarek-tak jak myślałem, 12:14. Niezłe spóźnienie, Tomlinson, gratulacje. Zadzwoniłem raz dzwonkiem i już po chwili mogłem patrzeć na dziewczynę, z którą się umówiłem.
-Cześć, strasznie przepraszam za spóźnienie-powiedziałem i sam nie wiedziałem czy powinienem się uśmiechnąć czy pokazać po mojej minie, że jest mi głupio. Wybrałem drugą opcję.
-Hej. Nie ma sprawy, każdemu mogło się zdarzyć-posłała mi swój uśmiech, który odwzajemniłem-wejdź na chwilę, muszę wyłączyć laptopa-powiedziała i odsunęła się na bok robiąc mi miejsce.
-Okej-zrobiłem tak jak powiedziała. Poczekałem na nią w przedpokoju, aż wróci i ubierze buty. Wyszliśmy ocierając się o swoje ramiona. Alice zamknęła drzwi na klucz i odwróciła się do mnie wciąż uśmiechając. Szliśmy powolnym krokiem w stronę parku-tak jak planowałem.-Co u ciebie? Jak minął tydzień?-spytałem patrząc na nią.
-Ciężko określić.  Oberwało mi się paroma trójami, ale za to poznałam Holly. Jest ode mnie o rok młodsza, ale bardzo podobna charakterem. Wydaje się być okej-usłyszałem po czym nasze spojrzenia się skrzyżowały-a tobie?-spytała, a ja odwróciłem wzrok lekko speszony. Czekajcie, co? Ja? Speszony? Nie, na pewno coś mi się pomyliło.
-Nieźle. Spotykałem się trochę ze znajomymi, spędziłem trochę czasu z siostrami. W sumie nic specjalnego –wzruszyłem lekko ramionami.
-Nie wierzę, każdy ma rodzeństwo, tylko ja jestem jedynaczką. Czemu? Co za niesprawiedliwość!-prychnęła Alice, a ja zaśmiałem się cicho.
-Nie każde rodzeństwo jest fajne, uwierz. Zwłaszcza siostry, kiedy dorastają-starałem się zapewnić dziewczynę. Jednak ona dała mi do zrozumienia, że to nie ma znaczenia i i tak chciałaby mieć w domu kogoś innego niż tylko rodziców-a ta Holly? Jak się poznałyście?-spytałem.
-Wiesz…-zaczęła niepewnie-po dość długim czasie uznałam, że w końcu trzeba wyjść do ludzi i z kimś zaprzyjaźnić. Zanim to zrobiłam naprawdę nie miałam do kogo się odezwać. Ale kiedy poznałam ciebie pomyślałam, że może nie wszyscy są tacy chamscy, sztuczni i myślący tylko o tym, jak być popularnym-mówiła dość szybko, jednak nagle przerwała i prawie niezauważalnie rozszerzyła oczy jakby w coś nie wierzyła i… albo mi się zdawało albo jej policzki lekko się zaróżowiły, słodko-zauważyłam ją w szkole i zaczęłam rozmowę-dokończyła jeszcze szybciej, niż zaczęła. Tak, jakby natychmiast chciała zmienić temat.
__________________________________________
Musieliście czekać aż 9 rozdziałów, żeby przeczytać jakąś sytuację z perspektywy Louisa, haha :D 

Mam już stały plan i złą wiadomość: nowe rozdziały prawdopodobnie będą się pojawiały tylko w czwartki. Uwierzcie, próbowałam napisać ten rozdział od wtorku i wrzucić go jak najszybciej, jednak nic z tego nie wyszło :c Zresztą, zobaczymy, może w kolejnych tygodniach będzie inaczej. Oby.

KOMENTUJCIE i piszcie coś od siebie! Ostatnio trochę się zawiodłam, przy postach było zazwyczaj po 5/6 komentarzy, a przy dwóch ostatnich tylko 3 :/ Zmieńcie to, proszę! Wieelkie całusy xx

czwartek, 5 września 2013

Rozdział 8



*Oczami Alice*
Bogu dzięki-pomyślałam po czym wstałam i bacznie obserwowałam Louisa, który zbliżał się do kasy.
-Już myślałam, że będę tu musiała przyjść też jutro-powiedziałam i wywróciłam oczami. Chłopak zaśmiał się cicho.
-Bo będziesz musiała-wtrąciła moja mama uśmiechając się. Zawsze chce mnie wrobić i zmuszać do tego, żeby przyłazić tu codziennie. O nie!
-Zobaczę, jutro mam dużo nauki-skłamałam nawet na nią nie patrząc-więc… twoja marynarka-dodałam i wyciągnęłam zza lady odłożone ubranie-naprawdę powinnam ci dać chociaż jakiś rabat.
-Na nową kolekcję?! Nie ma mowy!- znów usłyszałam głos kobiety.
-Czyli minus 20 procent…-wyszeptałam. W sumie ona o niczym nie musi wiedzieć, potem dołożę ze swoich pieniędzy to, co odjęłam. Po problemie.
-Przestań, nie dawaj mi żadnego…-zaczął.
-Za późno-powiedziałam wpatrując się w kasę i uśmiechając triumfalnie. Włożyłam artykuł i rachunek do torby i podałam Louis’owi-dziękujemy za zakupy-zaśmiałam się.
-Dzięki-uśmiechnął się-więc skoro jestem ci winien kasę-zaczął po chwili-powinienem się z tobą umówić, nie? Znaczy, wiesz… zaprosić na kawę czy coś-dodał odwracając lekko wzrok. Czy… to dzieje się naprawdę? On zaprosił mnie na kawę! Co prawda tylko dla tego, że chce „oddać” pieniądze, ale może to tylko wymówka. Zresztą, nieważne. Ważne… aaa! Odchrząknęłam cicho, żeby zmniejszyć ilość nerwów w moim głosie.
-Louis, na serio nie jesteś mi winien ani grosza-zaczęłam-ale na kawę chętnie pójdę. Jeśli to nie problem-dołączyłam szybko do mojej wypowiedzi. Jezu, zaraz umrę. Wyłączyli klimatyzację czy co, że jest tu tak gorąco?
-Pewnie, że nie.  To co? Sobota, 12:00 i… skoro już i tak wiem gdzie mieszkasz to mogę po ciebie przyjść-zaproponował chłopak i posłał mi uśmiech. Boże, naprawdę! Włączcie w końcu tą klimę! Może po prostu znowu nie ma prądu? Teraz to już w sumie mam obsesję na tym punkcie.
-Okej-to jedyne na co było mnie stać, zwyczajnie wpatrywałam się w te jego niebieskie oczęta i dopiero po chwili się ożywiłam-będę czekać, do zobaczenia. Louis rzucił tylko krótkie ‘pa’ po czym opuścił sklep. Czy to spotkanie mam uznać jako randkę? Czy może zwyczajne spotkanie przyjaciół? W końcu chce tylko oddać kasę, tak? W ogóle jesteśmy przyjaciółmi? Tyle pytań przez jedno wydarzenie-oby wszystkie poszły w niepamięć jak najszybciej.
***
Pomimo naszej krótkiej znajomości z Holly zdążyłyśmy się polubić. Mamy o czym rozmawiać, bo strasznie interesuje mnie jej hobby. Filmy-pamiętacie? Na serio mogę o tym słuchać godzinami. Ostatnio dowiedziałam się, że wybrała nasze liceum tylko dlatego, że większość osób studiujących aktorstwo i inne kierunki dotyczące jej zainteresowań w okolicy ukończyło właśnie tą szkołę. Nikt jej znajomych się tu nie dostał. Dziś postanowiłyśmy pójść po lekcjach na shake’a. Było dość gorąco i przy okazji mogłyśmy pogadać i się pośmiać. Czas minął nam naprawdę przyjemnie. Właśnie-uwaga, nowa wiadomość. Holly ma młodsze rodzeństwo! Siedmioletniego brata i pięcioletnią siostrzyczkę. Strasznie chciałabym je zobaczyć! Lubię małe dzieci, ale bardzo rzadko się nimi zajmuję czy ogólnie rzadko bawię, rozmawiam. Po prostu nie mam jak. Brak własnego rodzeństwa i wcześniej brak znajomych z rodzeństwem.
-Wpadniesz do mnie w sobotą wieczorem? Tak koło szóstej?-spytała dziewczyna. Sobota pełna wrażeń? Najpierw randka, znaczy spotkanie z Lousiem, potem wypad do Holly. Wydaje się być okeej.
-Jeśli nie będę dla ciebie problemem to bardzo chętnie-odpowiedziałam patrząc na nią i uśmiechając się.
-Świetnie. Będzie mi miło. Jestem strasznie ciekawa miny mojej mamy jak cię przyprowadzę i powiem, że jesteś moją znajomą ze szkoły-zachichotała cicho i także zatrzymała swój wzrok na mnie. A ja? A ja jestem ciekawa reakcji mojej mamy, kiedy otworzy drzwi takiemu przystojniakowi jak Lou.
____________________________________________
Więc mamy kolejną część. Wciąż nie mam stałego planu lekcji, dlatego nadal nie mogę dokładnie określić kiedy będą pojawiały się kolejne posty. Myślę, że za tydzień wszystko się wyjaśni. I jak zawsze: KOMENTUJCIE! Jeśli możecie pomóżcie mi też trochę w wypromowaniu bloga, będę bardzo wdzięczna jeśli polecicie znajomym czy udostępnicie na swoim blogu czy stronce. Oczywiście się odwdzięczę!!! Całuusy, xx